Mam nadzieję że wielbiciele zespołu Voo Voo, Wojciecha Waglewskiego, Mateusza Pospieszalskiego, Karima Martusewicza, Michała Bryndala i projektów w które angażują się muzycy, znajdą tutaj dodatkowe źródło informacji.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Voo Voo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Voo Voo. Pokaż wszystkie posty

piątek, 17 listopada 2023

Rarytasy - część 31 : Pierwsze wydanie płyty "Za niebawem" na winylu

Prawie wszyscy posiadacze płyty "Za niebawem" na winylu, są zapewne przekonani, że posiadają pierwsze i jedyne wydanie. Niby tak, a jednak zupełnie nie. 
Otóż pierwsze wydanie wyglądało tak, jak na zdjęciu u góry. Jeżeli ktoś nie widzi na pierwszy rzut oka co jest inaczej, może wziąć swój egzemplarz, albo znaleźć sobie jakieś inne zdjęcie w Internecie i pobawić się w zabawę pod tytułem: znajdź 10 różnic. 
Historia tej płyty jest zapewne nieco dłuższa, ale ja znam tylko bardzo króciutką i banalną jej wersję. Otóż pierwsze wydanie, zostało najzwyczajniej pomyłkowo źle wydane. Zupełnie inaczej, niż zakładał projekt Jarosława Koziary. Takie rzeczy się zdarzają i nie byłoby dzisiaj żadnego tematu, gdyby nie fakt, że zamiast trafić do zniszczenia, część nakładu, również omyłkowo trafiła do sprzedaży. 
Z pewnością jakieś egzemplarze musiały trafić na przykład do sklepu fan.pl, który TUTAJ do dzisiaj sprzedaje właśnie to wydanie (a przynajmniej tak się reklamuje). 
Tych egzemplarzy podobno trafiło do sprzedaży bardzo mało. Ale trafiły. Co było potem? Jak łatwo się domyślić, wadliwe wydanie poszło do kasacji (nie wiem czy całe, czy tylko okładki) a następnie zrobiono szybciutko nowe, tym razem już bez błędów. 
Tych różnic pomiędzy opisywanym dziś pierwszym wydaniem i wydaniem właściwym, z całą pewnością jest więcej, niż to widać na moim zdjęciu. Niestety nie opiszę ich i nie zamieszczę zdjęć, gdyż mój egzemplarz jest zafoliowany i najzwyczajniej w świecie nie wydaje mi się dobrym pomysłem aby zmieniać ten stan rzeczy. 
Ale dorzucam zdjęcie tyłu okładki płyty. 


wtorek, 8 listopada 2022

Voo Voo - wrażenia z "Premiery"

Nie ma chyba żadnego ryzyka w stwierdzeniu, że nowy album Voo Voo jest na ten moment najbardziej przemilczanym przez recenzentów i krytyków krążkiem w historii zespołu. Nie mam na temat przyczyny tego stanu rzeczy żadnej teorii, ale też nie mam z tym żadnego problemu. Zwłaszcza, że większość recenzji płyt Voo Voo w ostatnich latach była najzwyczajniej nudna. W sumie gdyby dla wszystkich redakcji pisał je znany z całkowitego bezkrytycyzmu Piotr Stelmach, nie byłoby większej różnicy. A skoro nie ma zbyt wielu chętnych aby się wypowiedzieć, to ja wrzucę kilka słów. Oczywiście profesjonalnym krytykiem się nie czuję, za to przez wielu znany jestem z krytykanctwa. Wszystkich, którzy ewentualnie mogą poczuć się owym krytykanctwem urażeni, od razu uspokajam: ja się na niczym nie znam. I to dlatego wypisuję głupoty. 

Jakiś rok temu, już nie pamiętam gdzie, usłyszałem, że pomysł na promocję kolejnego albumu Voo Voo, bedzie nieco inny, niż zazwyczaj. Najpierw miało się ukazać kilka singli z udziałem gości a potem dopiero album. Mam wrażenie, że ten plan udało się zrealizować tylko częściowo. Za singiel uważam coś, co zostało przez zespół wypuszczone w eter i ma szansę w nim przez kilka tygodni gdzieś tam pośmigać, trafić na jakąś listę przebojów itd. I tutaj faktycznie album poprzedzony był przez dwa takie utwory: "Łajba", oraz "Bezruch". Potem jeszcze w tygodniu poprzedzającym premierę płyty, do serwisów streamingowych zostały wrzucone na szybko dwa kolejne utwory, ale to chyba nie o to chodziło w pierwotnym zamyśle. 

No i oczywiście, jeżeli mówimy o pierwotnych zamysłach, wiemy że część pomysłów, które ostatecznie wylądowały na najnowszym albumie, miały trafić na zupełnie inne wydawnictwo. Pandemia i inne czynniki pokrzyżowały tutaj plany Wojciecha Waglewskiego. Niewiele wiadomo na temat tych planów, ale pewnie i tak można żałować, że do nich nie doszło. Na nową płytę Voo Voo, Wagiel zapewne i tak by coś wymyślił a oprócz tego mielibyśmy dodatkowy album. Niestety takich konceptów, które gdzieś tam zaczęły krążyć w przestrzeni a potem nigdy nie zostały zrealizowane i pewnie nigdy zrealizowane nie będą, jest w historii Voo Voo sporo. 

