W ostatnich dniach fani polskiej muzyki rozrywkowej otrzymali sporą dawkę emocji związaną z serią wydawnictw DVD pod nazwą "Bez prądu", na których znalazły się akustyczne koncerty polskich artystów zarejestrowane w latach 90-tych. Najpierw była to radość wywołana zapowiedzią wypuszczenia serii na rynek a potem szok spowodowany oskarżeniami, według których cała seria jest nielegalna.
Co by była jasność: nie jest tak, że to zespół Voo Voo jako jedyny wyraził dobitnie swoje oburzenie. Z dziesiątki artystów, których cała ta historia dotyczy, sprawę na swoich facebookowych profilach skomentowali oficjalnie Edyta Bartosiewicz, Voo Voo i chyba najostrzej zespół Dżem. Natrafiłem w sieci na oskarżenia pod adresem Edyty Bartosiewicz, kierowane ze strony fanów Lady Pank, jakoby to ona miała ponosić winę za wycofanie serii z "Biedronek". To oczywiście również nie prawda (o ile w ogóle można tu mówić o jakiejkolwiek winie).
Fani Lady Pank na swoim Forum, mimo błędów które znaleźli w wydawnictwie, wydają się być bardzo zadowoleni z faktu pojawienia się płyty zespołu.
Fani Lady Pank na swoim Forum, mimo błędów które znaleźli w wydawnictwie, wydają się być bardzo zadowoleni z faktu pojawienia się płyty zespołu.
Sytuacja wydaje się zawiła.
Z jednej strony wciąż za mało na rynku ukazuje się wydawnictw z materiałami, które pokrył kurz a które zasługują na odkurzenie. Wciąż za mało jest ludzi, którzy chcą zainwestować w wydawanie tego typu rzeczy. No i są artyści, którzy mówią, że chętnie sami by wydali ale jakoś nie wydali, mimo że było na to ponad 20 lat.
Z drugiej jednak strony, wydaje się absolutnie oczywistym, że nie może być tak, że artysta dowiaduje się z gazetki w sieci dyskontów, z anonsu zamieszczonego pomiędzy reklamami misek i masażerów, o tym, że właśnie wydał płytę.
Wydaje się oczywistym, że to artysta i jego management powinni mieć ostateczne zdanie co do kształtowania wizerunku, poprzez politykę publikacji nagrań i materiałów, które według nich na to zasługują. Nawet jeżeli fanom coś wydaje się wybitne, dla artysty może to nie być wystarczająco doskonałe w zderzeniu z własną wizją doskonałości oraz wizją wizerunku, który artysta chce kreować.
Wydaje się oczywistym, że to artysta i jego management powinni mieć ostateczne zdanie co do kształtowania wizerunku, poprzez politykę publikacji nagrań i materiałów, które według nich na to zasługują. Nawet jeżeli fanom coś wydaje się wybitne, dla artysty może to nie być wystarczająco doskonałe w zderzeniu z własną wizją doskonałości oraz wizją wizerunku, który artysta chce kreować.
Z trzeciej strony wszystko to nie jest tak oczywiste, gdy uzmysłowimy sobie, że żyjemy w czasach, gdy Paul McCartney płacił Michaelowi Jacksonowi za prawo do wykonywania napisanych przez siebie i skomponowanych przez siebie piosenek. I nadal płaci jego spadkobiercom. Natomiast David Bowie wypuścił coś na kształt obligacji od przyszłych zysków ze swoich utworów. Żyjemy w czasach, gdy człowiek częstokroć od komornika dowiaduje się, że wziął jakiś kredyt (z którego nie widział nawet złotówki), że był jakiś proces (na którym pozbawiony był prawa do obrony, gdyż o nim nie wiedział) i że właśnie stracił dorobek życia. Żyjemy w czasach wielostronicowych umów pisanych drobnym maczkiem, do których podpisywania zmuszani jesteśmy na każdym kroku. Dzięki tamu, sprawy na pozór proste, wcale takimi nie są.
