Mam nadzieję że wielbiciele zespołu Voo Voo, Wojciecha Waglewskiego, Mateusza Pospieszalskiego, Karima Martusewicza, Michała Bryndala i projektów w które angażują się muzycy, znajdą tutaj dodatkowe źródło informacji.

piątek, 30 października 2020

ANAWA 2020 - retransmisja koncertu Voo Voo

 

Można powiedzieć: wszystko co dobre, dobrze się kończy. A przynajmniej w tym przypadku najprawdopodobniej tak będzie. 
Podczas transmisji koncertu Voo Voo, który odbył się 24 października w łódzkim klubie "Wytwórnia", nastąpiły różne problemy techniczne, w wyniku których część widzów koncertu nie obejrzała. 
Na szczęście występ będzie ponownie udostępniony dla osób które wykupiły dostęp do transmisji. Nastąpi to 7 listopada o północy. Koncert będzie ponownie dostępny przez 24 godziny.
W najbliższych dniach, zainteresowane osoby otrzymają wszystkie szczegóły drogą mailową.
Proszę nie pytać, czy osoby, które wcześniej nie wykupiły dostępu do transmisji, będą ją mogły wykupić teraz? Nie mam takiej wiedzy. 

środa, 28 października 2020

Intro na płycie "Anawa 2020" - zagadka wyjaśniona

Jedna sprawa moim zdaniem wymaga wyjaśnienia i za chwilę zostanie wyjaśniona. Chodzi o intro na płycie "Anawa 2020". 
Gdy pierwszy raz włączyłem tę płytę, przez pierwszą sekundę albo dwie, myślałem że głos który słyszymy podczas tego intro, to głos Wojciecha Manna uraczonego jakimś dobrym winkiem. Po kilku następnych sekundach jasnym było, że to musi być ktoś inny. Ale kto? Byłem zdziwiony, że nie ma na ten temat żadnej wzmianki na tylnej stronie okładki od płyty ale uznałem, że widocznie taka jest idea aby pozostało to niedopowiedziane. Więc niech takim pozostanie - pomyślałem. 
Gdy tylko płyta trafiła do serwisów stramingowych, otrzymałem dwa pytania, czy nie wiem kto tam deklamuje w tym intro? Jeden z sympatyków zespołu miał teorię, że to Jan Kanty Pawluśkiewicz. Faktycznie, miałoby to sens. Nadal jednak nie dochodziłem jak jest w rzeczywistości. Ale zwrócił się do mnie następny czytelnik bloga z identycznym pytaniem. A ponieważ moja odpowiedź oczywiście nie była satysfakcjonująca, zapytał samego Wojciecha Waglewskiego. I otrzymał odpowiedź mniej więcej taką: jak to kto? Przecież to ja. 
Jakby to było oczywiste. Ale oczywistym nadal nie było. Kolega nadal miał tam swoje jakieś teorie. Moja teoria była taka, że Wojciech Waglewski miał chwilę roztargnienia i może nie skojarzył o jakie intro chodzi. Ale nie wypadało już nękać Wagla dalszymi pytaniami, więc zwróciłem się z pytaniem do kogoś, kto wie na 100% jak było. Odpowiedź, którą otrzymałem, sprawiła że poczułem się trochę jak debil, bowiem ów ktoś objaśnił mi, że jest taki efekt, który nazywa się "pitch shift" i służy do obniżania lub podwyższania tonu a głos podczas intro to Wagiel potraktowany tym efektem. 
Oczywiście mam świadomość dzisiejszych programów, efektów które można za ich pomocą osiągnąć oraz tego, że gdyby była tylko taka potrzeba, Wojciech Waglewski może śpiewać głosem Boya George'a dzięki takim rozwiązaniom. Zupełnie nie brałem tego pod uwagę, gdyż ani przez moment nie przeszło mi przez myśl, że Wagiel może chcieć modyfikować swój szlachetny głos. Trudno znaleźć w tym jakiś cel. Ale widocznie jakiś był.
W każdym razie, dzięki całej akcji, dzisiaj wiadomo już jedno: głos w intro to Wojciech Waglewski. Ja bym w życiu na to nie wpadł i gdyby wiadomość nie pochodziła z dwóch wiarygodnych źródeł, nie uwierzyłbym. 

wtorek, 27 października 2020

Mateusz Pospieszalski wystąpi w Oleśnicy

 

Jedni odwołują koncerty, inni wprost przeciwnie. 
22 listopada o godzinie 17.00 w Oleśnicy odbędzie się koncert "Tischner - mocna nuta". Wśród występujących artystów, na scenie pojawi się Mateusz Pospieszalski. Niestety albo stety (bo taki występ to jednak jest ryzyko), zabraknie Wojciecha Waglewskiego, który wstąpił na płycie pod tym samym tytułem. 
Bilety w cenie 40 zł będą dostępne wyłącznie w sprzedaży online.
Więcej TUTAJ.

Znikający Wagiel

Fascynująca sytuacja. 17 września w ramach Rzeszów Breakout Days odbył się koncert z udziałem Wojciecha Waglewskiego. Koncert był nadawany online, można sobie było go oglądać a nagranie było potem dostępne przez kilka dni. Po czym zniknęło. Teraz pojawiło się ponownie. Jednak w ponownie udostępnionym nagraniu jest jedna, maciupeńka, subtelna różnica. Otóż w całości wywalone zostały obydwie części występu Wojciecha Waglewskiego. Żeby było ciekawiej, chociaż Wagiel nie występuje to na ostatnich sekundach nagrania ładnie się kłania. Ciekawa sprawa, bo ja na przykład zrobiłem coś dokładnie odwrotnego po tym koncercie: zostawiłem sobie samego Wojciecha Waglewskiego a całą resztę wywaliłem.

Wojciech Waglewski - wywiad z Łodzi (wideo)

W serwisie YouTube pojawił się krótki wywiad z Wojciechem Waglewskim, zarejestrowany podczas łódzkiego festiwalu Soundedit. 

poniedziałek, 26 października 2020

Koncerty Voo Voo w Kuźni Kulturalnej ponownie przełożone

No niestety. Koncerty Voo Voo planowane w warszawskiej Kuźni Kulturalnej, zostały ponownie przełożone. 
Koncert pierwotnie planowany na 6 kwietnia, potem na 27 października, teraz ma się odbyć 25 stycznia.
Natomiast koncert pierwotnie planowany na 7 kwietnia, potem na 28 października, został przełożony na 26 stycznia.
Obym się mylił ale te terminy wydają mi się zbyt optymistyczne. 


 

Fisz o nowej płycie Waglewski Fisz Emade w rozmowie z Agnieszką Szydłowską

 

Nie ma zbyt wielu wywiadów, które towarzyszą najnowszej płycie zespołu Waglewski Fisz Emade, zatytułowanej "Duchy ludzi i zwierzat". Ale oto jest kolejny. Tym razem Fisz przepytywany jest przez Agnieszkę Szydłowską. Nie chcę streszczać tej rozmowy, gdyż wolę zachęcić do samodzielnego wysłuchania. Powiem tylko tyle, że Fisz niedawno udzielił już baaardzo długiego wywiadu dla Tok FM, ale z pewnością nie jest tak, że wtedy powiedział już wszystko co miał do powiedzenia. Ten wywiad jest zupełnie inny.
Jedna tylko taka moja uwaga do tej rozmowy, gdyż nie lubię zbytnich uproszczeń: Agnieszka Szydłowska mówi, że artyści od lat nie żyją już ze sprzedaży płyt tylko z biletów na koncerty. No nie do końca. Są tantiemy od organizacji zajmujących się ochroną praw autorskich twórców, są jakieś pieniądze z serwisów streamingowych, YouTubów itd. W przypadku artystów, którzy mają rozpoznawalne nazwiska i duży dorobek, są to pokaźne pieniądze, o czym opowiadał kiedyś na przykład Muniek w pamiętnym wywiadzie dla "Zwierciadła". 
Wywiad z Fiszem dostępny jest TUTAJ

niedziela, 25 października 2020

Voo Voo zaprezentowało album "Anawa 2020" w łódzkiej Wytwórni.

Po około roku przerwy, pierwszy raz byłem wczoraj na koncercie Voo Voo. Przez ostatnie 30 lat, nie przypominam sobie takiej sytuacji abym przez rok czasu nie był na żadnym koncercie zespołu Wojciecha Waglewskiego. Chciałbym powiedzieć, że szedłem z radością ale nie. Tylko wczoraj ponad 13500 zachorowań na Covid. Zatem szedłem ze strachem. No bo przecież jakieś koncerty przez te 12 miesięcy zespół grał. Wystarczyło pojechać i obejrzeć występ. Wcześniej jednak nie zdobyłem się na takie ryzyko a teraz też zmotywowały mnie głównie dwa czynniki: po pierwsze premiera nowej płyty a po drugie, pojawiły się informacje, że może to być jedyny koncert z tym materiałem. Zatem takiego wydarzenia nie mogłem przegapić. Założyłem dwie maseczki jedna na drugą, na samym spodzie jeszcze filtr KN95 i poszedłem na Voo Voo. 
Nie będę ukrywał, przyznają to i nazywam po imieniu, że podszedłem do sprawy bardzo egoistycznie i do końca liczyłem na to, że udział publiczności w tym wydarzeniu zostanie odwołany. Przy czym wiedziałem, że koncert odbędzie się nawet do pustej sali na potrzeby streamingu. Jest mi niezwykle bliska ideologia pana, który zasłynął tym, że gdy postanowiono że mecz jego ukochanej drużyny ma się odbyć bez publiczności, wynajął dźwig i oglądał z wysięgnika. Dlatego wiedziałem, że nawet jak odwołają udział publiczności, ja i tak obejrzę. Choć bym się miał przebrać za śmietnik to wejdę i obejrzę. Tyle że bezpieczniej przy pustej sali.
Koniec końców, publiczność na koncercie była ale muszę powiedzieć, że łódzki klub Wytwórnia jak zawsze stanął na wysokości zadania. Wszystko było tak zorganizowane, że można było czuć się względnie bezpiecznie.
Kto był wśród publiczności to był a jeśli się ktoś nie odważył aby przyjść to moim zdaniem trzeba to uszanować. 
Jeżeli chodzi o sam koncert... Najłatwiej byłoby napisać: wszyscy oglądaliście streaming, więc wiecie jak było. Niestety już kilkanaście minut przed koncertem otrzymałem pierwsze sygnały, że jest problem z oglądaniem transmisji. Czyli powtórka z rozrywki. Powiem tylko tak: nie mogę napisać ile kosztowała transmisja koncertu Michała Bryndala "U Jadźki", bo to zapewne objęte jest jakąś tajemnicą handlową, ale za bardzo niewielkie pieniądze udało się zrobić super fajnie zrealizowaną transmisję występu gdzieś tam z ogródka. Co więcej, udało się przeprowadzić transmisję koncertu Voo Voo z malutkiego festiwalu odbywającego się we wsi Czeremcha. Największy problem jest z tymi dużymi, miejskimi wydarzeniami. A ludzie płacą i się wściekają. Moim zdaniem w tej sytuacji należy zrezygnować z bezpośrednich płatnych transmisji na rzecz płatnych koncertów w systemie VOD. Czyli koncert najpierw jest rejestrowany, następnie wykupuje się dostęp i można go obejrzeć powiedzmy przez tydzień. Tak na przykład zrobił ostatnio L.U.C wraz z orkiestrą AUKSO. Zostawiam to pod rozwagę osobom decyzyjnym. Nie może tak być, że ludzie płacą aby obejrzeć swój ukochany zespół i dostają figę z makiem.
Zatem jeśli chodzi o wczorajszy występ, wiadomo iż zespół Voo Voo znany jest z bardzo dobrych płyt i jeszcze lepszych koncertów. Czy wczorajsze wykonanie podczas festiwalu Soundedit było lepsze od tego co możemy usłyszeć na płycie? Moim zdaniem tak. To, co zaprezentowali muzycy, nie różniło się jakoś drastycznie od wersji albumowej. Były pewne różnice ale wiemy dobrze, że Voo Voo potrafi na potrzeby koncertów całkowicie przearanżować swoje kompozycje i na przykład zagrać "Flotę" w wersji country. Wczoraj nie było miejsca na podobne eksperymenty. Raczej skupiono się na tym aby dobrze zagrać i to się udało. Całość wypadła bardzo fajnie. Tylko Spięty był bardzo spięty. Tutaj słowo wyjaśnienia. Nic nie mam do Spiętego. Widziałem ogromną ilość koncertów Lao Che. Byłem w Jarocinie kiedyś dawno temu, gdy publiczność bezlitośnie wygwizdała zespół ale byłem też na różnych Openerach, Woodstockach, 
Olsztyn Greenach itd. Bardzo fajny zespół, chociaż uważam, że jego formuła się wyczerpała. Natomiast myślę, że Grechuta to zwyczajnie nie jest repertuar dla Spiętego. Nie odnajduje się w tym, nie czuje tego i tyle. Tak samo jak piosenka "Welcome to the jungle" nie jest dla Wagla, tak Grechuta nie jest dla Spiętego. 
Koncercik był krótki ale krótka jest również płyta. 
Występ trwał jakieś 30-40% dłużej niż płyta i z tego prostego faktu, można można wyciągnąć bezpośredni wniosek, że usłyszeliśmy nieco dłuższe wersje utworów od tych, które znalazły się na płycie. 
Oczywiście największe show zrobił Krzysztof Zalewski, który wystąpił również na bis. Tutaj po raz kolejny szacunek, bo widziałem gdzieś tam w mediach społecznościowych, że był namawiany do jakichś politycznych deklaracji podczas tego występu. Ale widać, że najwyraźniej umie odróżnić wiec od koncertu. 
Cóż można powiedzieć więcej? Żal mi tych, którzy chcieli obejrzeć koncert online i się nie udało. Moja opowieść Wam tego nie zastąpi. 
Mój udział w tym wydarzeniu był dla mnie aktem jakiejś mojej odwagi połączonej z głupotą, bo jakoś nie mam przekonania, że koncerty są w tej chwili najbardziej niezbędną rzeczą wobec tak ogromnego ryzyka. Są mi potrzebne ale czy aż tak aby ryzykować zdrowie swoje i bliskich? Z drugiej strony było to wydarzenie bardzo wzruszające. Zobaczyć wreszcie Wojtka z ekipą, po tak długim czasie, zdrowych i w świetnej kondycji... Było warto. 
Dodam, że po koncercie zespół nie wyszedł podpisywać płyt i tutaj ogromny szacunek za taką decyzje. Jeśli wszystko się dobrze skończy, będzie jeszcze czas na podpisywanie płyt i na wiele innych rzeczy

Pozdrowienia

Doszły mnie słuchy na temat pewnego Pana, który ponoć codziennie, jeszcze zanim zje śniadanie, czyta tego bloga a potem przez resztę dnia chodzi wkurwiony.
Nie wiem czy zdążyłem przed śniadaniem ale chciałbym bardzo serdecznie, gorąco wręcz, pozdrowić tego Pana i przypomnieć, że złość piękności szkodzi. Życzę dużo uśmiechu na resztę dnia.

piątek, 23 października 2020

Wojciech Waglewski - wywiad dla PAP

Z okazji premiery albumu "Anawa 2020", Wojciech Waglewski udzielił wywiadu dla PAP. 
"Anawa 2020" nie jest kopią płyty "Marek Grechuta & Anawa". To jest przypomnienie tego, że ta płyta w ogóle wyszła. Myślę, że bardzo niewielu młodych ludzi pamięta o istnieniu takiej formacji i takiego artysty, jak Anawa i Marek Grechuta, bo raczej w mediach pojawiają się okazjonalnie. (...)
W Polsce muzyki wybitnych artystów wciąż tworzących i tych, co odeszli, słucha się najczęściej z okazji rocznic. Nie ma ciągłości między przeszłością a teraźniejszością. Tymczasem na całym świecie popularne jest granie nieustanne, powroty do twórczości wielkich." - mówi Wojciech Waglewski. 
Myślę, że to opinia mocno dyskusyjna. Ja przynajmniej nie odnoszę takiego wrażenia. Słyszę co gra się w radiu i telewizji, jeżdżę na różne festiwale, gdzie bardzo często są różne koncerty "w hołdzie", a na sam koniec słyszę co młodzi ludzie śpiewają przy ogniskach i jestem bardzo pozytywnie zaskoczony, bo tam współczesnych utworów nie śpiewa się praktycznie wcale. Oczywiście są artyści niszowi, którzy choćby nie wiem co się stało, nie wejdą do mainstreamu (nie szukając daleko: Tie Break) ale tak już jest. 
Wydaje mi się, że pewnie wiele zależy od tego, kto na słuchaniu jakich kanałów się skupia. W każdym razie nawet na podstawie liczby odtworzeń na YouTube, widać że utwory Marka Grechuty na brak popularności nie narzekają. A YouTube ma w tej chwili gigantyczne znaczenie. Często można się tam ogromnie zdziwić, gdy okazuje się że w życiu nie słyszeliśmy o naszych polskich wykonawcach, których nagrania mają po 15-20 milionów odtworzeń. Bo poza YouTube, kompletnie nikt tego nigdzie indziej nie puszcza. I to mówi tylko o jednym: radio i telewizja to tylko jakiś wycinek tortu pod nazwą: czego ludzie słuchają?
Mamy też milion radyjek internetowych, w tym już aż dwa "najlepsze na świecie", więc nawet jeżeli jest źle (a ja tak nie uważam), to z pewnością będzie dobrze. 
Pamiętajmy też, że są stacje takie jak Radio Złote Przeboje, Kino Polska Muzyka i inne, które od lat żyją z przypominania różnych staroci.
Wywiad dla PAP jest też drugim wywiadem, w którym Wojciech Waglewski tłumaczy dlaczego dwa kawałki z oryginalnej płyty Anawy i Marka Grechuty, nie zostały przez Voo Voo nagrane. Tutaj trudno w jakikolwiek sposób polemizować, ale chyba każdy sympatyk Grechuty przyzna, że trochę jednak szkoda. 
Cały wywiad dostępny jest TUTAJ 


czwartek, 22 października 2020

Cokolwiek ujęte - pierwszy teledysk Akustyk Amigos

Dzisiaj swoją premierę ma pierwszy teledysk zespołu Akustyk Amogos, zatytułowany "Cokolwiek ujęte". Cóż można powiedzieć? Kto by pomyślał, że w czasach pandemii można tworzyć takie ładne teledyski?