W materiałach promujących najnowszą płytę zespołu Voo Voo o zgrabnym tytule "Premiera", Wojciech Waglewski mówi, że to jest płyta Voo Voo, wygląda jak płyta Voo Voo i brzmi jak płyta Voo Voo. Rzeczywiście, jest to płyta Voo Voo. Tak jest napisane na okładce, więc nie może być inaczej. Poza tym zauważyłem, że pojawiają się na niej wszyscy muzycy zespołu Voo Voo. O tym, że będzie wyglądała jak płyta Voo Voo (i to jak dobra płyta Voo Voo), wiedziałem od dawna. Jarek Koziara, który zaprojektował okładkę i zadbał o stronę graficzną wydawnictwa, zawsze jest gwarantem jakości. Fajna kolorystyka i ciekawy, niebanalny pomysł. Dodam, że album ma również tytuł, jak płyta Voo Voo. Pomysłów na ten tytuł było kilka. Pierwotnie wydawnictwo miało być ponoć zatytułowane "Bezruch". Z takiego czysto poetyckiego punktu widzenia, jest to słowo, które jakoś tam oddziałuje przynajmniej na moją wyobraźnię. Ale czy to byłby dobry tytuł dla całej płyty Voo Voo? Nie sądzę. Powiem więcej: uważam, że byłby bardzo zły. Dlaczego? Nie ukrywam, że od kilku lat nieco brak mi na płytach zespołu bardziej energicznych, żywiołowych i radosnych kompozycji. Te zostały w jakiejś mierze zastąpione przez utwory stonowane, melancholijne i spokojne. Nie mówię, że złe. Przeciwnie: często świetne, jak na przykład utwór "Środa" z płyty "7", ale generalnie nie jestem wielkim fanem takiego grania do poduszki a tytuł "Bezruch", byłby chyba skrajną emanacją tego nurtu. Kolejny pomysł na zatytułowanie krążka brzmiał "Leżozwierz". Leżenie to znowu bezruch, ale mamy tu ciekawą zbitkę słowną i akurat uważam, że ten tytuł byłby bardzo fajny. Natomiast "Premiera" świetnie wpisuje się w szereg innych, najprostszych z możliwych tytułów płyt Voo Voo, typu "Płyta", "Nowa płyta", "Płyta z Muzyką", "Dobry wieczór" itd. Mi się podoba ten trend. 

A czy album brzmi jak płyta Voo Voo? Tego nie wiem. I tak, i nie. Są takie utwory, które dla mnie brzmią jak Voo Voo. Na przykład "Bez saxu", czy "Beztrosko". Tyle, że pisząc to, od razu przyłapuję się na tym, że one brzmią jak takie Voo Voo, które ja najbardziej lubię, czyli właśnie energetyczne, rytmiczne i melodyjne. Bo oczywiście utwór "Łajba", też brzmi jak Voo Voo, to też jest Voo Voo jakie znam, tyle że to jest właśnie jeden z przykładów takiego statycznego grania (dla niepoznaki przerywanego solówkami). Jakkolwiek to statyczne granie również potrafi mieć wielki urok i tutaj najlepszym przykładem jest kompozycja "Bezruch". No i są też na tej płycie takie utwory, które co prawda brzmią jak Voo Voo, bo muszą brzmieć jak Voo Voo, skoro jest na nich niepodrabialny wokal Wojciecha Waglewskiego i grają pozostali muzycy zespołu, ale muzycznie trudno jest znaleźć oczywiste nawiązania do tego, co zespół zarejestrował w przeszłości. 

Jeżeli chodzi o teksty na płycie, nie zamierzam ich jakoś obszernie komentować. Niech każdy sam je sobie zinterpretuje, zastanowi się co Autor miał na myśli, przepuści to przez własną wrażliwość i oceni czy mu to podoba się czy też podoba się nie. Gdybym chciał je jakoś odnieść do siebie, mogę powiedzieć jedynie tyle, że zawsze staram się aby negatywne strony życia nie przesłaniały mi tych pozytywnych. I tyle.

Chociaż... jest jeden utwór, który tekstowo mocno kontrastuje z pozostałymi. Mam tutaj na myśli "Beztrosko". Gdy usłyszałem ten utwór, skojarzenie miałem tylko jedno: Voo Voo kiedyś zarejestrowało kawałek "Do nieprzyjaciół". To mogłaby być druga część, zatytułowana "Do przyjaciół". 

Jeden jest fragment tekstu na tej płycie, do którego chciałbym się bezpośrednio odnieść, gdyż przyznam, że jest to rzecz, która mnie również głęboko frapuje. W utworze "Się porobiło" Wojciech Waglewski śpiewa "Jak to się mogło stać? Ja tego nie pojmuję. Rodzimy się tacy fajni a potem dziwne, wprost przeciwnie".  No właśnie. To jest pytanie za miliard dolarów. Pytanie, które w bezlitosny sposób obnaża prosty fakt, że nasza cywilizacja, ze wszystkimi swoimi szczytnymi osiągnięciami w wielu dziedzinach, nie ma zbyt wielu pomysłów na to, aby pielęgnować w ludziach to, co w nich najlepsze. Ten temat jest systemowo totalnie zawalony. A konsekwencje są jakie są. 