W przypadku kontrowersyjnej serii wydawnictw DVD, cała rzecz będzie się teraz zapewne toczyła właśnie wokół umów, jako że wystąpienie na drogę prawną zapowiedziały zespoły Dżem i Voo Voo. Jeżeli zainteresowane strony nie dojdą do porozumienia, faktycznie najlepszym pomysłem wydaje się aby sprawę rozstrzygnął sąd.
Pytanie kluczowe na dzień dzisiejszy brzmi: co było zapisane ponad 20 lat temu w umowach przygotowanych najprawdopodobniej przez TVP? Na co zgodzili się artyści? Tego w chwili obecnej prawdopodobnie nikt jeszcze nie wie, ale to tylko kwestia czasu, gdy ktoś dokopie się do tych dokumentów. Osobiście całkowicie podzielam oburzenie artystów. Chyba, że kiedyś podpisali coś, co dzisiaj czyni ich oburzenie bezzasadnym. Gdyby okazało się, że telewizja sprzedała licencję do wydania materiałów, co do których sama nie posiadała wystarczających praw, wówczas byłby to faktycznie ogromny skandal. Ale tego dziś nie wiemy. Oczywiście kluczowym może być również to, co zawierała umowa pomiędzy TVP a firmą New Media Concept.
Spekuluję, że może być i tak, że na końcu okaże się iż wydanie koncertów na płytach, w świetle podpisanych umów odbyło się zgodnie z prawem. Ale czy również w zgodzie z dobrym obyczajem?
Pomysł wydania tej serii był znakomity. Z pewnością można to było zrobić dużo lepiej. A już bez najmniejszych wątpliwości wszystkim wyszłoby na zdrowie, gdyby wydanie płyt (nawet jeżeli legalne) zostało skonsultowane z artystami.
Podobnego zdania jest Kuba Płucisz (założyciel zespołu IRA), który na profilu Kuba Płucisz i Goście chwali się zakupem płyty IRA w Biedronce a następnie pisze tak (pisownia oryginału): "To koncert nagrany dla Telewizji Polskiej w studiu Radio Łódż Chyba mieli prawa do wydania, ale mogliby się skonsultować z uczestnikami koncertu".
Podobnego zdania jest Kuba Płucisz (założyciel zespołu IRA), który na profilu Kuba Płucisz i Goście chwali się zakupem płyty IRA w Biedronce a następnie pisze tak (pisownia oryginału): "To koncert nagrany dla Telewizji Polskiej w studiu Radio Łódż Chyba mieli prawa do wydania, ale mogliby się skonsultować z uczestnikami koncertu".
W chwili, gdy publikowałem poprzednie teksty dotyczące DVD zespołu Voo Voo, absolutnie nie byłem świadom jakichkolwiek kontrowersji związanych z tym wydawnictwem. Cieszyłem się, że wreszcie ktoś po latach po to sięgnął. A że był to produkt obarczony wadami... No cóż, cieszyłem się, że w ogóle był. Nie czepiałem się nie dlatego, żeby nie było czego się czepiać, tylko nie chciałem się czepiać uważając całą ideę tych wydawnictw za ważniejszą niż wszystkie potknięcia, które zdarzyły się po drodze. Dzisiaj już tak na to nie patrzę. Dzisiaj najzwyczajniej nie wiem co o całej sprawie myśleć? Chcę wierzyć, że artyści lub ich przedstawiciele, którzy sformułowali w oświadczeniach zarzuty, wiedzą co robią i co piszą, gdyż padły mocne słowa, które rodzą daleko idące konsekwencje. Jeżeli są w posiadaniu dokumentów, z których wynikałoby że ich prawa zostały naruszone, no to oczywiście z podjętymi przez nich działaniami w ogóle nie ma co dyskutować.
P.S. Przedstawicielka firmy New Media Concept została poinformowana w dniu 6 czerwca o możliwości przedstawienia na blogu własnego spojrzenia na sprawę. Jak dotychczas jednak firma nie skorzystała z takiej możliwości.
P.S. Przedstawicielka firmy New Media Concept została poinformowana w dniu 6 czerwca o możliwości przedstawienia na blogu własnego spojrzenia na sprawę. Jak dotychczas jednak firma nie skorzystała z takiej możliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz