Mam nadzieję że wielbiciele zespołu Voo Voo, Wojciecha Waglewskiego, Mateusza Pospieszalskiego, Karima Martusewicza, Michała Bryndala i projektów w które angażują się muzycy, znajdą tutaj dodatkowe źródło informacji.

niedziela, 29 sierpnia 2021

Mateusz Pospieszalski - Retrospekcje. Relacja z koncertu.

26 sierpnia w Filharmonii Częstochowskiej odbył się koncert, zatytułowany "Mateusz Pospieszalski - Retrospekcje".
Wydarzenie było próbą dokonania rzeczy niemożliwej, bowiem miało na celu zaprezentowanie dokonań tego niezwykłego artysty w formie przekrojowej. Jednak aby zrobić to w sposób względnie wyczerpujący, trzeba by było zaprosić armię czołowych polskich wykonawców a koncert musiałby trwać 4 razy dłużej. To oczywiście nie było możliwe, zatem potrzebny był jakiś pomysł, który pozwoliłby zamknąć całość w rozsądnych ramach czasowych. Jakkolwiek wymagało to kompromisów, to jednak udało się ostatecznie stworzyć wspaniały koncert.
Oprócz Mateusza na scenie pojawili się: Wojciech Waglewski, Michał Bryndal, Anna Maria Jopek, Sebastian Karpiel-Bułecka, Adam Nowak, Antoni Gralak, Max Mucha, rodzina Pospieszalskich, Adam Woronowicz i kilku innych artystów. Przy czym trzeba wspomnieć, że pierwotnie występ reklamowany był pod hasłem: Mateusz Pospieszalski i przyjaciele. Myślę, że dobrze, iż ta nazwa została zmieniona, bo za muzycznych przyjaciół Mateusza Pospieszalskiego, z pewnością może się uważać znacznie więcej osób. W konsekwencji, komuś kto nie został zaproszony do wspólnego występu, mogłoby się zrobić przykro, że nie został zaliczony do grona przyjaciół.
Mimo stosunkowo krótkiego czasu promocji tego wydarzenia w mediach, Filharmonię Częstochowską wypełnił komplet widzów.
Koncert rozpoczął się od hymnu Czętochowy, który Mateusz wykonał w artystycznej aranżacji. Następnie, namówiony przez Piotra Metza, zagrał „Marsz Psa Plutto”, czyli swoją pierwszą kompozycję, o której wielu słyszało, ale mało kto miał możliwość ją poznać.
W dalszej kolejności zgromadzona publiczność miała okazję usłyszeć utwory „Taniec” z płyty „EMPE3” oraz „Tylko” z albumu „Tralala”. W pierwszym z nich, na szczególną uwagę zasłużyła gra Marka Pospieszalskiego, który bez wątpienia odziedziczył talent po ojcu.
Następnie na scenie pojawił się Wojciech Waglewski, z którym Mateusz współpracował zdecydowanie najwięcej podczas swej muzycznej kariery. Panowie na początek wykonali wspólnie kompozycję „Łobi Jabi”, którą Wagiel zapowiedział jako chyba najbardziej znany utwór Mateusza. To akurat teza bardzo dyskusyjna. Mateo, jako człowiek niezwykle skromny, nigdy przesadnie nie afiszował się ze swoimi osiągnięciami. Jego utwory najczęściej wykonują artyści o znacznie głośniejszych nazwiskach a publiczność bawiąc się przy kompozycjach Mateo, często nie ma zielonego pojęcia na temat ich twórcy. Ale myślę, że takie utwory, jak na przykład „Boso”, czy chociażby temat przewodni do serialu „Blondynka”, są znacznie bardziej znane szerokiej publiczności, niż „Łobi Jabi”. Największy, bo międzynarodowy rozgłos zdobyła chyba napisana przez Mateusza Pospieszalskiego i Wojciecha Waglewskiego dla Justyny Steczkowskiej, piosenka „Sama”, z którą artystka reprezentowała Polskę na festiwalu Eurowizji. Ale Wojciech Waglewski w jakiś sposób ma rację. Utwór „Łobi Jabi”, samodzielnie, wraz z utworem „Flota Zjednoczonych Sił”, lub kompozycją „Karnawał”, tylko na oficjalnych płytach ukazał się w 13 różnych wersjach i interpretacjach, a kolejne wykonania można zobaczyć dodatkowo jeszcze na 5 płytach DVD. Piosenka wykonywana była przez największe polskie chóry i orkiestry. Myślę, że dla wielu osób jest jednym z symboli związanych czy to z Voo Voo, czy z samym Mateuszem. Występ w Częstochowie był okazją, aby zaprezentować publiczności „Łobi Jabi” w zupełnie nowej, pięknej wersji.