No dobrze. A muzycznie? Muzycznie muszę na początku powiedzieć, że pierwsze 2 minuty i 7 sekund wywaliłbym z tej płyty całkowicie. Bez mrugnięcia okiem. Moim zdaniem ten fragment zupełnie nie pasuje do reszty albumu. W dodatku mi przynajmniej, muzycznie i trochę też tekstowo, te dwie minuty kojarzą się nieco z utworem "Moja Autobiografia", zarejestrowanym przez Liroya. Wiem, wiem, to dwa zupełnie różne utwory. Ale klimat podobny. Tyle, że Liroy to jakoś lepiej zrobił. Po dwóch minutach utwór "Ochota" przechodzi jednak nagle w całkiem fajną kompozycję. Niestety całość kończy się mniej więcej tak, jak zaczyna. Zatem mi podoba się środek.

Ten początek jest moim zdaniem najsłabszym momentem na płycie. Co oznacza, że dalej jest tylko lepiej. Zwłaszcza że potem jest utwór numer 2, czyli "Leżozwierz". Bardzo fajna kompozycja, świetna sekcja rytmiczna i uroczy temat na saksofon. W przypadku tego numeru wszystko jest od początku jasne: koncertowo to będzie petarda. Przynajmniej taki ma potencjał i jestem pewien, że Wojciech Waglewski o tym doskonale wie. 

Potem mamy "Ulicy okno". Kolejna w dorobku zespołu kompozycja z cyklu barowo-wieczorowo-deszczowych. W sumie muzycznie bardzo zgrabny numer, całkiem sympatyczny, tylko przyda się też mieć odpowiedni nastrój do słuchania. W utworze pojawia się solóweczka Wagla, czyli coś, co Fisz bardzo "kocha". A ja, mimo że może trochę rozumiem w tym temacie Fisza, to jednak zasadniczo się z nim nie zgadzam. Wojciech Waglewski to gitara i sposób w jaki się poprzez tę gitarę wyraża. Tyle w tym temacie. Chociaż na przykład potrafię sobie wyobrazić taką płytę, na której Wagiel aby lepiej się zrealizować, tak jak Mateo, staje gdzieś na pomoście nad jeziorem.... I gra. A w tle słychać tylko dzikie ptactwo. Myślę, że mogłoby to być bardzo interesujące. Może to jest jakiś pomysł. 

"Się porobiło". Nie mam specjalnie wiele refleksji związanych z tym utworem (poza fragmentem tekstu, o którym już wspominałem), ale łatwo mi sobie wyobrazić, że instrumental z tego nagrania służy jako ilustracja do jakiegoś fajnego filmu. 

Następnie na płycie pojawia się kawałek "Łajba". Pierwszy singiel promujący ten album. Tutaj też jest ambitna solówka Wagla. Kilka osób, z którymi rozmawiałem, odniosło wrażenie, że cały utwór powstał wyłącznie po to, aby zarejestrować tę solówkę. No i OK. Z drugiej jednak strony, Wojciech Waglewski coś wspominał kilkukrotnie w wywiadach, że nie planuje grać wszystkich kawałków z płyty na koncertach. Ja właśnie za tą piosenką nie będę strasznie tęsknił. 

"Beskidy". To też taki utwór, w którym wszystko jest jasne. Za komentarz wystarczy jedno słowo: MATEO!

"Bez Saxu". Zdecydowanie jeden z najbardziej jaśniejących na płycie utworów. I potencjalnie największa koncertowa petarda. Pomysł z ponad dwuminutowym intro w wykonaniu Michała Bryndala, też bardzo fajny. Coś takiego nie wydarzyło się dotąd na żadnej płycie Voo Voo. Tu przy okazji jeszcze jedna moja wstawka odnośnie tekstów: w tej piosence pada niezwykle pozytywnie nacechowane słowo "flota". Też wierzę. 

Utwór "Bez sensu". Tutaj pojawia się taki nieco new wave'owy syntezator. Ten kawałek to, mam wrażenie, trochę eksperyment muzyczny. Co do zasady, cenię eksperymenty. Ale nie jestem fanem elektronicznych wstawek w muzyce rockowej. Na szczęście na tym albumie w żaden sposób nie ma z tym przesady. Generalnie utwór oceniam pozytywnie.

"Bez nerw". W tym nagraniu znowu wolniej, ale czasami trzeba zwolnić. Oczywiście solóweczka Wagla. Wszystko ze sobą fajnie współgra. Myślę, że to jeden z tych numerów, z którymi można bardzo mocno popracować na koncertach. Na płycie taki trochę nie do końca oszlifowany klejnot. No ale jestem pewien, że zespół jeszcze wyciśnie z niego magię. 

"Beztrosko". Pozytywnie pod każdym względem. Cała płyta mogłaby taka być i chyba nikt by się nie obraził. 