Wojciech Waglewski na Jazz Jamboree 2020 - transmisja online

 

Ci, którzy siedzą w necie od rana do nocy, śledząc aktywność Wojciecha Waglewskiego, już wiedzą. Zatem jest to informacja dla normalnych osób. 
Dziś o godzinie 19:00 w warszawskim klubie Stodoła, w ramach 62. Jazz Jamboree odbędzie się koncert Milo Kurtis Ensemble z udziałem Wojciecha Waglewskiego, Leszka Możdżera i Andy'ego Shepparda.
Koncert będzie transmitowany online na FB Jazz Jamboree. 
EDIT: Transmisja będzie chyba jednak na FB Narodowego Centrum Kultury.
EDIT 2: Kto nie oglądał, może nadrobić tę stratę TUTAJ

Voo Voo, Grechuta, Anawa - czyli dla każdego coś miłego

Jutro do sklepów trafi album "Anawa 2020". I tak oto dość niespodziewanie doczekaliśmy się premiery kolejnej płyty... Voo Voo. Pierwsze informacje na temat tego wydawnictwa rodziły pewne wątpliwości dotyczące tego, czyja to właściwie jest płyta ale ostatecznie okazało się, że Voo Voo. Chociaż tak naprawdę, do tej pory nie jest to od pierwszej chwili oczywiste dla kogoś kto o tej płycie nie słyszał ale weźmie ją do ręki gdzieś w sklepie. Front okładki mówi nam o różnych artystach w tym o Wojciechu Waglewskim i Voo Voo. A Wojciech Waglewski to nie Voo Voo? Wygląda to jak jakaś płyta w stylu "United Artists" albo coś podobnego. O tym, że to płyta Voo Voo, nie dowiemy się również oglądając grzbiet okładki. Dowiadujemy się o tym dopiero zaglądając do listy utworów, znajdującej się na odwrocie. Sama okładka graficznie bardzo fajna ale wprowadza jakąś formę dezinformacji. 
Powiedzmy sobie od razu: album jest formą wielkiego oddechu od zawartości trzech poprzednich wydawnictw zespołu. Co prawda dwie poprzednie płyty Voo Voo bardzo mi się podobały ale tak zupełnie szczerze, to zbyt dużo było tam dla mnie ciszy, spokoju i stateczności. Takiej atmosfery zasypiania albo wręcz umierania. Owszem, były kompozycje żywsze, na przykład "Się poruszam 1" ale w skali trzech kolejnych albumów, było tego trochę mało. Od dłuższego czasu marzyła mi się płyta będąca manifestem pod hasłem: ja żyję! Płyta w rytmice powiedzmy "Frontu Torowania Przejść" albo piosenki "Jestem jak pijany". Taka płyta, po zagraniu której na koncercie, Michał Bryndal miałby problem przez dwa dni aby podnieść się z łóżka. Taka płyta, która dawałaby gwarancję, że nikt podczas słuchania nie uśnie.
Album "Anawa 2020" to jeszcze może nie jest to o czym myślałem ale z pewnością zmierza w tym kierunku bardziej niż poprzednie. Muzycznie płyta nie jest pozbawiona elementów charakterystycznych dla Voo Voo ale gdzieś tak w połowie składa się z brzmień dla zespołu zupełnie nowych. Zatem dostajemy na niej ogromną dawkę nowego, w sporej mierze eksperymentalnego Voo Voo. Równocześnie jednak możemy zaobserwować ciekawą rzecz: jeśli posłuchamy sobie kolejno utworów "Środa" z płyty "7", "Niespiesznie 2" z płyty "Za niebawem" oraz "Zadymka" z albumu "Anawa 2020", dość łatwo powinniśmy dostrzec pewne podobieństwo pomiędzy tymi utworami. Owo podobieństwo tworzy nam kolejne nowe brzmienie zespołu, które możemy dopisać do całego arsenału brzmień, kojarzących się z Voo Voo już wcześniej. 
Oczywiście można sobie stawiać pytanie, czy artyści o tak ugruntowanej pozycji jak Voo Voo, powinni i czy potrzebują nagrywać covery innych artystów? Odpowiedź na takie pytanie nie jest łatwa ale ja uważam, że nie ma w tym nic złego. Być może jest w tym jakaś wiara w pewną sprawiedliwość dziejową, polegająca na tym, że jeżeli my będziemy pamiętali o twórczości innych, to inni będą w przyszłości pamiętali o naszej twórczości. Poza tym to dosyć miłe, gdy wielcy artyści, w swej wielkości potrafią uchylić czoła przed wielkością innych. Z pewnością jednak utwory z pierwszej płyty Marka Grechuty z zespołem Anawa, to utwory do których warto wracać i warto utrwalać je w świadomości kolejnych pokoleń. I tak szczerze, to gdy patrzę jak niektórzy wykonawcy potrafią zmasakrować dawne przeboje w swoich nowych wersjach, to chyba lepiej aby covery nagrywali ludzie, którzy wiedzą co robią. Ważne jest tutaj to, co powiedział Wojciech Waglewski, że to nie może być karaoke. Myśl niby oczywista ale istotna, bo gdyby okazało się, że zespół formatu Voo Voo zrobił karaoke, przekładając aranże w skali 1:1, myślę że krytyka, łącznie ze mną, nie zostawiłaby na tej płycie suchej nitki. Na szczęście, wydaje mi się, że grupa Wojciecha Waglewskiego nie byłaby do tego zdolna nawet teoretycznie. 
Wiadomo, że są dwie strony tego przedsięwzięcia. Z jednej strony te utwory są bardzo bezpieczne do nagrywania. Są tak skonstruowane, że trudno je schrzanić. Ludzie je bardzo lubią i samo to niesie już potencjał pozytywnego odbioru. Sam bardzo lubię te piosenki i nie wiem co by się musiało zdarzyć aby nowa płyta Voo Voo mi się nie podobała. Z drugiej jednak strony, są to utwory dość chętnie nagrywane i wykonywane przez innych wykonawców. Zatem nagrywając swoją wersję, trzeba się liczyć z możliwymi porównaniami do tego, co zrobili już inni. Wojciech Waglewski wraz ze swoim zespołem, mając zapewne świadomość tego ryzyka, postanowili się z nim jednak zmierzyć. I uważam, że dobrze zrobili. 
Voo Voo ma w swoim dorobku kilka albumów, które ktoś kiedyś ładnie nazwał "nieregularnymi". Chodzi tu o takie płyty, które są jakby poza głównym nurtem twórczości zespołu (przy całej świadomości tego, jak trudno określić ów główny nurt). Myślę, że do takich "nieregularnych" płyty należy właśnie zaliczyć najnowsze wydawnictwo. Przy czym (z racji formuły opartej na zaproszonych gościach) najłatwiej tu oczywiście o skojarzenia z albumem "Placówka' 44".
No właśnie. Goście... Największym "błędem" było zaproszenie Krzysztofa Zalewskiego, który najzwyczajniej pozamiatał na tej płycie i przyćmił wszystkich. Nie żebym był jakimś fanem tego artysty ale muszę przyznać, że z roku na rok, jestem pod coraz większym wrażeniem jego talentu i darzę go coraz większym szacunkiem. I to się nie bierze znikąd. Jest ku temu sporo powodów. A kolejnym powodem jest właśnie udział na płycie "Anawa 2020", który uważam, za znakomity. 
Zupełnie inaczej rzecz się ma w przypadku "Spiętego", którego udział w tym przedsięwzięciu uważam za jakąś kompletną pomyłkę przy pracy i najlepiej całkowicie przemilczę. Chociaż, pozytywne jest to, że zespół spróbował zaprosić do współpracy kogoś, z kim wcześniej nic za bardzo nie robił. 
Pozostali goście co najmniej dali radę i nie ma wstydu. Płytę promuje singiel "Zadymka" z udziałem Katarzyny Nosowskiej. Obok tej postaci nie można przejść tak zwyczajnie. Trzeba tu wspomnieć, że w przeszłości nagrała z zespołem Voo Voo kilka piosenek, w tym dwa (jeśli można tak powiedzieć) duety, które klasyfikuję w absolutnie ścisłej czołówce duetów nagranych przez ekipę Wojciecha Waglewskiego. Myślę tu o utworach: "Wzgórze" oraz "Piosenka kobieca" (z płyty Wojciecha Waglewskiego "Jasne błękitne okna"  ale nagranej w prawie pełnym składzie Voo Voo). Utwór "Zadymka" nie jest tak znakomity jak dwa wymienione wcześniej ale i tak jest w porządku. 
Utwór "Niepewność" moje myśli kieruje ku Michałowi Bryndalowi, którego podejrzewam o pomysł na ten aranż. Mogę się mylić ale moim zdaniem byłoby to w stylu Brynda. Pomijając oczywiście głos Wojciecha Waglewskiego, dopiero w drugiej połowie tego utworu słyszymy tutaj vuvowskie brzmienia. Pierwsza część jest całkowitym eksperymentem. Ten kawałek jest fantastycznym przykładem na to, jak Wojciech Waglewski oraz Voo Voo, potrafią pięknie stawiać kotwice pomiędzy starymi i nowymi brzmieniami, tworząc tym samym stylistyczną ciągłość. Ktoś mógłby powiedzieć, że zespół Voo Voo jest zespołem Voo Voo, ma swoje nawyki i z tego wynika ciągłość. Oczywiście tak ale to zbytnie uproszczenie. Jest rzeczą naprawdę godną uwagi, to na ile sposobów grupa potrafi wplatać różne stare motywy w zupełnie nowe brzmienia.
"W dzikie wino zaplątani" to show w wykonaniu wspomnianego już Krzysztofa Zalewskiego ale to jest też taki utwór, w którym każdy z członków Voo Voo odgrywa ważną rolę. Istotne w tej aranżacji są partie Karima, ważny jest Michał Bryndal, oczywiście sax Mateusza i gitara Wojciecha. Wszystko razem wydaje się wyważone dokładnie tak, jak być powinno. W tym miejscu może warto wspomnieć, że z tym utworem mierzył się kiedyś również Mateusz Pospieszalski, tworząc aranże na potrzeby albumu "Na Siedem" zespołu Zakopower. 
W utworze "Twoja postać", w klimat kompozycji wprowadza Mateo. Muzycznie bardzo fajny kawałek. Wokalnie najgorszy na całej płycie. Takie jest moje zdanie.
Utwór "Nie dokazuj", czyli Voo Voo, Krzysztof Zalewski i Kasai. Cóż można powiedzieć? 10 na 10. Tutaj myślę, że fani Marka Grechuty nie wybaczyliby zespołowi Wojciecha Waglewskiego, gdyby ten utwór został nagrany słabo. Ale jest nagrany świetnie. 
"Będziesz moją panią" to kompozycja, w której słyszymy Voo Voo, Kasai i Spiętego. Muzycznie rewelacja. Dominuje Michał Bryndal i Mateo. Spięty na szczęście nieco lepiej niż w poprzednim kawałku. W każdym razie nie dał rady go całkowicie skopać. Można powiedzieć: ufff. Bo byłoby bardzo szkoda.  
Utwór "Piosenka"... Tutaj szalenie ważna jest dykcja. W przeciwnym razie można usłyszeć coś zupełnie innego, niż autor miał na myśli. A już był taki kawałek Voo Voo, który z powodów wymowy właściwie jednego słowa, nie trafił nigdy na żadną płytę. Ale ok. Głosowo Wojciech Waglewski wpasował się w tę pieśń znakomicie. Utwór też ok, chociaż mam wrażenie, że tam jest jeszcze miejsce na to aby coś z nim więcej zrobić. 
Utwór "Korowód", czyli samo Voo Voo. Generalnie bardzo odważny eksperyment bo trzeba dużo przewrotności aby z tego kawałka zrobić balladę. Ale miało nie być karaoke, miały być własne aranżacje, zatem brawo za odwagę. Nie wiem jak to potraktują ortodoksyjni fani Grechuty, jednak uważam że jest w tym wykonaniu sporo elementów, które powinny się podobać. 
Bo z tym albumem chyba tak jest, że znacznie mniejsze znaczenie ma to, na ile spodoba się sympatykom Voo Voo. Bardziej chyba liczy się to, co powiedzą wielbiciele twórczości Marka Grechuty. Ja co prawda się do nich zaliczam ale chyba nie dość radykalnie aby się wypowiadać.
No i taka jest ta płyta. Przynajmniej w moim odbiorze. Nie chcę się zastanawiać ile gwiazdek bym jej dał, gdybym musiał. A też nie mam wrażenia, że zespół nagrywał ten album aby walczyć o gwiazdki oraz recenzje zatytułowane "dzieło życia". Myślę, że raczej chodziło o to, aby nagrać dobrą płytę, którą będzie się miło słuchało. I to się udało. Mi się podoba. Bo to Voo Voo, bo to utwory, które bardzo lubię, zagrane w nowych, fajnych aranżach. Dodam tylko, że oczywiście wysłuchałem album wielokrotnie i raz słuchałem w towarzystwie osoby, która zwyczajnie nie znosi Voo Voo (tak, tak, zdarzają się tacy ludzie). I ta osoba powiedziała tylko: no, taką płytę to ja mogę słuchać.
Dla Wojciecha Waglewskiego było to drugie duże zderzenie z piosenkami Marka Grechuty. Wcześniej przecież miał bardzo istotny wkład w świetnie przyjęty album "Projekt Grechuta". 
Na sam koniec refleksja niezwiązana bezpośrednio z tą płytą. Obecny rok jest naprawdę straszny. Ale szukając dobrych rzeczy w świecie rzeczy złych, w ciągu czterech miesięcy otrzymaliśmy płytowego trójpaka. Najpierw solową płytę koncertową Wojciecha Waglewskiego, potem płytę Wagla z synami a teraz do tego dochodzi album Voo Voo. Czyli jak za czasów największej aktywności Wojciecha Waglewskiego. Nie mam wiedzy; być może plany od początku były takie ambitne a być może to by się nie wydarzyło gdyby nie pandemia. Ale sympatycy Wagla (nie cierpię słowa "fani", gdyż kojarzy mi się z fanatykami), mają powody do radości. 