Wojciech Waglewski pojawił się jeszcze w trzech kolejnych utworach pochodzących z płyt Mateusza Pospieszalskiego, pokazując przy okazji, że wstawiłby solówkę chyba nawet do dzwonka od domofonu. Ale, kurczę, jest to naprawdę urocze i fajne.
Kolejną częścią koncertu były utwory z albumu „Pamiętnik z Powstania Warszawskiego”, podczas których Mateuszowi towarzyszyli Adam Woronowicz, Adam Nowak i Anna Maria Jopek. Mateo nigdy nie ukrywał jak ważny był to dla niego album. Po 13 latach od premiery, ten materiał wciąż bywa w całości wykonywany na koncertach. W Częstochowie Mateusz Pospieszalski oraz Adam Nowak z trudem ukrywali łzy wzruszenia podczas tej części.
Następnym punktem programu były utwory z „Księgi Psalmów”, czyli jednego z albumów Mateusza Pospieszalskiego, który wciąż czeka na swoją sklepową premierę, jakkolwiek jakiś czas temu miał już swoją premierę koncertową.
Bohaterką kolejnej części koncertu była Anna Maria Jopek, z którą Mateusz wykonał utwory „Ślady po Tobie” oraz „Ja wysiadam”. Do obydwóch napisał oczywiście muzykę. Zwłaszcza ta druga kompozycja została niezwykle gorąco przyjęta przez publiczność.
Następnie rodzina Pospieszalskich wykonała wspaniałą kompozycję z tekstem na podstawie wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, zatytułowanego „Promienie”. To utwór z kolejnej płyty, która wciąż czeka na swoją premierę. Będzie to album Pospieszalskich, wykorzystujący wiersze wielkich polskich poetów.
Następnie na scenie ponownie pojawił się Adam Nowak, aby wspólnie z Mateuszem i innymi artystami wykonać kompozycję „Rozbitkowie”, którą Mateo skomponował dla ofiar konfliktu w Syrii. Był to kolejny utwór, podczas którego, rodzina Pospieszalskich pokazała swój ogromny muzyczny potencjał.
Publiczność bardzo ciepło przyjęła pojawienie się na scenie Sebastiana Karpiela-Bułecki, który wykonał z Mateuszem utwory „Boso” oraz „Kiebyś ty”.
Końcówka koncertu to jeszcze jeden utwór z niewydanego albumu „Pospieszalskich” oraz finał, w trakcie którego większość artystów wykonała piosenkę „Jerycho” z albumu „Tralala”.
Na bis, Mateo ponownie wykonał hymn Częstochowy.
To taki skrót, jeśli chodzi o to, co działo się na scenie. Jak widać, pojawiło się sporo różnych elementów. Trochę starych rzeczy, trochę świeżych i trochę takich, które dopiero przed nami. Zatem jakieś spojrzenie na twórczość Mateusza Pospieszalskiego publiczność otrzymała. Konkretniej: takie, jakie wymyślił tego wieczoru sam Mateusz. Oczywiście zabrakło w tym wszystkim wielu elementów. Kolęd może nikt o tej porze roku nie oczekiwał, ale nie zaistniały na przykład żadne motywy z muzyką filmową czy teatralną, nie zaistniał Tie Break, Svora i wiele innych projektów (chociaż na scenie w kilku numerach pojawiał się Antoni Gralak). Jednak to nieważne. Koncert i tak był naprawdę znakomity.