No i wielki finał: "Bezruch" z towarzyszeniem Hani Rani. Nie mam pojęcia ilu słuchaczy Voo Voo miało jakąkolwiek styczność z Hanią Rani, poza tym, że coś zrobiła z zespołem Wojciecha Waglewskiego. Generalnie jednak zachęcam, aby wyszukać sobie coś chociażby na Youtube i rzucić okiem na jej dokonania. Może się spodobać. A jeśli chodzi o sam utwór. Oczywiście kompozycja do poduszki, ale absolutnie nie piszę tego w negatywnym znaczeniu. Właśnie wręcz przeciwnie: gdybym miał teraz roczne dziecko, chętnie bym mu puścił ten utwór wieczorkiem. Myślę, że duża szansa na ładne sny. Z pewnością Wojciech Waglewski i cały zespół Voo Voo mogą być zadowoleni z tego nagrania, no bo jest klimat, jest urok i więcej nic nie trzeba. Z tym, że po takim zakończeniu płyty, myślę że kolejna powinna pójść albo w całkowity bezruch, albo całkowicie odbić od tego trendu. Oczywiście wiem, że z wiekiem człowiek robi się coraz bardziej statyczny. Sam też tego przecież doświadczam. To pewnie znajduje swoje odbicie w twórczości. Rozumiem to i nie chce z tego czynić jakiegoś zarzutu. To naprawdę jest zespół, który niczego już nie musi. Ilość fantastycznych nagrań zarejestrowanych przez grupę, wystarczyłaby dla kilku kapel. Za to wszystko może. Osobiście kupię każdą płytę Voo Voo, nawet jeśli zespół postanowi nagrać kolekcję marszów pogrzebowych.  Ale napomknę, że grupa ma w dorobku tak fantastycznie żywiołowe utwory, jak "Front torowania przejść", "Łeboskłon", "Nie spać", "Jestem jak pijany" czy "Karnawał". Myślę, że to są takie przykłady radosnej twórczości, do której naprawdę warto się odwoływać. Myślę, że warto nagrywać utwory, które zmuszałyby Michała Bryndala do ekstremalnego wysiłku. 

Na najnowszym albumie Voo Voo pojawiają się goście. Są to wspomniana już Hania Rani i Masha Natanson. W przypadku tego zespołu, goście to niemalże tradycja. Było to tradycją na długo zanim powstała moda na różne featuringi i zanim inni artyści poczuli niemalże obowiązek zapraszania gości przy okazji nagrywania nowych płyt. Tymczasem formacja Wojciecha Waglewskiego w pewnym okresie swojej działalności, tak intensywnie współpracowała z innymi artystami, że w końcu zespół postanowił nagrać płytę o wiele mówiącym tytule "Samo Voo Voo". Goście na najnowszym albumie oczywiście swój wkład w efekt końcowy mają, chociaż udział Mashy Natanson, mimo że znaczący, należy chyba jednak uznać za symboliczny. 

Każdy ma swoje miejsce na "Premierze", ale zaryzykuje stwierdzeniem, że muzycznie krążek w całość spina Karim Martusewicz. Myślę, że to jego gra jest największym wspólnym mianownikiem dla tych utworów. 

Najnowszy album Voo Voo można sobie oceniać lepiej lub gorzej. Nie sposób jednak zaprzeczyć, że mało który zespół w Polsce z tak długim stażem na scenie, jest równocześnie tak konsekwentny i zarazem nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Na płytach Voo Voo nie ma żadnych kompleksów względem innych artystów. Nie ma tu oglądania się za siebie. Pamiętam jak kilka lat temu jakiś manager Kultu mówił gdzieś w radio, że zespół teraz nagra płytę w klimacie największych osiągnięć zespołu i wszyscy będą zadowoleni. Potem oczywiście płyta ani nie powtórzyła największych sukcesów, ani nie wszyscy byli zadowoleni. Chociaż nie potępiam takich prób i kalkulacji, to jednak w Voo Voo nikt kompletnie tak nie kombinuje. Nikt na płytach nie odcina kuponów od dawnych osiągnięć. Mamy tu prawdziwie ambitne podejście do sprawy. A że różnie wychodzi... Powiem tak: ze wszystkich płyt na świecie, znam dwie, może trzy, które podobają mi się od pierwszej do ostatniej sekundy. A na pozostałych, nawet tych bardzo dobrych, jest chwilami lepiej, chwilami gorzej. I najnowsza płyta Voo Voo nie jest pod tym względem żadnym wyjątkiem.

Napomknąłem już, że Wojciech Waglewski przy okazji wywiadów promujących album, mówi też o planach względem koncertów promujących krążek. Koncerty mają wyglądać inaczej niż to miało miejsce w przypadku ostatnich płyt. Przypomnę, że zwyczajowo zespół grał w całości nowy album, ewentualnie coś tam na bis i do widzenia. Teraz tak ma nie być. Ma być trochę nowych nagrań i trochę starych. W sumie jeśli sięgnąć w nieodległą przeszłość, to tak już było przy okazji albumu "Za niebawem". Mnie oczywiście takie deklaracje radują niezmiernie, bo nie zliczę ile tekstów napisałem na temat tego, że właśnie takich koncertów bym chciał. Zatem dla mnie super. 

