Mam nadzieję że wielbiciele zespołu Voo Voo, Wojciecha Waglewskiego, Mateusza Pospieszalskiego, Karima Martusewicza, Michała Bryndala i projektów w które angażują się muzycy, znajdą tutaj dodatkowe źródło informacji.

niedziela, 31 maja 2020

Profesor Religa tańczy Flotę Zjednoczonych Sił - wideo

Jerzy Owsiak wciąż i nieustająco odmraża swoje archiwa. Są to często materiały naprawdę niesamowite. Właśnie przypomniał kolejny odcinek programu "Róbta co chceta", który w całości wypełniony jest muzyką Voo Voo a konkretnie fragmentami z trasy koncertowej WOŚP, która miała miejsce w 1993 roku. W programie jest między innymi koncertowe wykonanie "Floty Zjednoczonych Sił" z Zabrza, które trwa 15 minut i 54 sekundy. Blisko do rekordu. Podczas koncertu urodzinowego Voo Voo w Janowcu, Flota trwała 18'50. Ale w Janowcu było wraz z Łobi Jabi a tutaj bez. 
Podczas występu w Zabrzu na scenie pojawia się profesor Zbigniew Religa. Resztę musicie zobaczyć sami. Powtórka "Róbta co chceta" zaczyna się mniej więcej po godzinie i 20 minutach audycji powyżej.
I jeszcze jedna audycja z cyklu "Domowa Orkiestra". Podobnie jak w pierwszym opisywanym dziś odcinku, tutaj również mamy fragment "Floty Zjednoczonych Sił" z trasy koncertowej WOŚP, która miała miejsce w 1993 roku. Tym razem występowi Voo Voo towarzyszy płomienna przemowa Jerzego Owsiaka. Nagranie zaczyna się po godzinie, 34 minutach i 30 sekundach.
Zachęcam do oglądania. Warto. 

sobota, 30 maja 2020

Waglewski Gra-żonie 2020 - okładka i nowa data premiery

Na temat daty premiery tej płyty oraz jej przesunięcia, zdążyło już powstać kilka teorii spiskowych. Jedna z nich (nie najdalej idąca) zakładała, że nie ma Wagla w Trójce więc nie ma zgody Trójki na wydanie płyty. Być może tak było a być może zwyczajnie z powodu pandemii koronawirusa przesunięto datę premiery, jak to miało miejsce w przypadku wielu innych wydawnictw. Faktem jest jednak, że gdy tylko zmieniło się kierownictwo Trójki, sprawy natychmiast, dziwnym zbiegiem okoliczności się wyjaśniły. 
Pierwotnie płyta miała ukazać się 3 kwietnia. Pisałem o tym TUTAJ. Nowa data premiery to północ 19 czerwca
Poniżej tracklista: 
CD 1 „Waglewski Gra-żonie” - Remastering 2020

1. To nic złego
2. Mogło być
3. Her Melancholy feat. Edyta Bartosiewicz
4. Bój mój ostatni
5. Strategia śrubokręta
6. Dobry duch 
7. Kłopoty z formą
8. Wcale mi się słowa nie posplątywały feat. Edyta Bartosiewicz
9. Wannolot
10. O chlebie i winie

CD 2 „Waglewski Gra-żonie” (Live)

1. Wcale mi się słowa nie posplątywały
2. Mogło być
3. Strategia śrubokręta
4. To nic złego
5. Dobry duch
6. Bój mój ostatni
7. O chlebie i winie (5 rano)
8. Wannolot

czwartek, 28 maja 2020

Covery Voo Voo - cz.12 (Orbita Wiru)

O tej piosence pisałem już TUTAJ. Teraz doczekała się teledysku. Jakoś tak wszyscy nadrywają ostatnio swoje wersje utworu "Nim stanie się tak, jak gdyby nigdy nic". 
Dzisiaj nagrana przez zespół Orbita Wiru.

środa, 27 maja 2020

Naturalnie Mazury Festiwal online

Wszystko, co wiadomo na temat tegorocznej edycji Naturalnie Mazury Festiwal, zawarte jest w powyższym oświadczeniu. Najważniejszy jest chyba fragment: "5.edycja festiwalu przenosi się do sieci! Wspólnie z burmistrzem gminy Węgorzewo zorganizujemy dla Was transmisję na żywo koncertów wybranych zespołów z tegorocznego lineupu w dniu 4 lipca 2020 r. w malowniczej scenerii węgorzewskiego portu i jeziora."
Oczywiście natychmiast pojawiają się dwa pytania. Po pierwsze: którzy to artyści będą tymi wybranymi z tegorocznego lineupu? Jest to o tyle istotne, że w tym roku miał wystąpić zespół Waglewski Fisz Emade. Po drugie: Jaka będzie forma tych koncertów? Czy to będą transmisje występów bez publiczności, czy też coś na kształt festiwalu, który zrobił Polsat w Sopocie? Dla tych którzy nie oglądali, powiem tyle, że zapowiedziano festiwal w malowniczej scenerii Opery Leśnej. Malowniczą tę scenerię wypełnił swoją osobą Krzysztof Ibisz i puścił kilka powtórek koncertów z wcześniejszych lat. 
Odpowiedzi na te pytania zapewne poznamy za niebawem.

wtorek, 26 maja 2020

Voo Voo na festiwalu Z wiejskiego podwórza

W dniach 24-26 lipca odbędzie się jubileuszowa XXV edycja Festiwalu Wielu Kultur i Narodów "Z wiejskiego podwórza". Z powodu pandemii koronawirusa, festiwal odbędzie się online. 
Wystąpi między innymi zespół Voo Voo. Przypuszczalnie będzie to retransmisja koncertu, który zespół zagrał wraz z Trebuniami Tutkami w 2014 roku. Ale kto wie? Może zagrają nowy koncert online?
Nic jeszcze nie wiadomo czy transmisja będzie ogólnodostępna, czy też trzeba będzie wykupić dostęp? Wiadomo jednak, że część koncertów będzie transmitowana również w Radio Białystok.
Więcej TUTAJ

czwartek, 21 maja 2020

Zdjęcie Wagla ze studia

Dopiero się dowiedziałem, że na facebookowym profilu W Dobrym Tonie Studio, w dniu 1 maja pojawiło się takie oto zdjęcie. W dodatku opisane między innymi hasztagiem #voovoo. 
Widzimy na nim Wojciecha Waglewskiego z gitarką w studio.
Ustaliłem, że niestety to nie to co myślicie i czego pewnie wszyscy byśmy chcieli. Zdjęcie jest nowe ale nie przedstawia sesji nagraniowej do nowej płyty zespołu. 