Całość wydarzenia poprowadził Piotr Metz. Człowiek, którego dowcipy w czasach RMF FM, najdelikatniej rzecz ujmując, nie bawiły mnie wcale, potem nie byłem zachwycony tym, co robił w Trójce, ale napisał książkę o Voo Voo. I chociaż różni ludzie różnie ją oceniają, u mnie za ten wysiłek ma wielkiego plusa. Doceniam również to, że stale gdzieś tam promuje ten zespół oraz jego muzyków. W Częstochowie jednak poradził sobie średnio. Zamiast ciężkawych dowcipów i okrągłych formułek typu „jak to miło że kupiliście bilety w tym trudnym czasie”, wolałbym aby w większym stopniu skupił się na konkretach. To był koncert zagrany mniej więcej w 40 rocznicę pierwszego występu, za który Mateo otrzymał wynagrodzenie. Wypadałoby zatem bardziej skupić się nad tym, co przez ten czas osiągnął, a przecież jest tego wiele. Myślę, że warto było znacznie więcej powiedzieć na temat tego, kto i dlaczego oprócz Mateusza znalazł się tego wieczoru na scenie.
Koncert trwał blisko 2,5 godziny. Publiczność usłyszała prawie 2,5 godziny świetnych utworów i do tego znakomicie wykonanych. Bawiąc się w takiej atmosferze, łatwo zapomnieć, że aby to wszystko mogło się wydarzyć, ktoś te utwory musiał najpierw napisać. Tym człowiekiem był Mateo. Jeśli dodatkowo uzmysłowimy sobie, że był to zaledwie ułamek tego, co stworzył, wówczas dopiero mamy jakiś obraz wielkości oraz fenomenu tego artysty. Moim zdaniem Piotr Metz nie uwypuklił tego w wystarczający sposób. Szkoda, bo trudno pojąć zjawiskowość Mateusza, nie mając świadomości skali Jego gigantycznego dorobku.
Natomiast sam pomysł koncertu znakomity. Osobiście zawsze uważałem, że Mateusz bardzo pomógł w budowaniu karier wielu polskich gwiazd i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nieco ogrzał się w ich blasku. Co więcej: po raz pierwszy chyba publiczność miała okazję zobaczyć Mateusza Pospieszalskiego w wydarzeniu tworzonym z takim rozmachem, w którym pokazał się jako lider grający na swoje nazwisko. Owszem, wcześniej zdarzały się na przykład, robione z dużym rozmachem, koncerty z „Pamiętnikiem z Powstania Warszawskiego”, ale to były wydarzenia bardzo jednowymiarowe. Teraz natomiast Mateo pokazał się jako artysta kompletny; twórca wspaniałych kompozycji, aranżer, multiinstrumentalista, dyrygent i wokalista. Dodatkowo koncert pokazywał rozpiętość stylistyczną tworzonej przez Matełkę muzyki. W przeszłości Mateusz Pospieszalski był kierownikiem artystycznym ogromnych przedsięwzięć muzycznych. Myślę tu o koncertach papieskich, rocznicach powstania Solidarności, koncertach na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej, oraz wielu innych wydarzeniach. Najczęściej jednak stał gdzieś w cieniu, czasami zupełnie niewidoczny. Na koniec podczas transmisji telewizyjnych, gdzieś tam, pojawiało się przez moment w napisach Jego nazwisko pośród tysiąca innych. I tak naprawdę tylko najbardziej zainteresowani wiedzieli, że miał z tymi zdarzeniami cokolwiek wspólnego. Tym razem jednak nie było wątpliwości, kto jest gwiazdą wieczoru. I mam nadzieję, że był to wielki krok dla Mateusza, do zrozumienia własnej wartości. W przeszłości wielokrotnie miałem wrażenie, że mimo całego dorobku, wiara w siebie nie jest Jego mocną stroną.
Jeszcze jedna ważna sprawa: kończąc częstochowski koncert, Mateo gorąco dziękował ze sceny swojej żonie. Podkreślał, że bez Niej, trudno byłoby to wszystko osiągnąć. I zapewne wie, co mówi.
Mógłby ktoś powiedzieć, że po takim wydarzeniu, to już tylko ciepłe kapcie i na emeryturę. Ale nie. Po koncercie odbyło się after party a następnego dnia rano, miało miejsce jeszcze spotkanie w znacznie węższym już gronie. W spotkaniu tym udział wziął między innymi Krzysztof Kokoryn, który pokazał mi projekt okładki jednej z najbliższych płyt Mateusza Pospieszalskiego. Jest zatem na co czekać. Kolejne projekty i kolejne rozdziały historii Mateusza, już wkrótce.