Wspomniałem o kolejnym albumie. W tak zwanym "środowisku", od dość dawna toczą się spekulacje na temat tego, czy "Premiera" będzie ostatnim albumem studyjnym Voo Voo. Osobiście mam nadzieję, że nie. Szczerze to nie widzę żadnego konkretnego powodu, dla którego zespół miałby odłożyć instrumenty do piwnic. Poza tym jest jeszcze jeden ważny aspekt: dopóki chłopaki z Voo Voo trzymają fason i dają radę, tak długo jak są piękni i młodzi, tak długo ludzie w moim wieku mogą sobie mówić, że z nami też nie jest tak najgorzej. Dla ludzi takich jak ja, Voo Voo było i jest od zawsze. Dekady mijają a Voo Voo ciągle jest i wydaje nowe płyty. To jest taka jedna z niewielu niezmiennych. Dla mnie przynajmniej, dopóki to Voo Voo jest i funkcjonuje, jest to taki sygnał, że nie jest jeszcze tak źle na tym świecie. Zatem trzymam kciuki za kolejne wiadomości pod tytułem: jesteśmy, koncertujemy, nagrywamy. 

czwartek, 18 sierpnia 2022

Rarytasy - część 28 : ANAWA 2020 BOX CD + DVD

W tytule napisałem CD + DVD, ale tak naprawdę na zestaw składają się: CD + DVD + plakat + naklejka. 
Szczerze powiedziawszy, jeszcze tydzień temu nie miałem pojęcia o istnieniu tego wydawnictwa. Gdy je zobaczyłem, w pierwszym momencie zupełnie zgłupiałem, bo myślałem, że to jakaś płyta, która trafiła do regularnej sprzedaży. Tyle, że chociaż premiera albumu była całkiem niedawno, jakoś kompletnie nie mogłem sobie przypomnieć wydania z płytą DVD i pomyślałem, że z moją pamięcią jest bardzo kiepsko. Szybko jednak ustaliłem, że wydawnictwo nigdy nie trafiło do sprzedaży. A skoro tak, to oczywiście idealnie nadaje się do mojego cyklu "rarytasy". 
Przechodząc do uszczegółów: cały zestaw zapakowany jest w sztywne, tekturowe, dwuczęściowe pudełko. Tu od razu wielki minus. Na żadnej krawędzi nie ma tytułu ani wykonawcy. Podobnie było w ostatnim czasie z kolekcjonerską edycją najnowszej płyty zespołu Waglewski Fisz Emade. Jeśli postawić te dwie płyty na półce obok siebie, to kompletnie nie wiadomo która jest która. Osobiście nie znoszę sytuacji, gdy grzbiety płyt nie są w żaden sposób opisane. Na szczęście w zasadzie to chyba jedyna wada tego wydawnictwa.
Wewnątrz pudełka znajdziemy między innymi płytę CD "ANAWA 2020". Akurat nie mam pod ręką sklepowego wydania tego albumu, ale na 99% jest to dokładnie to samo wydanie, co w regularnej sprzedaży. Numer katalogowy jest ten sam. Nie ma więc co się nad tym szerzej rozpisywać.
To, co w zestawie stanowi największą wartość, to płyta DVD. Krążek umieszczony został w opakowaniu digipack o wielkości odpowiadającej płytom CD. Brak jest numeru katalogowego. Okładka i wszystkie pozostałe elementy graficzne ściśle nawiązują do stylistyki wykorzystanej na albumie "ANAWA 2020". Pełny tytuł to "ANAWA 2020 - Marek Grechuta Anawa 1970 / Voo Voo Anawa 2020".
Na dysku w menu znajdują się cztery pozycje. Pierwsza z nich to blisko 21-minutowy reportaż. Materiał przeplatany jest migawkami z premierowego koncertu, który odbył się w Łodzi, podczas festiwalu Soundedit. Przede wszystkim są tam jednak wywiady z wszystkimi gośćmi, których usłyszeć można na płycie "ANAWA 2020", oraz pracownikami Narodowego Centrum Kultury. Zdecydowanie najwięcej miejsca zajmuje wywiad z Wojciechem Waglewskim, przeprowadzony tradycyjnie już chyba przez Piotra Metza. Obaj panowie wygłaszają tezy, z którymi myślę, że można polemizować. Tak czy inaczej, reportaż oceniam bardzo pozytywnie. 
Kolejną pozycją na płycie jest coś, co nazwane zostało wizualizacją do utworu "Zadymka". Szczęśliwie nie nazwano tego teledyskiem. Dziwny to twór, dostępny również na YouTube, ale pamiętać należy, że wszystko związane z projektem "ANAWA 2020" powstawało w okresie pandemii Covid-19, w czasie surowych restrykcji, gdy wszelkie spotkania i robienie czegokolwiek było niezwykle utrudnione.
Ostatnie dwie pozycje na płycie, to wersje koncertowe utworów "W dzikie wino zaplątani" oraz "Niepewność", zarejestrowane podczas festiwalu Soundedit. Przy czym nie są to zwykłe dwa fragmenty z transmisji internetowej, którą widzowie mogli oglądać online w trakcie występu. Obraz został przemontowany, wyraźnie poprawione są również kolory. Oba nagrania dostępne są na YouTube i zwłaszcza to pierwsze cieszy się całkiem sporym wynikiem oglądalności. 
W boxie znajdziemy również dwustronny plakat. W sumie bardziej taki gadżet niż plakat. Całość złożona w kostkę, więc po rozłożeniu wygląda nieco, jak wyciągnięta nie powiem skąd i trudno mi sobie wyobrazić, aby ktoś to sobie powiesił na ścianie, albo oprawił w ramkę. Ale jako gadżet dopełniający ten zestaw, w sumie może być. Plakat ma wymiary ok. 40,5cm x 46 cm. Na jednej z jego stron znajduje się okładka płyty "ANAWA 2020", natomiast na odwrocie wydrukowano grafikę, mogącą się nieco kojarzyć z pracami Wojciecha Fangora. Chociaż możliwe też, że ktoś zwyczajnie poświecił latarką na ścianę i zrobił zdjęcie. Trudno powiedzieć.
No i ostatnią rzeczą w tym komplecie jest niewielkich rozmiarów naklejka, przedstawiająca fragment okładki płyty "ANAWA 2020". Powiedziałbym, że bardzo fajna, chociaż z pewnością byłaby jeszcze fajniejsza, gdyby gdzieś tam znalazło się na niej miejsce na napis "Voo Voo".
Na podstawie okładki trudno jednoznacznie stwierdzić, kto jest wydawcą tego zestawu, ale podejrzewam, iż jest to Narodowe Centrum Kultury do spółki z ART2. Jakkolwiek na równi z już wymienionymi, można tam również znaleźć logo Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz "Niepodległa". 
Podsumowując całość... Nie ukrywam, że jestem wielkim fanem wszelkich wydawnictw kolekcjonerskich, promocyjnych itp. Zatem ten box mogę ocenić tylko i wyłącznie dobrze. Zwłaszcza, że poza jednym minusem, o którym wspominałem wcześniej, jest wydany naprawdę porządnie. Świetna rzecz do kolekcji.
Zdjęcia tradycyjnie można powiększyć do sporych rozmiarów, klikając w nie.

