Jeśli spojrzeć na historię powstania tej płyty, jako na pewien ciąg zdarzeń o charakterze przyczynowo-skutkowym, być może jej początku należy doszukiwać się gdzieś w Chinach. Bardzo bowiem możliwe, że gdyby nie COVID, do jej powstania nigdy by nie doszło.
Było tak: gdy w czerwcu 2020 roku poluzowano nieco restrykcje związane z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2, Mateusz Pospieszalski po kilkumiesięcznej izolacji domowej, zapragnął wraz z rodziną wyjechać gdzieś na wakacje. Nie chciał wyjechać gdziekolwiek. Miał ściśle sprecyzowane oczekiwania. Zależało mu na tym, aby znaleźć miejsce z dala od ludzi, za to blisko natury. W tamtym czasie nie było to zadaniem łatwym. Jak to zwykle w tego typu sytuacjach bywa, pomógł przypadek, który sprawił, że Mateo skorzystał z gościnności Janusza Palikota. Potem zdarzenia potoczyły się lawinowo. Zauroczony przestrzeniami północnej Suwalszczyzny, postanowił nagrać płytę zupełnie solo i w naturze (nie tylko na Suwalszczyźnie). Tak powstała płyta "Tam i sam". Sponsorem tego równie oryginalnego, co odważnego wydawnictwa, została oczywiście należąca do Janusza Palikota Tenczyńska Okovita. Tymczasem Mateusz Pospieszalski rozsmakował się w grze na tle przestrzeni znacznie mniej oczywistych, niż studio nagraniowe. I w ten sposób zrodził się pomysł, aby nagrać koncert w fabryce. Fabryki szukać nie trzeba było. Janusz Palikot ma. Pod koniec czerwca 2021 roku, w Internecie wyemitowane zostało nagranie wideo z serią występów zarejestrowanych w halach fabrycznych browaru. Tuż po emisji, podczas wideo czatu z udziałem Mateusza Pospieszalskiego, Janusza Palikota oraz widzów, padła deklaracja, że materiał ten ukaże się na CD oraz na winylu. Wówczas nie wiadomo było, na ile poważnie należy traktować te zapowiedzi. Szybko jednak okazało się, że sprawa jest jak najbardziej poważna.
29 grudnia, rok i 8 dni po premierze płyty "Tam i sam", ukazała się płyta "Tam i sam - koncert w fabryce". Jeśli chodzi o stronę muzyczną wydawnictwa, wiele nie napiszę. Nie dlatego, że jest nieważna. Przeciwnie: jak w przypadku każdej płyty, jest najważniejsza. Ale... wszelkie próby opowieści na temat tej muzyki, z góry skazane są na niepowodzenie. Ten, kto słyszał album "Tam i sam", z grubsza będzie wiedział, czego się spodziewać. Tym, którzy nie słyszeli, mogę powiedzieć jedynie tyle: na płycie zarejestrowany został Mateusz Pospieszalski, sam na sam ze sobą, w poszukiwaniu najpiękniejszych brzmień. Jest to album całkowicie solowy. Wybitny muzyk, instrument, dźwięk i przestrzeń. Ile jest na tej płycie czystej improwizacji a ile motywów, które krążyły po głowie Mateusza już wcześniej, tego nie wiem. Żaden utwór z tego krążka nie trafi nigdy na żadną listę przebojów. Ale zapewne podczas nagrywania, ani przez moment nie było to celem. Zupełnie nie po to ta płyta powstała. To jest album dla tych, którzy lubią eksperymenty, szukają czegoś innego niż to, co mogą znaleźć w radio, no i dla tych, którzy doceniają kunszt Mateusza Pospieszalskiego. Zwracam uwagę na jedno: czym innym jest zagrać w ciekawej przestrzeni, na przykład w tunelu a czym innym profesjonalnie to zarejestrować w taki sposób, aby było to zbliżone do rzeczywistości. A tutaj brzmi to rewelacyjnie.
Sam Mateo o swoich wrażeniach napisał tak: "Ciekawe było to, że podczas mojego występu pracownicy przy taśmach produkcyjnych w ogóle nie odbierali mnie jako kogoś obcego, byłem dla nich kolejnym głosem fabryki. I to dla mnie jest najważniejsze by być jednym z elementów tego świata który harmonicznie współpracuje z tym co nas otacza".
Myślę, że powyższe słowa sporo mówią na temat głównej idei tego albumu. Idee jednak bywają różne, ale samej muzyki nikt nie opowie. Pozna ją tylko ten, kto jej wysłucha.
A skoro o stronie muzycznej zostało już wspomniane, warto w tym miejscu omówić sobie, co właściwie się ukazało?
Po pierwsze ukazała się płyta CD. Okładka w formie digipack ozdobiona jest pięknymi grafikami Krzysztofa Kokoryna, który znany jest zarówno sympatykom Mateusza Pospieszalskiego, jak i Voo Voo, niemal równie dobrze, co Jarosław Koziara. Strona plastyczna jest wielkim atutem tego albumu. Wszystkie elementy pięknie się uzupełniają. Projekt okładki oceniam bardzo wysoko. Efekt końcowy bardzo mi się podoba. Powiedziałbym, że miło jest mieć takie wydawnictwo.
Ale jeszcze milej jest mieć płytę winylową. W tej wersji otrzymujemy 3 w jednym. Po pierwsze oczywiście w zestawie znajduje się album elegancko wytłoczony na przezroczystym winylu.
Po drugie, w komplecie jest również wersja CD. Warto zauważyć, że okładka w tym przypadku różni się od tej, która zdobi samodzielną wersję kompaktową.
A gdy wyjmiemy z kieszonki płytę CD, ujrzymy kod QR, który odsyła do tajnego linku z zapisem koncertu w formie wideo.
Tak więc kupując winyl, otrzymujemy możliwość obcowania z najnowszą muzyką Mateusza Pospieszalskiego w trzech różnych formatach. Ale... Tak samo, jak o muzyce trudno opowiedzieć, trudno również oddać walory fizycznego wydawnictwa za pomocą zdjęć czy filmów. Widziałem już sporo zdjęć tej płyty gdzieś w Internecie, sam też jakieś robiłem i to wszystko ma się zupełnie nijak w stosunku do albumu trzymanego w rękach. A ten wydany jest prześlicznie i z dbałością o najmniejsze detale. Wygląda obłędnie dobrze. Płyta świetna do własnej kolekcji ale równie dobrze może być znakomitym pomysłem na gustowny prezent. Polecam.