środa, 21 października 2020

Mateo i Maleo w Uniejowie - koncert i DVD

Budżety obywatelskie to taki dziwny wynalazek, który kojarzy mi się głównie z absurdalnymi pomysłami typu domek dla mrówek albo ławka przy plaży na zimę. Absurdalność owych pomysłów często idzie w parze z jeszcze bardziej absurdalnymi kosztami ich realizacji. Przykłady wszyscy znamy. Ale oto we wrześniu rozstrzygnięta została trzecia edycja Budżetu Obywatelskiego Samorządu Województwa Łódzkiego na rok 2020. I okazuje się, że ponoć największe zainteresowanie mieszkańców powiatu poddębickiego wzbudziły warsztaty integracyjne pt. „Historie Zagubione”, których efektem finałowym będzie koncert, podczas którego wystąpią m.in. Marika, Dariusz „Maleo” Malejonek, Lidia, Marcin i Mateusz Pospieszalscy. Koncert ma być oparty o widowiska artystyczne pt. „Panny Wyklęte” i „Niezłomnym - Honor”. 
W załączniku do Uchwały Zarządu Województwa Łódzkiego nr 28/20 można przeczytać: "Koncert będzie zarejestrowany na płytach DVD i rozpropagowany w mediach (prasa, telewizja, plakaty, materiały promocyjne)." Na tę chwilę jeszcze nie do końca wiadomo gdzie i kiedy ten koncert ale coś już wiadomo: w Uniejowie i przed rozpoczęciem nowego roku. Więcej na ten temat TUTAJ

Cokolwiek ujęte - pierwszy singiel zespołu Akustyk Amiogos

Po wielu latach i licznych zapowiedziach, w końcu jest. Pierwszy singiel zespołu Akustyk Amigos, którego nieodłączną częścią jest Karim Martusewicz
Żeby nie przypominać znowu całej historii, w największym skrócie: grupa istnieje już bardzo długo i w zasadzie od samego początku planuje wydanie płyty. To jednak nastąpi dopiero w tym roku, konkretnie 30 października. Tymczasem opublikowane zostało nagranie "Cokolwiek ujęte". Kompozycja Karima Martusewicza do słów Adama Nowaka jest premierowym utworem otwierającym album „Pól płyty”.
Polecam również wywiad z Adamem Nowakiem w Muzycznej Jedynce, w którym muzyk opowiada o tej płycie. Wywiad można znaleźć TUTAJ

piątek, 16 października 2020

Wojciech Waglewski o płycie Anawa 2020 - wywiad

 

Wojciech Waglewski udzielił wywiadu na potrzeby cyklu "Audycje Kulturalne". Lider Voo Voo opowiada o najnowszej płycie Voo Voo pod tytułem "Anawa 2020". Wywiad jest ciekawy, gdyż porusza sporo różnych niuansów związanych z albumem a ponadto Wojciech Waglewski brzmi chwilami jak profesor prowadzący wykład akademicki. 
Jedno jest pewne: osoby zainteresowane ciekawostkami na temat powstawania płyty, powinny zapoznać się z tym wywiadem. Mogą to uczynić TUTAJ

czwartek, 15 października 2020

Druga cześć wywiadu z Wojciechem Waglewskim w TVN

 

Na stronie cozatydzien.tvn.pl ukazała się druga część wywiadu z Wojciechem Waglewskim. Tym razem rozmowa dotyczy pierwszego teledysku zespołu Waglewski Fisz Emade, który promuje płytę "Duchy ludzi i zwierząt".
Wywiad można obejrzeć TUTAJ

środa, 14 października 2020

Relacja z koncertu Waglewski Fisz Emade w TVN

 

- Jesteśmy czułymi ludźmi - mówi Wojciech Waglewski o sobie oraz swoich synach w najnowszym wywiadzie, który został nakręcony przy okazji premierowego koncertu Waglewski Fisz Emade, podczas którego zespół promował płytę "Duchy ludzi i zwierząt". 
Wywiad ukazał się w programie "Co za tydzień", który nadawany jest przez TVN. 
Ale można go obejrzeć również w Internecie TUTAJ

Voo Voo na płycie "Czeremcha 2020"

 

Taka się płyta ukazała. Trudno dociec co na tej okładce jest tytułem a co jakąś dodatkową informacją ale nieważne. Istotne jest, że na krążku znajduje się kompozycja zespołu Voo Voo zatytułowana "Gdybym". 
Zespół Voo Voo w tym roku występował na festiwalu w Czeremsze, więc  ktoś może zastanawiać się, czy na albumie znajduje się wersja koncertowa? Otóż nie. Akurat podczas tego występu grupa nie wykonywała tej kompozycji a ponadto jej czas trwania jest identyczny z czasem na albumie "Dobry Wieczór".
Więcej TUTAJ