poniedziałek, 6 czerwca 2022

Archiwum prasowe: Tom Kultury 2012

 

Dzisiaj z domowego archiwum wywiad z Wojciechem Waglewskim, który ukazał się w gazetce EMPiKu "Tom Kultury" w listopadzie lub grudniu 2012 roku. Czyli blisko 10 lat temu. Dla mnie to jest szokujące, gdyż wydaje się, jakby to było zupełnie niedawno. Wywiad towarzyszył premierze albumu zatytułowanego "Nowa Płyta". Można chyba zaryzykować twierdzenie, że jest to wciąż era współczesna w historii Voo Voo i pierwsza płyta, która tę erę zapoczątkowała. 
2012 rok to czas wciąż bardzo trudny dla zespołu, już nie muszę chyba przypominać dlaczego a wynika to też z treści zeskanowanego tekstu. Z różnych innych wywiadów z tamtego czasu można się też dowiedzieć, że nie było wcale oczywistym, iż ukaże się ten album, ani jakikolwiek następny. Płyta się jednak ukazała, po niej kilka innych i dziś nikt tego chyba nie żałuje.
We wstępie do wywiadu można przeczytać, że Wojciech Waglewski jest "czujnym" artystą... Znalazłbym z 50 innych określeń, ale to by mi chyba do głowy nie wpadło. Tak, jest czujnym artystą, zauważyłem że również oddychającym. A tak na poważnie, gdy czytam o "nie więcej niż trzech wersjach" piosenek, zawsze jest we mnie jakiś żal, że te pozostałe wersje nie pokazały się na jakichś singlach. 
Zachęcam do lektury. Skan można sobie powiększyć do rozmiarów umożliwiających komfortowe czytanie. 

czwartek, 12 maja 2022

Rarytasy - część 26 : Esperanza +


Dzisiaj taki oto koncert na DVD. Pewnie wszyscy wiedzą, ale na wszelki wypadek wspomnę, że wśród wykonawców znalazł się zespół Voo Voo. 
Wydarzenie miało miejsce 16 sierpnia 2014 roku w Gdańsku i było częścią cyklu corocznych koncertów pod nazwą Solidarity of Arts. Jego główną bohaterką była Esperanza Spalding, której na scenie towarzyszyła cała masa innych wykonawców. Między innymi właśnie zespół Voo Voo, który wykonał utwory : "Nim stanie się tak, jak gdyby nigdy nic", "Wannolot", "Turczyński" i "Flota Zjednoczonych Sił / Łobi Jabi". W sumie zespół spędził na scenie jakieś 28 minut. 
Występ nie obył się bez drobnych problemów. Zwłaszcza podczas utworu "Nim stanie się tak, jak gdyby nigdy nic", Mateusz Pospieszalski wraz z orkiestrą, którą dyrygował, całkowicie rozminęli się z resztą zespołu Voo Voo. Mateusz z orkiestrą grali swoje a 3/4 Voo Voo grało swoje. Na szczęście kakofonia trwała tylko krótką chwilę i mimo tego drobnego potknięcia, cały występ można uznać za wyjątkowo udany. Myślę, że śmiało można zaliczyć go do grona tych najważniejszych (a już z pewnością najbardziej zapadających w pamięć) w historii zespołu. Całość imprezy była ogromnym przedsięwzięciem, któremu towarzyszyła licznie zgromadzona publiczność (zarówno pod sceną, jak i przed telewizorami). Rozmach widoczny był podczas koncertu przez cały czas. Wrażenie robiła chociażby wielkość orkiestry, która towarzyszyła zespołowi Voo Voo. Dzięki niej, grupa zaprezentowała swoje utwory w tych najbardziej przeze mnie lubianych i moim zdaniem najszlachetniejszych wersjach. 
Wspomniana już wcześniej publiczność, również sprawiła się świetnie. Wszyscy wiedzą, że Mateo uwielbia zabawy z publicznością. Jednak nie z każdą to jest możliwe. Zazwyczaj po krótkiej chwili już wiadomo, czy z daną publiką można się pobawić, czy też nie ma sensu próbować. Ale w Gdańsku podczas tego koncertu zdecydowanie się dało i wyszło to bardzo fajnie. 
Dla mnie najmocniejszym punktem występu Voo Voo było wykonanie Floty/Łobi Jabi z towarzyszeniem Esperanzy.
Przyznam, że chociaż teoretycznie miałem blisko, to koncertu na żywo nie oglądałem. Każdego roku robię wszystko, aby przez cały czas trwania wakacji trzymać się jak najdalej od Trójmiasta. A koncert był w sierpniu. Tak więc w praktyce miałem bardzo daleko. Ale oczywiście oglądałem w TV a potem jeszcze wielokrotnie z nagrań.
Cały występ bez problemu dostępny jest w kilku miejscach na YouTube, więc to DVD, to niby nic nadzwyczajnego. Z drugiej jednak strony, niezwykle miło jest mieć profesjonalne wydawnictwo, które w dodatku nigdy nie trafiło do sprzedaży. 
Cóż można o nim powiedzieć? Jak widać na powyższych skanach, na całość składają się dwie płyty DVD, osadzone w opakowaniu digipack. Trudno dojść kto jest wydawcą, ale prawdopodobnie jest to firma MM Comunications. Wielki minus za brak jakiegokolwiek menu na płytach oraz brak możliwości wyboru konkretnych scen. Koncert trwał 4 godziny, więc znalezienie czegokolwiek na płytach, jest niestety czasochłonne. Ale poza tym, naprawdę fajna rzecz.