Voo Voo w Wilnie 1988 - cały koncert online

Niedawno pojawił się w sieci fragment koncertu Voo Voo, zarejestrowany podczas festiwalu Rock Forum, który odbywał się w Wilnie od 20 do 22 maja 1988 roku. Pisałem o tym TUTAJ i uprzedzałem, że właścicielka konta na YouTube prawdopodobnie wkrótce usunie nagranie. Tak też się stało. W zamian za to, pojawił się właśnie zapis całego koncertu. Jak zwykle mam z tym sporo wspólnego. Niestety nie potrafię powiedzieć jak długo nagranie będzie dostępne.

środa, 20 maja 2020

Trasa koncertowa WOŚP - archiwalny reportaż

Zapewne mało kto dziś pamięta, ale na samym początku swojej działalności, w 1993 roku, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy nie ograniczyła się tylko do tego, co dziś znamy jako coroczny wielki finał w telewizyjnym studio. Wtedy Orkiestra zebrała kilka zespołów i ruszyła w trasę koncertową po największych polskich miastach. Koncerty te cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. Jednym z najważniejszych zespołów, które występowały, był zespół Voo Voo
Dzięki powyższemu filmowi, można sobie przypomnieć jak to wyglądało. Interesująca część zaczyna się po godzinie, 40 minutach i 15 sekundach programu. Na nagraniu można zauważyć wśród publiczności, że nawet jakieś transparenty z napisem Voo Voo się pojawiły.

niedziela, 17 maja 2020

Ciąg dalszy o koronawirusie, Trójce i takich tam innych...

Najgorsze są w życiu takie sytuacje, z których w żaden sposób nie ma możliwości się potem wytłumaczyć. No bo... Jeśli do Trójki nie wparował uzbrojony terrorysta, który z odbezpieczonym granatem w dłoni, zasłaniając się siedmioletnią dziewczynką, nie zażądał od Niedźwiedzia sfałszowania wyników Listy Przebojów, jeśli to się nie wydarzyło to nie ma usprawiedliwienia dla historii pod tytułem: unieważniam listę przebojów.
Nigdy nie wierzyłem w wyniki Listy Przebojów. Zawsze było jasne, że Pan Marek Niedźwiecki uwielbia różne panie pod tytułem Tanita Tikaram, Beverley Craven czy Basia Trzetrzelewska. I tylko tak byłem sobie w stanie tłumaczyć ich wysokie miejsca na liście. Nie mówię, że to złe artystki, absolutnie nie ale w czasach gdy ludzie naprawdę żyli tą listą, jakoś nigdy nie mogłem spotkać nikogo, kto by na nie głosował. Uważałem i cały czas uważam, że ich wyniki nie miały odzwierciedlenia w ilości głosów. Nie podobało mi się to zbytnio ale też nie widziałem w tym jakiegoś dramatu. Od kiedy głosuje się przez internet, kompletnie już nie traktuje wyników listy poważnie, bo w internecie, jakie by nie były zabezpieczenia, można sobie klikać i klikać.
Zawsze uważałem, że to zabawa a w zabawach tak to czasami bywa, że nie wszystko jest fair. I tyle. Oczywiście nie każda zabawa jest fajna ale generalnie, jeżeli ktoś nie rozumie co to jest zabawa, no to żal mi go. W przypadku Listy Przebojów Trójki, można było chyba pójść jeszcze tylko o jeden krok dalej w niezrozumieniu sytuacji i zlecić liczenie głosów Państwowej Komisji Wyborczej.
Nawet jeśli jest dokładnie tak jak w oświadczeniu  dyrektora Trójki, nawet jeśli wszystkie miejsca na liście zostały ustawione z głowy, to jakie to ma znaczenie? To jest tylko zabawa. Wynikami tej listy fascynuje się dzisiaj mniej osób niż wynikami wejherowskiej ligi szachowej. Więc jakie to ma znaczenie? Czasami zdarza się, że ktoś z fabryki produkującej czołgi ukradnie pudełko spinaczy biurowych. To oczywiście smutne. Ale nie wydaje się z tego powodu oświadczeń.
Ludzie są tak skonstruowani, że w tym szaleńczym pędzie dnia codziennego, przy tym jak wszystko się zmienia, potrzebują mieć jakąś boję bezpieczeństwa; jakiś punkt zaczepienia, coś stałego. I taką rolę znakomicie spełniała Lista Przebojów. Kiedyś, w zamierzchłej przeszłości, słuchali jej przecież niemal wszyscy. Dziś mało kto ale to akurat kompletnie nieistotne. Ważne było tylko to, że jak ktoś włączył raz na pół roku radio, skakał po kanałach i podczas tej czynności usłyszał przez 15 sekund, że Marek Niedźwiecki nadal prowadzi Listę Przebojów, mógł sobie pomyśleć: skoro Niedźwiedź jeszcze żyje i ma się dobrze, to nie jest jeszcze tak źle a ja też nie jestem jeszcze taki stary. I tylko o to chodziło. O nic więcej. Kto tam wygrał a kto nie wygrał, nie ma kompletnie żadnego znaczenia. Tylko po to, aby dwa razy do roku móc sprawdzić czy Marek Niedźwiecki wciąż jest na posterunku, warto było pozwolić nawet na to aby Tanita Tikaram, dożywotnio była na pierwszym miejscu tej listy. Naprawdę nie miało to żadnego znaczenia.
Generalnie poza jakąś wąską grupą pasjonatów i może samymi artystami, nikt się dzisiaj nie ekscytuje listami przebojów, łącznie z listą OLiS, na której poza numerem na liście, cała reszta jest tajemnicą. Za dużo jest tych wszystkich list i generalnie ludzie, tak jak Wojciech Mann, mają to wszystko w d....
Akurat Lista Przebojów Trójki, była bez cienia wątpliwości najpoważniejszą listą w kraju. Wychowały się na niej całe pokolenia. Lista odegrała kluczową rolę w promocji wielu czołowych dzisiaj artystów. Wielu ludzi ma naprawdę wspaniałe wspomnienia związane z tym programem. Ta lista była najstarszą w Polsce a więc najbardziej prestiżową, a to się liczy. Miała swoje wypracowane przez lata, całkiem fajne tradycje. Bez wątpienia była dziełem życia Marka Niedźwieckiego. Dla mnie osobiście jeszcze w latach 90-tych, zwyczajnie nie było takiej możliwości aby nie słuchać Listy Przebojów Trójki. Nawet jeśli akurat siedziałem z harcerzami po środku lasu. Dzisiaj jestem bardzo wdzięczny Markowi Niedźwieckiemu za tamte chwile i wspominam je z przeogromnym sentymentem. Dlatego trochę szkoda, że odszedł. Ale też nie ma to u mnie charakteru rozpaczy. Wszystkich innych audycji redaktora Niedźwieckiego, przy całej sympatii, nie byłem w stanie słuchać. Rozumiem jego decyzję o odejściu, chociaż oczywiście podobne sytuacje jak ta, która do tego doprowadziła, w przeszłości również miewały miejsce. Począwszy od zbliżonej sytuacji z zespołem Maanam a skończywszy na zupełnie odwrotnej, kiedy to Marek Niedźwiecki wpływał ponoć na wyniki listy z powodu własnych antypatii. Tak przynajmniej twierdzi Ryszard Makowski z kabaretu OT.TO, zarzucając Niedźwiedziowi, że usunął nagraną przez nich piosenkę z listy, tylko z powodu osobistych uprzedzeń. Takich różnych sytuacji przez te wszystkie lata było zapewne dużo więcej.
Zostawmy to jednak i wróćmy na chwilę do ostatnich wydarzeń. Ja oczywiście zawsze jestem przeciwko łączeniu sztuki z polityką. No ale Kazik jest jaki jest. Od czasu do czasu zawsze komuś przywalał. No... prawie zawsze, bo była całkiem długo taka władza, której jakoś zapomniał przywalić. Tak czy inaczej, gdy Kazik już komuś dołoży, trudno zarzucać mu złośliwość. A już zwłaszcza trudno zarzucić mu  niechęć do obecnej władzy. Każdy podlega krytyce. Władza też. Czy ta krytyka jest słuszna czy nie, to już zupełnie inna sprawa. Ale pan dyrektor Trójki najwyraźniej tego nie wie.
Szef Rady Mediów Narodowych wypowiada się, że wyniki Listy Przebojów Programu Trzeciego były sfałszowane. Kurcze, serio??? A co na to Prezydent? Zaraz okaże się, że to jest sprawa dla Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Doprawdy nie rozumiem, dlaczego ludzie sami z siebie, nieprzymuszani przez nikogo, skazują się na śmieszność? Nie wiem, może to nowe objawy koronawirusa?  
Cóż... nie jest grzechem mieć durnego szefa. To problem wielu ludzi na świecie. Ja jestem wdzięczny tym, którzy na przekór wszystkiemu, tkwią na posterunku i robią swoje. Jeżeli ktoś chce odejść, droga wolna. Ale dla mnie bohaterami są ci, którzy nie ulegli presji środowiska i zostali w Trójce. Bo ta stacja ma wciąż ogromny potencjał i warto próbować go wykorzystać. Oni mają wybór: mogą zostać albo odejść. Wyboru nie powinien mieć dyrektor Trójki, który powinien natychmiast odejść. 
Znam fajnego kandydata na dyrektora Trójki. Bardzo sympatyczny człowiek. Wiele nie powiem ale Jego inicjały to W.W. 