wtorek, 13 października 2020

Archiwalne nagrania z kaset magnetofonowych i VHS

Przez ostatnie lata spotykałem się z różnymi osobami, bywało że pisałem maile gdy ktoś nie mieszkał w Polsce i generalnie naprzykrzałem się na różne sposoby osobom, o których wiedziałem, że posiadają archiwalia związane z Voo Voo w postaci kaset VHS albo na taśmach magnetofonowych. Są to nośniki, które w każdej chwili mogą stać się niezdatne do użytkowania, w zasadzie niemal całkowicie wyszły z obiegu a posiadacze takich kaset często nawet nie mają jak ich odtworzyć. Nie zmienia to faktu, że wiele takich taśm zalegających gdzieś na strychach, zawiera bardzo wartościowe nagrania, które warto jakoś uratować i przenieść na współczesne nośniki.
Wiem, że bywałem natrętny ale efekty tych moich starań, próśb a czasem nagabywań, okazały się bardzo dobre. W moje ręce trafiły opasłe kartony zawierające setki kaset audio i wideo. Starczy powiedzieć, że właśnie pracuję nad digitalizacją blisko 150 kaset magnetofonowych. Oczywiście bywało tak, że aby znaleźć na tych taśmach coś wartościowego, trzeba było najpierw przekopać się przez 15 odcinków "Strażnika Teksasu", bywało że na taśmach odnajdywałem nagrania ich właścicieli w sytuacjach bardzo prywatnych ale generalnie udało się dokopać do ogromnej ilości nagrań, których nie ma na żadnych YouTubach a cześć nigdy i nigdzie się nie ukazała. Mimo że podczas kopiowania zapisywałem wszystko w możliwie najlepszej jakości a wiele nagrań wyczyściłem z różnych problemów, które się na nich pojawiały, oczywiście nie są to nagrania, które nadawałyby się do jakiegokolwiek wykorzystania komercyjnego (to informacja dla osób, które potencjalnie mogłyby zwrócić się do mnie z pytaniem czy coś z tego dałoby się jakoś wydać). Kopie nagrań z VHS, nawet remasterowane różnymi programami, wyglądają jak wyglądają i zupełnie nie odpowiadają dzisiejszym standardom. Podobnie jest z kasetami audio. Ale dla amatora takich nagrań, na potrzeby domowego odtwarzania są to skarby niezwykle.
Mógłbym wymieniać bardzo długo co mam. Są koncerty i programy nagrywane z telewizji i z radia. Są koncerty rejestrowane bezpośrednio z konsolety, które za sprawą byłego menadżera gdzieś tam trafiały do trzeciego obiegu albo były rejestrowane na potrzeby różnych osób. Są różne stare nagrania demo. Jest tego wszystkiego gigantyczna ilość. Nad niektórymi nagraniami tyle się napracowałem aby doprowadzić je do użyteczności, że po wszystkim nawet nie miałem siły zapoznać się z całością efektu końcowego. 
No i cóż można powiedzieć? Mam tyle nagrań, że kończą mi się możliwości ich słuchania i oglądania. Powoli zaczyna tego być  zwyczajnie zbyt dużo. Zwłaszcza, że dziennie przegrywam średnio 4-5 kaset, więc na słuchanie czegoś więcej zwyczajnie brakuje czasu. Dodatkowo sam już nie wiem czego słuchać. Czasami włączam coś na chybił trafił i zazwyczaj miło się słucha tego co trafię, ale i tak robi się tego zbyt dużo. Wciąż mam wiedzę o osobach, które mają spore archiwalia i są to osoby, z którymi dotąd nie rozmawiałem na ten temat ale szczerze to nie wiem czy będę rozmawiał. 
Z pewnością jest kilka nagrań, których będę poszukiwał do skutku. Są to na przykład:
- wideo z koncertu Voo Voo - XXV Jazz nad Odrą 1989 – dla TVP Wrocław
- koncert Voo Voo z Woodstock 2001
- wideo z koncertu "Sobótka na Zamku w Janowcu - Voo Voo z Urszulą Dudziak" - z 2003 roku dla 3 programu TVP
- wideo z występu Voo Voo podczas koncertu "Maj Niezależnych" na Politechnice Gdańskiej
- wideo z występu Voo Voo podczas koncertu "Miasto bez Boga walczy o krzyż"
- wideo z koncertu Voo Voo i Trebunie Tutki „Colloquia Tischneriana” –  z 2006 roku dla 1 programu TVP
- występ Voo Voo podczas Tall Ship Races 2013
- koncert Voo Voo z Męskiego Grania 2011, który transmitowany był na żywo w internecie.
- koncert Osjana z festiwalu Memorial to Miles 2018, transmitowany przez TVP3 Kielce.
W sumie jest jeszcze sporo innych archiwalnych nagrań, które chętnie bym obejrzał.  
Nie zarzekam się, że już nikogo o nic nie będę prosił ale tymczasem odwracam sytuację: jeżeli ktoś ma jakieś archiwalne nagrania Voo Voo na starych VHSach albo kasetach magnetofonowych i chciałby je ocalić, zanim nie rozsypią się na proch, chętnie pomogę. Zdigitalizuję i oddam kasety wraz z cyfrowymi kopiami. Mimo, że jest to zajęcie dosyć czasochłonne, od nikogo nie wziąłem za to złotówki, gdyż zupełnie mnie to nie interesuje. Niektórzy mają obawy, bo wiedzą że coś tam na tych taśmach jest ale nie bardzo wiadomo co, bo jest bałagan. Bo może się okazać, że ktoś kto jest dzisiaj znanym muzykiem rockowym, kiedyś słuchał Limahla. Spokojnie, nagrania robione pod prysznicem ani inne podobne kwiatki, nigdzie nie trafią. 
Wiem, że nie jest łatwo mnie namierzyć w sensie kontaktu ze mną. Jest to działanie celowe z mojej strony, bo staram się chronić swoją prywatność na ile to możliwe. Ale oczywiście znalezienie mnie nie jest niemożliwe. Wiele osób w środowisku ma moje namiary. Wystarczy popytać. Można też zostawić komentarz pod tym tekstem i jakoś się znajdziemy. 
Każdy, kto ma jakieś archiwalne nagrania Voo Voo i chciałby je zdigitalizować, może na mnie liczyć. Oczywiście bardzo prawdopodobne jest, że już mam takie nagrania w swoim archiwum. Przykładowo przez wiele lat szukałem usilnie koncertu Voo Voo z Teatru Buffo, który kiedyś leciał w telewizji. Aż nagle w ciągu dwóch tygodni dostałem ten koncert od dwóch różnych osób. Ale to też są sytuacje potrzebne bo te zapisy zazwyczaj zawsze są jakoś uszkodzone. Na jednym nagraniu w jednym miejscu skacze obraz, na drugim nagraniu w innym miejscu. Ale składając dwa nagrania w całość, można zrobić takie, na którym nic nigdzie nie skacze (o ile oczywiście jakość tych nagrań drastycznie się nie różni). 
Mam wiedzę o kilku bardzo ciekawych osobach, które zaglądają na tego bloga. Co rusz wychodzi to w różnych sytuacjach. Zwracam się teraz bezpośrednio do Nich: jeśli macie archiwalne nagrania, nie pozwólcie by bezpowrotnie przepadły. Mam naprawdę dużo cierpliwości do przeglądania i przesłuchiwania tego wszystkiego. Dla mnie to jest też niezwykła przygoda, bo często muszę przekopać się przez kasety, na których nagrana jest muzyka, po którą najprawdopodobniej sam nigdy bym nie sięgnął. A okazuje się, że warto. Zatem jeśli wiecie, że coś fajnego macie, nawet jeśli nie do końca wiecie gdzie, dajcie znać. 
Jeśli trzeba, przyjadę po to, gdzie by to nie było. Pewnie nie następnego dnia, być może nie zrobię tego w ciągu kilku następnych tygodni, ale przyjadę w wolnej chwili. Warto mieć też świadomość, że przegrywanie tego to nie jest kwestia kilku dni. To niestety trwa. 
Korzyści są obustronne: właściciel kaset ma je zarchiwizowane i uzyskuje łatwy dostęp do nagrań, których nie odtwarzał od lat a ja mogę poznać materiały, które pewnie nigdy by do mnie nie trafiły. Prosta sytuacja. 
Na chwilę obecną nie mam magnetofonu odtwarzającego taśmy szpulowe. Ale jeśli zajdzie taka potrzeba to Allegro i coś się znajdzie. Prawdopodobnie wkrótce będę miał możliwość zgrywania kaset nagrywanych na tak zwanych czterośladach. Nikt mi jeszcze nie dawał niczego na taśmach Betacam, nie mam na tę chwilę sprzętu ale jak będzie trzeba to coś wymyślę. 
Prawda jest taka, że jeżeli ja Wam tego nie zdigitalizuję, pewnie nikt tego nie zrobi, skoro przez tyle lat nikt nie zrobił. 

poniedziałek, 12 października 2020

"Duchy ludzi i zwierząt" - subiektywne wrażenia po premierze płyty


Wojciecha Waglewskiego czekają w życiu już tylko trudne zadania. Mając bowiem tak ogromny dorobek, na który składają się zarówno rzeczy znakomite, jak i te trochę mniej udane, myślę że teraz chodzi już tylko o to, aby równać wyłącznie do tych najlepszych. A najlepiej o to, by je przebić. I to nie jest łatwe. Ale Wagiel sobie radzi.
Gdy w 2008 roku ukazała się pierwsza płyta Waglewski Fisz Emade pod tytułem "Męska Muzyka", Wojciech Waglewski mocno asekurował się w wywiadach. Czuć było autentyczny lęk o to, jak to zostanie przyjęte. No bo jak to tak? Z synami? Jakieś kółko wzajemnej adoracji czy o co chodzi? Myślę, że takich opinii obawiał się Wagiel, dlatego starał się całe zdarzenie bagatelizować. Mówił, że ta płyta to jednorazowy eksperyment i nie ma żadnych dalszych planów związanych z tym projektem. A w domyśle: potraktujcie to na wszelki wypadek jak taki żart. 
Ale to była bardzo dobra płyta. Świetnie wypadała na koncertach i nagle okazało się, że minął rok, potem drugi, trzeci a tu wciąż jest zapotrzebowanie na kolejne występy. Bo to jest zazwyczaj tak, że poza licznymi co prawda ale jednak wyjątkami, jeżeli zespół nagrał tylko jedną płytę, to po trzech latach już mało kto o tym pamięta. A ta płyta jednak nie dawała o sobie zapomnieć. W efekcie po 5 latach powstał kolejny album, zatytułowany "Matka, Syn, Bóg".
Tym razem Wojciech Waglewski występował już w mediach z podniesioną głową. Czas zweryfikował bardzo pozytywnie wartość pierwszego albumu, więc tym razem nie próbował niczego banalizować i mówił wprost: zakładamy zespół. 
Druga płyta pod każdym względem dorównywała pierwszej. Zespół zagrał sporą ilość koncertów a każdy z nich był dobry niemalże do znudzenia. Podczas tych występów kompletnie nie było do czego się przyczepić. Nie było żadnych słabszych momentów. W pewnym momencie zrezygnowałem z pisania relacji z tych wydarzeń, gdyż to nie miało żadnego sensu. Każdą jedną taką relację można było zamknąć w stwierdzeniu: Było świetnie. Jak zawsze. 
No ale znowu minęło sporo lat i gdzieś tam każdy zadawał sobie pytanie: co dalej? 
W ubiegłym roku było już wiadomo, że będzie kolejny album. Wojciech Waglewski nie ukrywał wtedy w różnych rozmowach, że podchodzi do tego bardzo ambicjonalnie; że ważnym jest aby poprzeczkę ustawić bardzo wysoko.
W styczniu 2020, zespół wszedł do studia. Nie poszło tak gładko, jak pewnie wszyscy się spodziewali, gdyż nikt nie przewidział pandemii. Ostatecznie jednak album udało się ukończyć i właśnie powinien trafiać do sklepów. 
Trochę trudno jest mi o tej płycie pisać, gdyż nie mam jeszcze fizycznego egzemplarza. A książeczka jednak zawiera zawsze wiele cennych informacji. Ponadto zmienił się wydawca. W przeciwieństwie do pierwszych dwóch albumów wydanych przez Agorę, ten został wydany przez firmę Mystic Production, którą w dodatku bardzo cenię. Więc chciałbym w końcu zobaczyć jak to finalnie wygląda. A już wiadomo, że Mystic nie zawodzi i zapowiada wypasioną edycję kolekcjonerską (czyli to, czego mi w ostatnich latach bardzo brakowało w różnych produkcjach, za którymi stał Wojciech Waglewski). 
Przejdźmy zatem do muzyki. Po doświadczeniach pierwszych dwóch albumów, chyba nikt nie miał jakichkolwiek obaw, że w przypadku najnowszej płyty może dojść do jakiegoś załamania formy. Trzej panowie Waglewscy wystarczająco mocno udowodnili, że wiedzą co robią. Zatem ja przynajmniej nie zastanawiałem się dużo jaki będzie ten album. Z góry założyłem, że będzie równie dobry jak poprzednie (bo to skrajnie mało prawdopodobne było, aby mógł być jeszcze lepszy). I dziś nie jestem szczególnie zdziwiony, że w zasadzie się nie pomyliłem. 
Mocną zapowiedzią płyty był singiel "Ziemia". Świetny zarówno w warstwie muzycznej, jak i tekstowej. Tekst naprawdę ważny i głęboki. Szkoda tylko, że nie każdego stać na podobne refleksje dotyczące otaczającej nas rzeczywistości. To naprawdę bardzo przykre, gdy człowiek analizując sytuacje na świecie, myśli ze strachem o przyszłości własnych dzieci. 
Po tym pierwszym singlu, gdy nie wiadomo jeszcze było jaka będzie reszta płyty, jedno było już pewne: Wagiel tak jak mówił, tak zrobił: ustawił wysoko poprzeczkę. Chociaż na samym początku był zwiastun tej płyty, wykorzystujący fragment piosenki "Dobre rzeczy" i tam już też wiadomo było, że całość zapowiada się bardzo ciekawie.
Album zdominowany jest przez melancholijne, oldschoolowe dźwięki. Powiedzmy sobie od razu: Wojciech wraz z synami, w najmniejszym stopniu i w żadnej chwili nie próbują rywalizować z modnymi obecnie brzmieniami. Przeciwnie: zupełnie się od tego odcinają. Inspiracje muzyczne (myślę, że bardzo liczne) do stworzenia tej płyty, sięgają lat 60-tych, 70-tych, 80-tych. A że panowie nie słuchają w kółko pięciu tych samych kapel i mają gigantyczne rozeznanie w muzyce, potrafili sięgnąć po najbardziej szlachetne brzmienia. Mi przynajmniej bardzo często, podczas słuchania tego albumu, towarzyszyło takie przeświadczenie, że takie dźwięki kiedyś tam w zamierzchłej przeszłości, gdzieś tam już słyszałem. Nawet jeśli nie potrafię sobie przypomnieć gdzie. I to jest zaletą tej płyty. Wagiel często powtarza, że w muzyce nie ma co wymyślać koła od nowa. Co więcej, znam innego muzyka, który uważa, że wszystko co można było wymyślić w muzyce, wymyślili już Beatlesi i na podstawie dowolnego współczesnego utworu, z pomocą gitary potrafi udowodnić tę tezę. Tak zapewne jest, chociaż wielu z pewnością myśli, że swoją muzyką odkrywa Amerykę. Zatem inspiracje są bardzo ważnym elementem tej sztuki. Problem jednak polega na tym, aby czerpać je z najlepszych źródeł i potrafić na bazie tego stworzyć nową jakość. A do tego trzeba być naprawdę osłuchanym w różnych klimatach. W przypadku WFE oczywiście nie ma z tym problemów. 
Ale oprócz dźwięków, dostrzegam pewne znajomo brzmiące motywy, czy pół motywy.  A to jakieś skojarzenia z Talk Talk, a to z Voo Voo. Przykładowo pierwsze sekundy piosenki "Król" to tak naprawdę pierwsze sekundy utworu "Cudnie" nagranego przez Voo Voo właśnie. Generalnie, myślę że ta płyta tym różni się nieco od poprzednich, że na tym albumie można wyczuć pewne wpływy tego, co panowie robią poza zespołem Waglewski Fisz Emade. I żeby znów posłużyć się przykładem, utwór "Pościg", brzmi jakby był wyjęty z jakiejś płyty nagranej jako samo Fisz Emade. Z kolei, utwór Król, muzycznie przypomina niektóre nagrania z  albumu "Placówka' 44" zespołu Voo Voo. 
Oczywiście opracowania pod tytułem "Co autor miał na myśli?", to osobna gałąź literatury. Łatwo się na tym wyłożyć. A na tej płycie jest trochę tekstów, pozostawiających miejsce do różnych interpretacji. Jednym z nich jest ten do piosenki "Nielegalny kolor". Na ostatniej płycie Voo Voo, mieliśmy piosenkę zatytułowaną "Przybysze". Dostrzegam tutaj zbliżoną problematykę. Ale dalej nie chcę brnąć w ten temat.
Różnorako może też być interpretowany utwór "Król", zwłaszcza gdy ktoś nie zna genezy jego powstania. Tekst umocowany jest w Warszawie a utwór powstał do jakiejś produkcji filmowej na podstawie powieści Szczepana Twardocha pod tym samym tytułem. Nie został jednak wykorzystany i trafił na płytę. Generalnie wydaje mi się, że ta piosenka odstaje nieco od pozostałych. Głównie właśnie tekstowo. Jej kontekst słabo pasuje do całości albumu a poza tym nie przepadam za wypełnieniami tekstu pod tytułem "la, la la". No chyba, że jest to adresowane do dziecka w wieku przedszkolnym. Pojawia się tam słowo "zapachy". I faktycznie jest to coś, co może się z Warszawą kojarzyć. Przy czym nie koniecznie musi chodzić o te zapachy z kwiaciarni. 
Niezwykle trafnym wydaje mi się to, co Wagiel stale powtarza, że teksty powinny mówić o rzeczach uniwersalnych, takich jak na przykład miłość, przemijanie, bóg, przyroda. A myśl tę doskonale uzupełnia inny tekst Wojciecha Waglewskiego: "Większość z tego, o czym piszą w gazecie, Za kilka lat wyląduje na śmieciach (...) I tylko to, co między nami (...) Na długo zostanie". Dyskutowałbym tylko z tym "za kilka lat". Raczej: za kilka dni. Zatem nie są to rzeczy warte jakiejkolwiek uwagi w piosenkach. I tutaj, niejako przy okazji zastanawiam się nad jednym zagadnieniem: Wagiel w zależności od wywiadu, wspominał o jednym lub trzech utworach, które nie trafiły na płytę. Zastanawiam się nad przyczynami. Czy lepsze utwory wyparły gorsze? Czy zabrakło miejsca na krążku? Bo to jest tak, że więcej nie zawsze znaczy lepiej. Panowie Wagiel i Fisz w wywiadach bardzo mocno zabrnęli ostatnio w tematy okołopolityczne, więc jeśli przez przypadek w tych piosenkach było coś na przykład o tym, jaki to dramat że ktoś zaufał PiS, to wtedy lepiej że wypadły. To była moja największa obawa związana z tym albumem: że zespół zaangażuje się w publicystykę oraz wojenkę ideologiczną. Byłoby to dużym odstępstwem od tego, do czego przywykliśmy na poprzednich albumach. Na szczęście, chociaż ta płyta wydaje się nie być wolną od tego typu przemyceń, nie jest pod tym względem źle. 
Tak, jak zapowiadał wcześniej Wojciech Waglewski, płyta jest podobna do poprzednich ale inna. Praktycznie zniknęły bluesowe klimaty, tak mocno obecne na poprzednim albumie. Kompozycję "Chciałbym" w zasadzie trudno porównać brzmieniowo z czymkolwiek, co dotąd nagrał zespół. A jednak świetnie wpisuje się w całość. 
Na albumie znajdziemy również barową kompozycję "Słowo". Słuchając jej za pierwszym razem, pomyślałem sobie o tym, jakby to fajnie było, gdyby Mariusz Obijalski podczas koncertów, oddawał klawisze Wojciechowi Waglewskiemu w trakcie tego utworu. A Wagiel, chociaż się z tym nie obnosi, to potrafi zagrać. Jest nawet zarejestrowany taki koncert Voo Voo, podczas którego gra sporo na klawiszach. 
W przypadku Wojciecha Waglewskiego i Fisza, coraz mocniej mamy do czynienia z procesem, który szczególnie mocno dało się zaobserwować u innego śpiewającego ojca oraz jego syna. Myślę tu o Ryszardzie oraz Sebastianie Riedlu. Tam podobieństwo głosów obu panów sprawia, że trudno je od siebie odróżnić. Tutaj to jeszcze może nie jest ten etap ale ten proces postępuje coraz bardziej. 
Poprzednie płyty WFE oceniam bardzo jednoznacznie. Każdemu jednemu utworowi dałbym 10 gwiazdek na 10 możliwych. Na najnowszej płycie jest minimalnie inaczej. Niektórym utworom dałbym nieco mniej niż 10 ale i tak średnia dla całej płyty oscylowałaby w okolicach dziesiątki. Jest na niej kilka utworów absolutnie kompletnych zarówno w warstwie tekstowej jak i muzycznej. Wśród nich znajdziemy na przykład utwór "Pościg". Nic tam chyba nie można by zrobić lepiej. Znakomicie wpasowane zostały również smyki, które dodają dramaturgii całej kompozycji. 
Wielu fajnych elementów i smaczków można się doszukiwać na tym albumie. I z pewnością można by było pisać o nim jeszcze długo. Można na przykład rozłożyć każdy utwór na czynniki pierwsze. Nie chcę tego czynić, bo może nie każdy jeszcze miał okazję aby wysłuchać tę płytę a tego typu recenzje potrafią czasami bardzo sugestywne wpływać na ten pierwszy odbiór, który dla każdego powinien być bardzo osobisty  i indywidualny.
Jedno się w zasadzie nie zmienia: podczas koncertów, panowie Waglewscy mogą wykonywać dowolny zestaw piosenek i efekt będzie ten sam. Mogą na przykład grać tylko pierwszą płytę, mogą nie grać jej wcale. Najnowsza płyta WFE jest bardzo dobra a Wagiel osiągnął zamierzony cel. Pisanie na tym blogu, że polecam, nie ma najmniejszego sensu, gdyż byłoby to przekonywanie przekonanych ale ciekaw jestem innych recenzji. Tych na ten moment zbyt wiele nie ma. I to może nie być przypadek. Naprawdę trudno jest zamknąć tekst o tym wydawnictwie i kliknąć: opublikuj. Ja przynajmniej stale mam takie przeświadczenie, że może wcześniej trzeba album jeszcze z pięć razy przesłuchać. Żeby przypadkiem czegoś ważnego nie przeoczyć. Bo dzieje się tam naprawdę kilka fajnych rzeczy. Może więc faktycznie nie należy się spieszyć z opiniami na jego temat. Z pewnością największa krzywda, jaką można wyrządzić płycie "Duchy ludzi i zwierząt", to potraktować ją powierzchownie i napisać po jednym albo dwóch wysłuchaniach, że jest dobra albo słaba. Zatem czekam na opinie innych. No i oczywiście czekam na koncerty. Nawet mam już bilet na jeden. Ale to, czy do nich dojdzie, stoi oczywiście pod wielkim znakiem zapytania. Tymczasem pozostaje szukać dobrych rzeczy w świecie rzeczy złych. Są takie i warto ich szukać. 