środa, 30 grudnia 2020

Voo Voo na XIX Finale WOŚP

Jerzy Owsiak przypomniał kolejny Finał WOŚP. Tym razem dziewiętnasty. Voo Voo pojawia się po 37 minutach i 50 sekundach. Tradycyjnie wszystko jest mocno pocięte, dlatego dorzucam drugi film, na którym ostatnie 4 minuty występu zespołu Wojciecha Waglewskiego, można obejrzeć w całości, bez żadnej edycji nagrania.

piątek, 25 grudnia 2020

Koncert Bożonarodzeniowy WOŚP z 2000 roku

Kilkukrotnie pisałem o Koncertach Bożonarodzeniowych WOŚP. Odbyły się 3 Koncerty Bożonarodzeniowe i 1 Koncert Wielkanocny. Wszystkie absolutnie fantastyczne. Ponieważ minęło wiele lat, dziś już dokładnie nie pamiętam jak było, ale część z nich była transmitowana na żywo przez TVP i Polskie Radio. Jednak przynajmniej telewizja żadnego nie transmitowała w całości. Potem natomiast pokazywano wielokrotnie retransmisje, ale to był już materiał mocno edytowany i pocięty. Ktoś, kto nad tym pracował, zrobił to dosyć sprawnie, bo na przykład ja, dopiero po wielu obejrzeniach nagrań tych retransmisji, zorientowałem się że piosenki są poskracane. 
Nagrania na kasetach wideo robiłem sam, miałem je też od kilku innych osób. Jednak ich jakość mnie nie zadawalała. Po latach ten standard VHS pozostawia bardzo wiele do życzenia. Poza tym z audycji radiowych Jerzego Owsiaka, miałem nagrania audio niektórych występów i wiedziałem jak bardzo różniły się od skrótów pokazywanych przez TVP. Zatem zawsze był we mnie ogromny niedosyt, bo zawsze bardzo chciałem zobaczyć te nagrania w dobrej jakości i niepocięte.
Podczas pierwszej fali pandemii, Jerzy Owsiak przypomniał 2 Koncerty Bożonarodzeniowe oraz Koncert Wielkanocny. Jakość była fajna ale były pocięte jeszcze bardziej niż na nagraniach z TVP. To w zasadzie wyczerpywało moje nadzieję na obejrzenie tego materiału kiedykolwiek w całości. Ale oto przyszły święta i zdarzył się cud: Jerzy Owsiak postanowił wyciągnąć z archiwum całość Koncertu Bożonarodzeniowego WOŚP, który odbył się w 2000 roku, w Teatrze Wielkim w Warszawie. I wyemitował w dwóch częściach. 
Cóż można powiedzieć? Są tam bankowo różne drobne cięcia ale Voo Voo raczej nie dotknęły. Tak więc możemy zobaczyć znacznie więcej, niż telewizja pokazała kiedykolwiek. Na przykład nie wiem, czy telewizja pokazała całość piosenki „Wyluzuj czapkę” z tego koncertu? Wątpię. Podczas retransmisji zawsze pokazywany był fragment. A teraz można obejrzeć całość. 
Myślę, że dla ludzi, którzy kochają Voo Voo, powinno to być ważne wydarzenie. Dla mnie przynajmniej jest. Przy okazji odżyła moja nadzieja, że kiedyś będzie okazja obejrzeć w całości również pozostałe koncerty. Oprócz ostatniego z nich, który z powodu awarii sprzętu, w całości nie został niestety zarejestrowany. Tyle dobrego, że oglądałem go wtedy na żywo. 