sobota, 16 maja 2020

Słowa i muzyka - archiwalny reportaż

Nie wiem zbyt wiele na temat tego reportażu. Zapewne powstał gdzieś w okolicach 2002 roku. Wiem tylko, że autorem jest Marcin Tercjak. Warto się na chwilę cofnąć do tamtych czasów. Kto wie? Może pewnego dnia ten reportaż znowu stanie się aktualny?
Zachęcam do słuchania TUTAJ

Odnowiony wywiad z Wojciechem Waglewskim - wideo

Koronawirus, Wagiel zniknął, jak żyć?
Oczywiście żartuję. Nie ma takiego problemu. Jasne, że wielka szkoda, że nie można iść na koncert ale są dziesiątki płyt i starych koncertów. Warto do tego wracać. Odnoszę wrażenie, że w dzisiejszych czasach odbiorcy sztuki coraz częściej przemieniają się w fastfoodowych konsumentów, którzy chcą jednorazowo połknąć sztukę, szybko strawić i natychmiast szukać czegoś nowego. Czyli de facto zostawić za sobą i zapomnieć. Sympatyków Voo Voo to chyba aż tak bardzo nie dotyka. Ja przynajmniej mam takie przeświadczenie, że twórczość zespołu ma ponadczasowy charakter i jest znacznie więcej warta, niż chwila która trwa i za chwilę się skończy. Przekonałem się o tym zwłaszcza teraz, w czasach koronawirusa, gdy trzeba się było zamknąć w domu na ponad 2 miesiące i coś ze sobą zrobić. Niestety bardzo szybko okazało się, że wiele dzieł sztuki nie jest wcale tak ponadczasowych, jak mi się do tej pory wydawało. Do tej pory myślałem, że są pewne rzeczy, które mogę przetrawiać w nieskończoność i się nimi zachwycać. A tu nagle okazuje się, że nie mam ochoty wysłuchać po raz setny płyty "Co lepsze kawałki" Lecha Janerki, mimo że uważam iż nie ma tam ani jednego słabego kawałka. Nie mam ochoty po raz kolejny słuchać płyty "To co najlepsze z dziesięciu lat" zespołu Daab, mimo że uważam ją za równie znakomitą. Nie mam ochoty oglądać koncertów Genesis czy Petera Gabriela. Nie mam ochoty oglądać "Poszukiwaczy zaginionej Arki". Te wszystkie rzeczy i wiele innych, przetrawiałem w przeszłości po wielokroć, zawsze mi się podobały ale nagle, za 101 razem okazuje się, że już nie działają tak, jak działały przez pierwsze 100 razy. To dla mnie dosyć szokujące odkrycie, bo myślałem dotąd, że te rzeczy będą mi się podobały zawsze. 
Na szczęście jednak, okazuje się, że z Voo Voo nie ma tego problemu. Mimo regularnego słuchania, jestem to w stanie konsumować stale, gładko i bez popijania. Oczywiście kluczową sprawą jest to, że ta sztuka jest w większości bardzo dobra. Ale to jednak nie wszystko. Janerka też jest bardzo dobry. Problem jednak polega na tym, że który bym koncert Janerki nie włączył, za każdym razem widzę dokładnie to samo. I tak samo jest z wieloma innymi wykonawcami. A Voo Voo? Co koncert to zupełnie inaczej. I to jest fantastyczne. To co mówi często Wojciech Waglewski: "jedyne czego można się po nas spodziewać, to że nigdy nie wiadomo czego się po nas spodziewać". 
No i ważne jest też, że te utwory starają się mówić o czymś, zamiast farmazonów w stylu na przykład: uuuuu, chłopaki nie płaczą. 
Zatem warto sięgać po archiwalne nagrania Voo Voo ale okazuje się, że również stare wywiady z Waglem nie tracą na aktualności. Dowiedziałem się, że został odnowiony cyfrowo i udostępniony darmowo w serwisie TVP VOD, stary wywiad z Wojciechem Waglewskim, Maciejem Maleńczukiem i Bartłomiejem Dobroczyńskim. Rozmowa została zarejestrowana w 2004 roku i dotyczy ogólnie komercji oraz wierności sobie w sztuce. Możemy wysłuchać trzech zupełnie różnych punktów widzenia i okazuje się, że wszyscy tak dobrze dobierają argumenty, że właściwie trudno ocenić kto ma racje? Wszyscy mają swoje racje, chociaż ja akurat trzymam stronę Wagla. 
Wszyscy podlegamy ocenom ludzi z którymi mamy do czynienia. Ale artyści mają tego pecha, że oceniają ich niemal wszyscy, często czyniąc to bardzo powierzchownie. Wiadomo, że nie wszyscy artyści sobie z tym radzą. Ja osobiście czułbym się zawiedziony, gdybym zobaczył Wagla w Idolu ale istotne jest też pytanie: jakie to ma znaczenie, że ja i 1000 innych osób będzie zawiedzionych? Może to ma znaczenie a może nie ma żadnego znaczenia wobec faktu, że człowiek który decyduje się na udział w takim programie ma tylko jedno życie, milion komentatorów i doradców w mediach ale na sam koniec, ze skutkami tych wszystkich fantastycznych rad zostaje zupełnie sam. Więc oprócz dylematów przedstawionych przez Macieja Maleńczuka, jest również często i taki: czy uniknąć ze strony anonimowych osób oskarżeń pod tytułem "sprzedał się", czy może olać to, skorzystać z okazji a za zdobyte w ten sposób pieniądze zafundować dziecku studia? Co jest ważniejsze? Niech ktoś odpowie. To są trudne pytania, dlatego ja staram się nie oceniać. Jak już wspomniałem, każdy ma tylko tylko jedno życie i tego typu wybory są niezwykle trudne. Czy mamy prawo je oceniać? 
Pewne jest, że artysta który bierze udział w takim programie, traci wiarygodność. Wiadomo bowiem, że zrobi wszystko to, za co mu zapłacą. Wiadomo, że musi się średnio co dwa odcinki rozpłakać na wizji i nie ma że boli; trzeba się rozpłakać. Oczywiście nie ma to nic wspólnego ze szczerością a ta wydaje mi się jednak bardzo ważna w sztuce. 
Wagiel konsekwentnie powtarza i można znaleźć wywiady jeszcze z lat 80-tych, gdy mówi że najważniejsze jest dla Niego, aby to co robi podobało się jemu a nie żeby robić to, co spodoba się innym. Oczywiście można to odebrać albo jako przejaw egoizmu albo jako przejaw szczerości wobec siebie i odbiorców. Wiadomo, że większości najbardziej podoba się Disco Polo, więc jeśli odpuścić stale powtarzaną przez Wagla zasadę, najlepiej iść od razu w tamtym kierunku. Z pewnością jednak trzymanie się tej zasady, jest mocnym drogowskazem na drodze stale wypełnionej dylematami pod tytułem: sprzedać się czy być wiernym sobie? Tak naprawdę samo pytanie jest durne. Co to znaczy: sprzedać się? Każdy z nas idąc do pracy, sprzedaje się. Kazik śpiewał: "wszyscy artyści to prostytutki". Wszyscy artyści czy generalnie wszyscy wszyscy? 
No ale oczywiście jest też pytanie o pewien styl i o to czy ten styl ma znaczenie czy też nie? Dla mnie akurat ma znaczenie i wielu artystów odpuściłem, gdy uznałem że poszli zbytnio w komercję. Rzecz jasna słowo "komercja" też ma wiele znaczeń. Ktoś powie, że Prince to był szczyt komercji. No i co z tego, skoro to co robił było zwyczajnie bardzo dobre? Inną formą komercji jest wspomniane już Disco Polo? Czy to jest bardzo dobre? Nie. Ale czy mamy prawo oceniać ludzi, którzy się tym parają? Moim zdaniem nie. Każdy musi z czegoś żyć i dopóki nie polega to na okradaniu innych, żadna praca nie hańbi. 
Zatem dyskusję, która toczy się w tym programie, można sprowadzić do pytania: przejmować się tym co mówią inni czy też patrzeć głównie przed siebie? Maleńczuk zdaje się nie mieć większych wątpliwości: kasa musi się zgadzać. Wagiel też stawia sprawę jasno: najważniejsze to szczerość z samym sobą. Z drugiej jednak strony widać, że opinia innych nie jest mu obojętna. Wiemy o tym również z różnych innych wywiadów, że ciężko znosi krytykę. 
Czy przejmować się tym, co mówią inni? To jest naprawdę trudne pytanie. Maleńczuk mówi, że nie interesuje go bycie wielkim artystą, który nie ma co włożyć do garnka. Z drugiej jednak strony, jest cała masa artystów, którzy osiągnęli sukces, wielkie pieniądze i niestety w efekcie jeszcze bardziej oderwali się od rzeczywistości a w konsekwencji bardzo szybko okazało się, że nie mają już nic kompletnie do powiedzenia. No bo co może mieć do powiedzenia spasiony typ, którego największy dylemat w ciągu dnia to jaki wybrać film w telewizji? 
Takie są moje przemyślenia po obejrzeniu tego programu. Nie upieram się, że mam rację. Myślę jednak, że zarejestrowana w 2004 roku rozmowa, nic a nic nie straciła na aktualności. Może dzisiaj tylko trudniej byłoby Wojciechowi Waglewskiemu zrobić taki rachunek sumienia, jak tam na szybko próbował zrobić na wizji, że "napisałem tekst dla jednej popowej artystki". Dzisiaj pojęcie słowa "POP" znacznie się rozszerzyło. Wiem, że mało kto pamięta te czasy, wiem że bardzo trudno w to uwierzyć ale jednak: w latach 80-tych absolutnie nikt nie uznałby poczynań zespołu T.Love za POP. Dziś to jest absolutna klasyka i mainstream. Wtedy to był chuligański  underground (mimo, że można go było usłyszeć w Trójce) a dziś to są słodkie piosenki do obiadku, do ogniska, do wszystkiego. Zatem nie wiadomo czy na przykład Perfect to dzisiaj jeszcze jest rock? Patrząc na publiczność pod sceną podczas koncertów, powiedziałbym że jest bardziej biesiadna niż rockowa. 
Rozmowę, o której tyle już napisałem, można znaleźć TUTAJ

piątek, 15 maja 2020

Covery Voo Voo - cz. 11 (DAGADANA)

To naprawdę niesamowite jak wielki potencjał ma ten utwór. Nie dość, że sam zespół Voo Voo stworzył kilkaset różnych jego aranżacji, to jeszcze inni artyści regularnie prezentują swoje własne, oryginalne i często skrajnie odmienne od oryginału wykonania. 
Kolejną wersję przedstawił właśnie zespół DAGADANA. 
To nie jest przypadkowy zespół, chociaż zapewne o jego powstaniu zadecydowało sporo szczęśliwych przypadków. Tak to już w życiu jest, że pewne chwile, pewne zdarzenia i pewne decyzje, bywają znacząco bardziej brzemienne w skutki niż inne. W przypadku zespołu DAGADANA, takim elementem który doprowadził do jego powstania, była miłość do Voo Voo. Myślę, że był to czynnik determinujący późniejsze zdarzenia i bez tego nic nie potoczyłoby się tak, jak się potoczyło. 
Sam zespół w ten oto sposób opisuje tę historię: "Daga Gregorowicz kiedyś współprowadziła ich fanklub, jeździła na setki koncertów. Wujek Mikołaja - Mateusz Pospieszalski w Voo Voo gra na saksofonie i tworzy super szalone zaśpiewy. Większość tekstów Wojtka Waglewskiego Daga zna na pamięć. Nasz perkusista Bartosz Mikołaj Nazaruk za jednego z najbliższych przyjaciół upodobał sobie obecnego perkusistę Voo Voo - Michała Bryndala, z którym dzieli salkę prób (to musi być poważny związek).
Ze śp. Stopkiem (najdłużej grającym perkusistą w zespole, którego rocznicę śmierci niedawno wspominaliśmy) odbywaliśmy wiele inspirujących rozmów. Największym cichym bohaterem tego zespołu jest BASISTA!
Karim Martusewicz jest ojcem chrzestnym zespołu DAGADANA. Gdyby nie on, nasz zespół nie rozpoczął by swojej działalności. Wpierw namówił Dagę, by pojechała na warsztaty International Summer Jazz Academy - Międzynarodową Letnią Akademię Jazzu do Krakowa, gdzie był wykładowcą gry na gitarze basowej. Tam Daga poznała Danę Vynnytską i Mikołaja Pospieszalskiego. Znajomość przetrwała i rozwijała się, by w końcu zamienić się w zespół. Karim zaprosił Dagę i Danę (na stałe mieszkającą na Ukrainie, czasowo przebywającą w Polsce w ramach stypendium Gaude Polonia) do zagrania koncertu w warszawskiej Coffee Karma (matko jaką oni mają kawę!). I to on jako jeden z pierwszych niezwykłych ludzi w naszej muzycznej przygodzie okazał nam wsparcie."
A ja dzisiaj zachęcam do wysłuchania najnowszej interpretacji piosenki "Nim stanie się tak, jak gdyby nigdy nic" w wykonaniu zespołu DAGADANA.

Koronawirus, Trójka i takie tam...

Wagiel zniknął. Od dwóch miesięcy nie pojawia się w mediach, nie lansuje się po Onetach i TVNach, zwyczajnie nie ma Wagla. Wydaje mi się to rozsądnym zachowaniem, bo ja na przykład jestem tak straszliwie złośliwy, że gdy słyszę wiadomości w stylu "dzisiaj znowu odnotowaliśmy wzrost zachorowań ale sytuacja jest pod kontrolą, właściwie nic się nie dzieje", to ja nie daję się przekonać takim komunikatom i siedzę w domu. Zatem myślę, że dobrze, że Wagiel siedzi, gdzie tam sobie siedzi i niepotrzebnie nie ryzykuje. 
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy odnotowałem w zasadzie tylko dwie nowe wiadomości dotyczące Wojciecha Waglewskiego. Pierwsza że odszedł z Trójki i druga: że teraz będzie w Radio Nowy Świat, które podobno wystartuje w już w przyszłym miesiącu. Czytałem trochę komentarzy dotyczących  zarówno pierwszej, jak i drugiej informacji. Jeżeli chodzi o nowe radio, widziałem w komentarzach na facebooku Voo Voo, że niektórzy bliscy są ekstazy. Ja z pewnością nie. Nie nudzę się a gdyby nawet tak się zdarzyło, odpaliłbym sobie Spotify. Nie czekam na żadne nowe radio. Nie wiem  co by się musiało zdarzyć abym przerzucił się na przykład z Antyradia. Musieliby chyba wykraść całe archiwum koncertowe Trójki i puszczać 24 godziny na dobę. Albo taka audycja: „Znalezione na dyskach u Krzysztofa Głębockiego” też mogłaby być fascynująca.
Nie jestem zachwycony odejściem Wojciecha Waglewskiego z Trójki. Od razu mówię: nie należę do grona tych strasznie zatroskanych osób o losy Programu Trzeciego. Trójka dla mnie to od wielu lat  miły ale jednak całkowity margines mojego życia. Z czegoś to wynika, zatem z pewnością nie zamierzam Trójki bronić. Nigdy nie rozumiałem i chyba nigdy nie zrozumiem tego co się tam dzieje a odchodzący z tej rozgłośni dziennikarze, jakoś nigdy nie pomagają tego w przekonujący sposób wyjaśnić. Mi przynajmniej z tego wszystkiego wyjawia się taki oto obraz, że kto by tam nie był szefem to dla pracowników jest źle. Dosyć to chora sytuacja i wiadomo, że bez radykalnych kroków rozwiązana nie będzie. Kto w tym sporze jest na przegranej pozycji to akurat z góry wiadomo.
Z drugiej strony, rządzić ekipą w której każdy ma statut gwiazdy, żywej legendy, nie wiadomo czego tam jeszcze i czuje się nietykalny, to nie życzę nikomu. 
Czemu jednak boleję nad odejściem Wojciecha Waglewskiego z Trójki? Czy dlatego, że wraz z synem prowadził takie fajne audycje? Również dlatego ale to tylko mały element odpowiedzi.
Historię zespołu Voo Voo można by przyrównać do warkocza, w którym stale przeplatają się pewne elementy, Na przykład Lublin i Janowiec, Jarosław Koziara, Aukso, Ziut Gralak i kilka innych. Jednym z najważniejszych splotów stale powtarzających się w tej przekładance jest radiowa Trójka.
Już w 1989 roku, czyli gdy grupa wciąż dopiero zaczynała swoją długą muzyczną drogę, imieniny Wojciecha Waglewskiego zostały na antenie tej rozgłośni uroczyście uświetnione koncertem Voo Voo. Nie zabrakło gości a całość dodatkowo transmitowała na żywo również telewizja. Wyszło bardzo fajnie ale nadanie takiej rangi imieninom to była bezprecedensowa chyba sytuacja. 
Przez te wszystkie lata Trójka wyemitowała przynajmniej 20 koncertów Voo Voo (nie licząc powtórek). Było też 5 koncertów Waglewski Fisz Emade, występy Wagla solo, z Osjan, Maleńczukiem i bardzo wiele takich, na których pojawiał się gościnnie.
Kilka z tych koncertów zostało uwiecznionych na płytach. Oczywiście warto pamiętać o roli Trójki przy promocji koncertów Męskiego Grania, których Wojciech Waglewski początkowo był dyrektorem artystycznym, o roli jaką odegrała Trójka przy promocji każdego kolejnego albumu Voo Voo oraz o tym, że to właściwie jedyna licząca się stacja, która gra piosenki Voo Voo. No i na sam koniec jest jeszcze audycja Magiel Wagli, którą Wagiel wraz z synem prowadził przez 12 lat.
Jak więc widać, na Trójce można było i udało się zbudować bardzo wiele. 
Domyślam się też, że znacząca część fanów Voo Voo to równocześnie siłą rzeczy słuchacze Trójki.
Przez długi czas z wielką radością obserwowałem jak Wojciech Waglewski unosił się ponad redakcyjne zadymy i zajmował się tym, czym właściwie każdy powinien: swoją pracą. 
Tymczasem jednak sytuacja w Trójce stała się jeszcze bardziej niezrozumiała. Z sieci wzajemnych powiązań utworzył się łańcuch osób (niektórzy nazwą go zapewne przewrotnie "solidarnością"), które na codzień tak strasznie przejęte losami Trójki, z pewnością nie pomogły jej, odchodząc jedna za drugą i ciągnąc za sobą kolejne osoby. Mówiąc bardziej obrazowo: trudno nie oprzeć się wrażeniu, że sporo było deklaracji o zatroskaniu losami Trójki a równocześnie kolejne odejścia tylko ją osłabiały. Na przestrzeni kilkunastu dni, odeszło tyle osób, że trudno tu myśleć o przypadkowej, spontanicznej akcji. 
Trochę zabolała mnie sytuacja z Anną Gacek. Dostrzegam sporą różnicę pomiędzy wyrzuceniem z pracy w trybie natychmiastowym (jak to zostało pierwotnie przedstawione) a zaproponowaniem pracy na innych warunkach (jak się ostatecznie okazało). Dostrzegam tu coś, co można by nazwać próbą manipulacji. Sytuacja jest o tyle bolesna, że tej narracji uległ Wojciech Mann. No ale cóż... Muszę powiedzieć, że szanuję postawę Wojciecha Waglewskiego, Gaby Kulki, Jerzego Owsiaka czy Piotra Bukartyka, którzy postanowili sami odejść. Owsiak na przykład nie dorabiał do tego jakikolwiek ideologii. Powiedział krótko: nie podobało mi się,  więc odszedłem.  Dla mnie to całkiem zrozumiała postawa. Nie podoba mi się gdzieś, więc idę tam, gdzie według mnie jest lepiej. Inne zachowanie byłoby masochizmem.
Niestety nie wszyscy zachowali się tak elegancko. Zachowanie Wojciecha Manna, jego wypowiedzi na czele ze słynnym "Mam wszystko w d...e", oceniam jako całkowitą kompromitację.
Od dziecka uwielbiałem Wojciecha Manna i przeżywam obecnie ciężki szok patrząc na jego zachowanie. Cały mój budowany przez dekady szacunek, prysł jak mydlana bańka. Ale cóż... Przynajmniej kompromituje się w tej chwili na swój własny rachunek. Rozumiem, że po to odszedł aby móc to robić, nie będąc przez nikogo ograniczanym. 
Jak już wspominałem, sytuacja jest dziwna. Poczytałem bardzo dużo komentarzy na temat wydarzeń w Trójce.  W zasadzie prawie wszyscy są niezadowoleni i w większości twierdzą, że nie słuchają Trójki. Dostrzegam trzy grupy: pierwsza to ci, którzy twierdzą że od czasu stanu wojennego Trójka to dno. Druga grupa to ci, którzy uważają, że  mniej więcej od czasu przełomu wieków Trójka to niemal wyłącznie benefisy, jubileusze i huczne obchody kolejnych okrągłych wydań Listy Przebojów. Towarzyszyć temu ma stale rosnące w sposób odwrotnie proporcjonalny do rzeczywistości przekonanie o własnej wspaniałości. No i trzecia grupa to ci, którzy uważają, że obecny rząd wykończył Trójkę. W każdym razie wrażenie jest takie, że nikomu się ta Trójka nie podoba, nikt jej nie słucha ale wszyscy mają bardzo wiele do powiedzenia na jej temat. 
To nie jest tak, że jest epidemia koronawirusa, nie mam co robić więc siedzę i czytam o Trójce. Czytam te komentarze od bardzo dawna i kolejna ciekawa sytuacja, którą dostrzegam jest taka, że niemal każdy trójkowy redaktor ma pokaźną rzeszę krytykantów. Łącznie z Waglem. Ja oczywiście z głosami krytyki wobec Wagla nigdy się nie zgodzę i mogę tylko współczuć krytykantom. Ale nie o to chodzi. Wszyscy ci trójkowi redaktorzy według krytykantów są tacy źli, tacy okropni, tak strasznie nudzą, smęcą, puszczają w kółko te same piosenki, utknęli mentalnie w latach 80-tych itd. A potem któryś odchodzi z tych czy innych względów i się okazuje że był ostatnim bastionem niezależnego dziennikarstwa na świecie, fundamentem na którym zbudowana była Trójka i nie wiadomo co tam jeszcze. Oczywiście jedne i drugie opinie są mocno przesadzone.  
Mam trochę takich znajomych, którzy zapewne do końca świata będą powtarzali, jaka to Trójka była kiedyś fantastyczna. No dobrze. Pamiętam te czasy. U mnie też od dzieciństwa stale włączona była w domu Trójka. Ale kiedy to było? Kiedy ona była taka świetna? Z pewnością nie za PiSu i nie za PO. Nie ulega wątpliwości, że w Trójce od bardzo dawna nie dzieje się dobrze.
Stacja z jednej strony mierzy się ze wspomnieniem swej dawnej prawdziwej świetności, z drugiej strony z nieuchronnie spadającą słuchalnością w dobie internetu, serwisów VOD i wielu innych atrakcyjnych alternatyw a na to wszystko jeszcze nakładają się problemy wewnętrzne. Myślę, że warto uświadomić sobie jedno: o powrocie do dawnej świetności nie ma mowy. Czasy, gdy Trójka niemal na wyłączność kreowała muzyczne gusty w społeczeństwie, nigdy już nie wrócą. Czasy, gdy nikt nie słuchał żadnej innej stacji nie wrócą. Czasy, gdy wyniki Listy Przebojów były równie ważne jak kartki na mięso, nigdy się nie powtórzą. Ale Trójka wciąż może odgrywać ważną rolę w dobie radiowej nijakości wszechobecnej w wielu innych stacjach. Przepis na to wydaje mi się prosty: Po pierwsze potrzeba tam więcej pokory. Po drugie muszą tam wciąż pracować ludzie, którzy żyją muzyką. Ale jest jedno "ale": ci ludzie mają puszczać muzykę, opowiadać o niej i promować ją. Nic więcej. Nie ma w tym miejsca na żadne sygnalizowanie swoich sympatii politycznych, robienie aluzji i inne tego typu gierki. Ani na antenie, ani na redakcyjnych korytarzach. Dziennikarze muzyczni nie są zatrudnieni w roli publicystów. Nie ważne ile lat tam pracują. To jest niezwykle istotne aby każdy dobrze rozumiał swoje zadanie. 
Odejście tylu dziennikarzy, można ocenić na różne sposoby. Jedni powiedzą, że jaka wielka szkoda. Może i tak. Ale można to ocenić również jako szansę na przewietrzenie całej tej sytuacji, którą tak wielu od tak dawna krytykuje. Tak naprawdę niewielu jest ludzi niezastąpionych. Mi tam z całego tego towarzystwa, brakować będzie jedynie Wagli. Co do pozostałych... To jest szansa dla nowych twarzy. Czy ją wykorzystają? Nie mam pojęcia. 
Natomiast powracając znowu do Wojciecha Waglewskiego. To jest Jego decyzja. Nie zamierzam jej oceniać. Wiem tylko, że są ludzie, którzy nie zapominają i nie wybaczają takich rzeczy i to niestety przekłada się na bardzo konkretne działania. Już zauważyłem, że z programu jednego z kanałów, zniknęła zapowiadana wcześniej retransmisja występu Voo Voo. To akurat jest pierdoła ale w przyszłości bardzo możliwe są dalsze konsekwencje. Będzie przetarg na występ z okazji dnia jakiegoś miasta i ktoś powie: "Voo Voo? Nie, to nie jest dobry pomysł". To samo może dotyczyć wielu innych prestiżowych wydarzeń. Tu nawet nie o to chodzi, że na konto zespołu nie wpłyną pieniążki. Ucierpią sympatycy bo nie zobaczą występu. 
Oczywiście do przewidzenia była też reakcja internetu. Wiele publikacji pojawiło się na temat odejścia Wagli z Trójki. W większości były to w zasadzie kopie tego samego tekstu. Przeczytałem komentarze tylko pod jedną z takich publikacji i odpuściłem sobie dalsze. Nie było miłe czytanie tych wszystkich obelg. Ludzie, którzy to pisali, pewnie by o Waglu tak nie myśleli. Gdyby nie odszedł z Trójki. 
No i na sam koniec otrzymujemy informację, że oto powstaje nowe radio. Radio Nowy Świat. Jakież to piękne. Okazuje się, że wbrew temu, co twierdzą niektórzy, mamy wolny kraj i każdy może sobie założyć takie radio jak mu się podoba. Jedni piszą o nim, że będą je tworzyli dziennikarze wyrzuceni z Trójki (co nijak ma się do rzeczywistości), inni że będą je tworzyli byli dziennikarze Trójki (co akurat jest już znacznie bliższe prawdzie). Deklaracji o tym, że nie zostanie tam wpuszczony nigdy żaden polityk, jakoś nie potrafię potraktować poważnie. Ale będzie tam Wojciech Waglewski. Zatem super. Wagiel nie zniknie z naszych odbiorników, a raczej komputerów, bo z tego co tam przelotnie czytałem, ma to być radio internetowe (chyba). Całkiem serio, to jest oczywiście bardzo dobra informacja. Tylko czy coś z niej wynika więcej? Czy można w niej odnaleźć jakąś wartość dodaną? Obawiam się, że niestety nie. Współorganizowana przez Trójkę ubiegłoroczna trasa koncertowa Lata z Radiem, podczas której wystąpił zespół Voo Voo, swym rozmachem i programem niczym nie ustępowała trasie Męskiego Grania. Czy internetowe radio zorganizuje podobny koncert? Odpowiedź jest oczywista. Czy opowiadanie nawet 24 godziny na dobę o nowej płycie Voo Voo w internetowym radiu, pod względem promocji da się przyrównać do jednej audycji Piotra Stelmacha w Trójce? Niestety wątpię. Czy internetowe radio będzie dysponowało tak wspaniałym studiem koncertowym? Albo jakimkolwiek studiem koncertowym? Jakimś miejscem, w którym można by nagrać nową płytę? I na koniec: czy Wojciech Mann ma rzeczywiście tylu słuchaczy, ilu deklaruje że go słucha?