Fisz o nowej płycie WFE w Tok FM

 

Na stronie radia Tok FM ukazał się obszerny wywiad z Fiszem, który opowiada o najnowszej płycie WFE, zatytułowanej "Duchy ludzi i zwierząt". Wywiad jest trzykrotnie dłuższy od tego, który wcześniej można było usłyszeć na antenie radiowej i trwa półtorej godziny. 
Nie było ogólnej, całościowej koncepcji na ten album - mówi w wywiadzie Fisz. To dosyć zaskakująca deklaracja. Całość rozmowy można znaleźć TUTAJ

środa, 7 października 2020

Dziś w TVP najnowszy film z muzyką Mateusza Pospieszalskiego

 

Dziś (7 października) o godzinie 22.55 na kanale TVP1 zostanie wyemitowany najnowszy film z muzyką Mateusza Pospieszalskiego, zatytułowany "Węgrzy w Warszawie". 
Jest to film dokumentalny. Reżyserem jest Tadeusz Pawlicki.
Krotka nota z materiałów prasowych: "Latem 1944 roku oddział węgierski sprzymierzony z Niemcami rozpoczął negocjacje z dowództwem powstania warszawskiego w sprawie przejścia na polską stronę. Gdyby rozmowy zakończyły się pomyślnie, stolicę wsparłoby 20 000 dobrze uzbrojonych żołnierzy. Być może walka potoczyłaby się inaczej. Opowieść o tych wydarzeniach snuje Istvan Elek, świadek negocjacji i pomocy, jaką Węgrzy udzielili Polakom."

Karim Martusewicz i Pamiętnik z Powstania Warszawskie - cały występ w sieci

 

Jakiś czas temu pisałem TUTAJ, że Karim Martusewicz dwukrotnie wystąpił wraz z Adamem Woronowiczem w Muzeum Powstania Warszawskiego z monodramem "Pamiętnik z Powstania Warszawskiego". Spektakl swoją premierę miał 1 sierpnia 2020 r. o północy w Sali pod Liberatorem. Teraz jeden z tych występów dostępny jest online. Nagranie poprzedzone jest rozmową z Adamem Woronowiczem. Można je obejrzeć TUTAJ.

wtorek, 6 października 2020

Fryderyki - brak słów

W ubiegły czwartek odbyła się transmisja z ogłoszenia laureatów tegorocznych „Fryderyków”. Nie miałem do tej pory czasu się nad tym pochylić a też nie miałem za bardzo przekonania że warto. Ale znalazłem akurat chwilkę, więc niech już będzie.  
Fryderyki to takie nagrody w dziedzinie muzyki, chciałoby się powiedzieć „polskie Grammy”, ale nie, bez przesady. Utarło się, że są to najbardziej prestiżowe polskie nagrody w muzycznym światku. Może i tak. Nikt inny o takie miano się nie ubiega, konkurencji jakiejś szalonej nie ma, więc może i są najbardziej prestiżowe. Oczywiście pytanie: dla kogo? Bo myślę że zdecydowana większość ludzi ma tę imprezę głęboko gdzieś albo nawet nie wie o jej istnieniu.
Zawsze była to dziwna impreza. Zawsze padały zarzuty, że artyści wręczają nagrody sami sobie. Niby tak. Ale z drugiej strony, ten klucz że statuetki przyznaje Akademia Fonograficzna, w której skład wchodzi ponad 1000 osób, to jednak jest jakiś klucz. W końcu kilka dużych imprez na świecie odbywa się na podobnych zasadach. I szczerze powiedziawszy, trudno mi wyobrazić sobie jakiś inny klucz. No bo kto ma decydować o tym, komu przyznać nagrodę? Jury złożone z niezależnych autorytetów? Dzisiaj coś takiego jak niezależny autorytet nie istnieje. Grono niezależnych dziennikarzy muzycznych? Redakcje współpracują z wytwórniami płytowymi. Nie ma niezależnych dziennikarzy. Teoretycznie najlepszą opcją byłoby oddanie głosu zwykłym ludziom. Tylko jak? Głosowanie internetowe? Pamiętam, że po całej aferze z Listą Przebojów Trójki, Bartosz Gil wspominał o ręcznym usuwaniu podejrzanych głosów, które oddawano przez internet. Czyli ktoś się trudził aby jakoś wpłynąć na wyniki zwykłej listy przebojów (dla niektórych niezwykłej, wiem). W przypadku takich nagród, pokusa byłaby znacznie większa. Bo fajnie jest anonsować wykonawcę słowami: laureat Fryderyka. I kryje się za tym interes wytwórni płytowych oraz różnych managementów. 
Niektórzy fani Voo Voo uważnie śledzili też niedawno pewien plebiscyt na stronach Polskiego Radia. Można w nim było głosować na 95 największych niby polskich przebojów. I jeśli ktoś to śledził, to widział jakie tam cuda się działy.
Tak więc ja przynajmniej w głosowania internetowe nie wierzę. 
Być może jakąś opcją jest audio-tele. Nie wiem. 
Tymczasem jednak faktycznie artyści wybierają artystów i głównie artyści ekscytują się wynikami. 
Ale nie zawsze tak było. Gdzieś tak do 2002 roku plebiscyt budził całkiem spore emocje i niemałe zainteresowanie. Potem jednak było coraz bardziej groteskowo, coraz bardziej brakowało pomysłu na tę imprezę a oprawa marketingowa tego wydarzenia, przybierała formę jakiejś tragedii. Tak więc zainteresowanie plebiscytem systematycznie malało. Przy czym trzeba też powiedzieć, że nie jest to wyłącznie wina organizatorów. Na całym świecie zainteresowanie tego typu wydarzeniami spada. Wygląda na to, że ludziom przejadły się już niemiłosiernie długie gale wręczania różnych nagród (najczęściej okraszone kiepskiej próby dowcipami) i wątpliwym jest aby to się miało kiedykolwiek zmienić. 
Tymczasem jednak Fryderyki, przy wielkiej zadyszce spotęgowanej jeszcze dodatkowo pandemią koronawirusa, dotarły do swojej 26 edycji. Sama gala od jakiegoś czasu, dla mnie przynajmniej nie jest warta komentowania. Odrobinę emocji, jakże naiwnie, budzą we mnie jedynie wyniki. Zawsze kibicuję produkcjom związanym z Voo Voo i Wojciechem Waglewskim ale w tym temacie od lat nic się prawie nie zmienia. Zespół Voo Voo jest konsekwentnie pomijany, ignorowany, żeby nie powiedzieć: upokarzany. A teraz kilka faktów na poparcie tych słów. Szybka zagadka: ile Fryderyków otrzymał ten istniejący od ponad 35 lat na scenie, jeden z najważniejszych polskich zespołów, po nagraniu trudnej do zliczenia ilości płyt? Odpowiadam: 1 (słownie: jednego). Za płytę "Dobry wieczór" w kategorii "Album roku - muzyka korzeni". "Dobry wieczór" i muzyka korzeni? Hm... To stawia pod znakiem zapytania, czy członkowie Akademii Fonograficznej kiedykolwiek słyszeli ten album. Zastanawiam się również, co trzeba mieć w głowie aby nominować zespół Voo Voo w kategorii "Album roku pop"? A grupa Wojciecha Waglewskiego dwukrotnie otrzymała taką nominację, co pokazuje jak wysokiej klasy eksperci tam rozdzielają te nominacje. 
Odrobinę łaskawiej Akademia obchodziła się z Wojciechem Waglewskim, który chociaż dosyć często nominowany, zgarnął zaledwie cztery statuetki. Cztery... Człowiek, który stoi za tak ogromną ilością płyt, który pomógł w rozwoju tyłu muzycznych karier, otrzymał 4 statuetki. Można wyciągnąć wniosek, że zespół Voo Voo, to grupa nieudaczników, którzy tworzą płyty z częstotliwością piekarza piekącego bułeczki ale jest to tak słabe, że właściwie nie wiadomo po co i dla kogo jest to robione. Porażka goni porażkę i zupełnie nie wiadomo w jaki sposób przetrwali tyle lat na scenie. Owszem, raz dostali nagrodę w jakiejś trudnej do zdefiniowania kategorii, ale przez 35 lat to i ślepej kurze się jakieś ziarno trafi. 
Niestety jednak, to wcale nie jest śmieszne i zupełnie nijak ma się do rzeczywistej sytuacji.
W tym roku zespół również był nominowany (za płytę "Za niebawem" w kategorii "Album roku Rock"). Wygrał jednak Muniek Staszczyk. Z punktu widzenia Art2 Music, które stało za obydwiema płytami, wsio ryba. Sztuka jest sztuka. Można dostać w jednej kategorii jedną statuetkę i płyta wydana przez Art2 jedną dostała. Ale jeżeli ktoś uważa, że płyta Muńka może choćby stać na jednej półce z Voo Voo, już nie mówiąc o tym aby równać się z nią pod jakimkolwiek względem, no to współczuję. Chyba wszyscy tam piją Pepsi w tej akademii. 
W tym roku kibicowałem również dwóm innym produkcjom związanych z Voo Voo. Nominacje uzyskały bowiem albumy: "Janerka na basy i głosy" z udziałem Wojciecha Waglewskiego oraz przygotowana przez Karima Martusewicza płyta "Kolory Świąt", na której także pojawia się Wagiel. Oczywiście żadna z tych płyt nie otrzymała statuetki. 
Voo Voo po raz kolejny dostało kopa ciężkim butem w tył głowy i to jest wszystko na ten temat. Jest to tym bardziej upokarzające, że zespół dostaje jednak w miarę regularnie jakieś nominacje. Ale sytuacja jest za każdym razem taka sama: damy wam nominację, zrobimy wam nadzieję. W końcu to takie zabawne, gdy co roku łudzicie się, że może tym razem. Ale nic z tego. 
Myślę, że tegoroczna edycja Fryderyków, mogłaby być dobrą okazją dla Wojciecha Waglewskiego aby zastanowić się czy rzeczywiście jest sens aby Jego utwory były zgłaszane do tego plebiscytu?
Jeśli nie jest się Katarzyną Nosowską ( 16 statuetek solowo i 11 z zespołem Hej), zwyczajnie nie ma sensu oglądać tej imprezy. 
Nie chodzi o te wszystkie lata na scenie i inne zasługi. Nie za to te nagrody są wręczane. Ale jeśli według Akademii tylko jedna płyta Voo Voo zasłużyła na statuetkę, no to właściwie kompletnie nie ma o czym dalej rozmawiać. 
Jeszcze jedna refleksja: w 2017 roku Wojciech Waglewski przekazał otrzymaną statuetkę Fryderyka na aukcję charytatywną. 
Szczęśliwy nabywca zapłacił 1009 zł. To pokazuje wartość tych nagród. Są warte mniej więcej tyle, ile materiał z którego zostały wykonane wraz z robocizną. 

Urodziny Mateusza Pospieszalskiego

Dzisiaj swoje urodziny obchodzi Mateusz Pospieszalski. Człowiek, nie bójmy się tego określenia: wybitnie uzdolniony. Jestem przekonany, że jest kilka takich krajów, w których gdyby się urodził, to dzisiaj Jego koncerty zapełniałyby widownią najbardziej prestiżowe sale koncertowe świata. No ale urodził się w Polsce i tutaj też bardzo ładnie sobie radzi, ku uciesze nas wszystkich. 
Wszystkiego najlepszego, zdrowia, nieustającego natchnienia w pracy twórczej i 100 lat!!!

niedziela, 4 października 2020

Voo Voo - drugi finał WOŚP - wideo

Jerzy Owsiak przypomniał drugi finał WOŚP. Oczywiście nie zabrakło finałowego występu Voo Voo, jednak tym razem nie zobaczymy wszystkiego, co pokazała wówczas telewizja. Zespół zaczął wtedy od piosenki "Nim stanie się tak, jak gdyby nigdy nic". W dalszej kolejności wykonał "Front torowania przejść". Podczas następnych utworów Voo Voo towarzyszyło na scenie innym zespołom i wspólnie wykonali w kolejności "Piwo" zespołu Zdrowa Woda, "Hipisówka" zespołu Kobranocka, "Ziemi sól" zespołu Proletaryat, "Nadzieja" zespołu IRA i na koniec "Karnawał" zespołu Voo Voo oczywiście. Jerzy Owsiak w dzisiejszym programie przypomniał z tego wszystkiego jedynie "Karnawał", za to cały utwór został wyemitowany w całości, dokładnie tak, jak pokazała to wtedy telewizja. W trakcie tego wykonania Mateusz Pospieszalski niemal całkowicie poległ w nierównej walce ze swoim saksofonem. 
Z takich ciekawostek: w dzisiejszym programie Jerzy Owsiak przypomniał również krótki fragment "Karnawału" i "Łobi Jabi" z jakiegoś koncertu w wykonaniu Majki Jeżowskiej. 

Karim Martusewicz i Akustyk Amigos w Nasielsku (listopad 2020)

19 listopada o godzinie 19.00 Karim Martusewicz wraz z zespołem Akustyk Amigos wystąpi w Nasielskim Ośrodku Kultury. 
Bilety będą dostępne w kasie Kina Niwa, oraz online www.noknasielsk.pl od 7 października 2020 r.
Więcej TUTAJ

sobota, 3 października 2020

Voo Voo - pierwszy finał WOŚP

Jerzy Owsiak przypomniał 1 Finał WOŚP. Przy okazji wyemitował prawie cały występ Voo Voo zamykający transmisję telewizyjną z tego wydarzenia. Brakuje około minutki nagrania, która powinna być na początku.

Artur Gotz śpiewa kompozycje Mateusza Pospieszalskiego

2 października odbyła się premiera projektu muzycznego pod tytułem „Dziś idę walczyć mamo”, przygotowanego z okazji 76. rocznicy upadku Powstania Warszawskiego. Autorem tego przedsięwzięcia jest aktor i wokalista - Artur Gotz. 
Na program składają się kompozycje Zygmunta Koniecznego, Mateusza Pospieszalskiego i Małgorzaty Godlewskiej do wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Józefa Szczepańskiego „Ziutka”, Czesława Miłosza. Poza tekstami poetyckimi wykorzystano fragmenty „Pamiętnika z Powstania Warszawskiego” Mirona Białoszewskiego. 
Jeżeli chodzi o kompozycje Mateusza Pospieszalskiego, wykorzystano utwory "Nie jedni w biegu", "Litania piwnic" i "Sypka Warszawa". 
Dużo więcej na temat tego projektu można znaleźć TUTAJ

Michał Bryndal we Wrocławiu (listopad 2020)

17 listopada o godzinie 21.00 w Narodowym Form Muzyki we Wrocławiu odbędzie się koncert zespołu Joanna Duda Trio z Michałem Bryndalem w składzie. Wydarzenie zaplanowane jest w ramach Jazztopad Festiwal.
Bilety w cenie 35-55 zł już w sprzedaży. Więcej TUTAJ

Spotkanie online z Wojciechem Waglewskim

Najważniejszą zasadą tego bloga jest zamieszczanie informacji, które wcześniej nie pojawiły się na oficjalnych kanałach informacyjnych zespołu Voo Voo. Wydaje mi się, że ta wiadomość pojawiła się na FB Voo Voo. Ale jeśli była to się zmyła. Ja przynajmniej nie mogę odnaleźć. Zatem piszę o tym, bo to ważne.
8 października o godzinie 18.00 odbędzie się spotkanie online z Wojciechem Waglewskim, związane z premierą najnowszej płyty zespołu Waglewski Fisz Emade pod tytułem "Duchy ludzi i zwierząt". 
Spotkanie będzie transmitowane na stronie Facebook.com/Empikcom .
Według serwisu cojestgrane.pl , wywiad będzie transmitowany z warszawskiego salonu EMPIK Megastore - Nowy Świat, więc być może jest jakaś możliwość śledzić to wydarzenie na miejscu. Ale tego nie wiem.
Więcej TUTAJ
EDIT: Na prośbę jednego z czytelników uzupełniam wiadomość: spotkanie poprowadzi Agnieszka Szydłowska.
Ponadto, podczas transmisji, będzie można Wojciechowi Waglewskiemu zadawać pytania za pomocą chatu. 

Wywiad z Wojciechem Waglewskim dla MUZOtok - wideo

Na kanale MUZOtok w serwisie YouTube, pojawił się długo zapowiadany, pierwszy wywiad z Wjciechem Waglewskim, związany z promocją najnowszej płyty zespołu Waglewski Fisz Emade pod tytułem "Duchy Ludzi i zwierząt". 
Wywiad bardzo spokojny, wyważony, wolny od jakichś prowokacyjnych teorii społeczno-politycznych. Wagiel w dobrym humorze, zatem wszystko się zgadza. Zachęcam do oglądania.

piątek, 2 października 2020

Bracia Pospieszalscy - w cieniu gwiazd

W sieci pojawił się fragment filmu "Bracia Pospieszalscy - w cieniu gwiazd". Szkoda, że tylko fragment, bo to znakomity dokument a opublikowany kawałek niekoniecznie jest reprezentatywny dla całości. Film wyreżyserował (o czym nie ma informacji w opisie) Łukasz Wylężałek - człowiek, który parę ciekawych rzeczy w życiu zrobił. 
Dokument "Bracia Pospieszalscy - w cieniu gwiazd" ma dwie wersje: jedna ma 24 minuty, druga ponad 51. To co trafiło na Youtube, to akurat druga połowa wersji krótszej. 
Podczas oglądania tego dokumentu, możemy zobaczyć między innymi fragment znakomitego koncertu Voo Voo, który odbył się podczas festiwalu "Energia Sztuki" w Żarnowcu w sierpniu 1993 roku. Niestety, jak się dowiedziałem, koncert ten w telewizji ponoć zaginął. Spotkałem się nawet z sugestią, że nigdy nie był rejestrowany. No cóż. Jakoś ja ten koncert w całości mam i w tym filmie również pojawiają się fragmenty, zatem teoria na temat tego, że występ nie był rejestrowany, jest kompletnie bzdurna. Ale tak sobie myślę, głośno się zastanawiam.... Skoro koncert zaginął a jego fragmenty pojawiają się w tym filmie, to może ludzie realizujący film wiedzą coś na temat tego, gdzie się zapodział koncert (?).