Autor: Krzysztof Kowalczyk
  

środa, 13 maja 2020

Krzysztof Głębocki i Mateusz Pospieszalski w premierowym nagraniu

Chyba mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że niepozorny zazwyczaj Krzysztof Głębocki, jest w rzeczywistości dosyć barwną postacią z bardzo ciekawym życiorysem. 
Znany jest od wielu lat głównie jako dźwiękowiec zespołu Voo Voo ale umiejętność obsługi suwaków na konsolecie to nie jedyny jego talent. Kilka dni temu został opublikowany utwór "Cienie", w którym oprócz Krzysztofa Głębockiego pojawia się Mateusz Pospieszalski i Tomasz Deutryk. Jak możemy przeczytać w opisie: "Utwór pochodzi z szuflady, zamkniętej przeze mnie 20 lat temu."
Oczywiście nie jest to muzyczny debiut Krzysztofa. Więcej nagrań zamieścił na swoim profilu w serwisie Soundcloud. 
"Od kiedy nie ma szans na uczestnictwo w koncertach, pomyślałem żeby nagrać melodie, których kiedyś nie zdążyłem. W końcu czasu nie brakuje." - powiedział Krzysztof Głębocki dla bloga Świat Wokół V. Zapytałem również, czy myśli o wydaniu płyty? "Myślałem 20 lat temu. Teraz można zrobić płytę samemu ale żeby ją wydać..."
Cóż... Może jednak się kiedyś uda. Tymczasem Krzysztof wciąż pracuje nad kolejnymi nagraniami. 

Voo Voo w Wilnie 1988 - wideo

To nagranie to absolutna perełka. Niech nikt nie pisze, że dźwięk słaby bo to oczywiste ale akurat zupełnie nie o to tutaj chodzi. Film przedstawia profesjonalnie zarejestrowany fragment występu Voo Voo w 1988 roku na terenie ówczesnego Związku Radzieckiego. Nie ma wielu nagrań z tak zamierzchłych czasów, zatem ma on znaczenie dokumentalne. 
Nagrania dokonano podczas festiwalu Rock Forum, który odbywał się w Wilnie od 20 do 22 maja 1988 roku. 
Nie ukrywam, że w jakiś tam skromny i pośredni sposób przyczyniłem się do publikacji tego filmu i mogę powiedzieć, że nie jest to całość zarejestrowanego materiału. Z pewnością jest jeszcze ponad 7 minut nagrania, które następują bezpośrednio po tym filmie i jest to zakończenie koncertu. Wraz z Voo Voo występuje w tym czasie Fiolka Najdenowicz. Natomiast nie mam pojęcia, czy jest coś wcześniej.
Moja rada: oglądać, ściągać, gdyż istnieje prawdopodobieństwo, że osoba która udostępnia nagranie, wkrótce może je usunąć. 
EDIT: Dowiedziałem się, że cały koncert trwał około 30 minut.

niedziela, 10 maja 2020

Michał Bryndal i Stryjo na koncercie u Jadźki - wideo

Wczoraj odbyła się transmisja koncertu Michała Bryndala z zespołem Stryjo, nadawana z ogrodu Jadźki Kłapy - wolontariuszki akcji #zostańzmuzyką. 
Bardzo sympatyczny koncercik, w bardzo sympatycznej atmosferze ale warto też zwrócić uwagę na stronę techniczną tego wydarzenia; jak to jest wszystko zrobione. Kilka kamer w tym jedna z drona, montaż tego obrazu na żywo, profesjonalna realizacja dźwięku i kilka innych aspektów naprawdę robią wrażenie. Widać, że wszyscy zadali sobie masę trudu a efekt okazał się godny tego wysiłku. 
Zapis wydarzenia powyżej.

czwartek, 7 maja 2020

Retransmisja koncertu męskiego grania 2010 w Trójce

W piątek 8 maja, o godzinie 23.07, radiowa Trójka przypomni ponoć koncert Męskiego Grania z 2010 roku, podczas którego wystąpił między innymi zespół Voo Voo. Na stronie internetowej Trójki ujęto to w następujących słowach: "11. edycja muzycznego cyklu, który w lipcu i sierpniu na scenach w kilku miastach gromadził najlepszych polskich artystów związanych z muzyką alternatywną, niestety nie odbędzie się w tym roku w stałej formule. Dlatego Program 3 Postanowił choć nieco zrekompensować Słuchaczom i fanom niedosyt i przypomnieć jeden z koncertów, który odbył się w ramach inauguracyjnej trasy Męskiego Grania 2010."
Jeden z koncertów... Zobaczymy jak będzie? Niedawno też miał być przypomniany koncert Męskiego Grania a skończyło się na puszczeniu płyty z mieszanką nagrań z różnych koncertów, które pewnie każdy może sam sobie puścić z jakichś serwisów streamingowych. Czy tym razem zostanie wyemitowane nagranie koncertu czy też jakaś kolejna składankowa płyta, to się okaże już w piątek. 
Więcej TUTAJ