środa, 23 grudnia 2020

Koronawirus zmienia kolejne plany koncertowe

No niestety. Przed świętami kolejne smutne wiadomości. Po pierwsze koncert Voo Voo w Radio Wrocław, po kilkukrotnej zmianie terminu, został całkowicie odwołany. Może przypomnę: koncert został zapowiedziany w październiku 2019 roku i od tego czasu wiele osób bardzo na niego czekało. Tak więc jest to wiadomość absolutnie przygnębiająca. Ponad rok czekania... Więcej na ten temat TUTAJ
Natomiast koncert Waglewski Fisz Emade w kieleckim klubie "Czerwony Fortepian", został przeniesiony z 11 lutego 2021 na 13 maja 2021. Czyli o kolejne 4 miesiące. Ale przynajmniej nie został odwołany. 
Nie piszę tego wszystkiego czarną czcionką tylko dlatego, że na czarnym tle nie byłoby widać. 

Voo Voo na XVII i XVIII Finale WOŚP

Tym razem Jerzy Owsiak przypomniał XVII i XVIII Finał WOŚP. 
W tamtym czasie z Voo Voo występował jeszcze Stopa a studio zdobiły porządne dekoracje, stworzone przez Jarosława Koziarę. Skrót XVIII Finału jest pierwszym, który możemy oglądać dzięki obrazowi panoramicznemu.
Na nagraniu powyżej, Voo Voo pojawia się po 41 minutach. Natomiast na nagraniu poniżej po 37 minutach i 23 sekundach.

niedziela, 20 grudnia 2020

Koncert Voo Voo w Cisnej potwierdzony (czerwiec 2021)

 

Ten koncert miał się odbyć w maju tego roku, potem we wrześniu a teraz ma się odbyć 26 lub 27 czerwca przyszłego roku. O tym, że festiwal "Zew się budzi" został przełożony na ten właśnie termin, wiadomo od dawna. Nie wiadomo było jednak, którzy z pierwotnie zaplanowanych artystów, potwierdzą swój udział w nowym terminie. Teraz organizatorzy oficjalnie zapowiedzieli, że wystąpi między innymi Voo Voo.
Ruszyła również przedsprzedaż biletów. Więcej TUTAJ

piątek, 18 grudnia 2020

29. Finał WOŚP przeniesiony na inny termin

 

W związku z pandemią, 29. Finał WOŚP został przeniesiony na 31 stycznia 2021 roku.
Przypomnę, że podczas finałowego koncertu ma wystąpić zespół Voo Voo

wtorek, 15 grudnia 2020

Voo Voo wystąpi podczas 29. Finału WOŚP

 

Na stronach WOŚP ukazał się komunikat, którego ostatni akapit brzmi dość pokracznie i do tego zawiera błąd ortograficzny, ale jego główne przesłanie jest zrozumiałe: zespół Voo Voo wystąpi podczas 29. Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Marek Niedźwiecki użył kiedyś określenia "spodziewana niespodziajka". I z tego typu sytuacją mamy tutaj do czynienia w przypadku występu grupy Wojciecha Waglewskiego. Chociaż trudno sobie wyobrazić, że mogliby nie wystąpić, to jednak dobrze, że jest potwierdzenie.  Z komunikatu możemy dowiedzieć się, że koncert z warszawskiego studia będzie transmitowany za pomocą telewizji oraz Internetu. 
Czy to oznacza, że w tym roku będziemy mogli obejrzeć występ Voo Voo w całości? Na ten moment trudno powiedzieć.
Warto przypomnieć: 29. Finał WOŚP odbędzie się 10 stycznia przyszłego roku.
Więcej TUTAJ

poniedziałek, 14 grudnia 2020

Voo Voo na XV oraz XVI finale WOŚP

Jerzy Owsiak przypomniał w weekend kolejne finały WOŚP. Powyżej piętnasty natomiast poniżej można przypomnieć sobie szesnasty. Oczywiście te filmy to ogromne skróty a co za tym idzie: wszystko jest mocno pocięte. Jednak w przypadku szesnastego finału, nie zostało wiele wyrzucone jeśli chodzi o występ Voo Voo. Po prostu tamtego roku zespół pokazywany był na antenie w sumie przez 3 minuty. Pierwszy z filmów proponuję oglądać gdzieś tak od 36 minuty natomiast drugi od 42 minuty i 40 sekundy.

czwartek, 10 grudnia 2020

Nim stanie się tak, jak gdyby nigdy nic - Przystanek Woodstock 2015

W 2015 roku, po serii występów pod hasłem "Dobry wieczór", zespół Voo Voo zagrał trzy świetne koncerty: w Bornym Sulinowie, w Jarocinie i na Przystanku Woodstock. Fragment tego ostatniego przypomniał właśnie w swoim programie Jerzy Owsiak, zamieszczając piosenkę "Nim stanie się tak, jak gdyby nigdy nic". Tym razem nie ma żadnych przemontowań obrazu i piosenkę można obejrzeć dokładnie tak, jak była emitowana podczas transmisji. Skrócono jedynie intro, gdyż w oryginale towarzyszyła temu dłuższa przemowa szefa WOŚP. 
Piosenka zaczyna się po 36 minutach i 10 sekundach programu.  

wtorek, 8 grudnia 2020

Voo Voo na XIII i XIV finale WOŚP

Jerzy Owsiak konsekwentnie przypomina kolejne finały WOŚP. Tym razem XIII i XIV. 
Na filmie powyżej Voo Voo pojawia się gdzieś tak po 41 minutach i 15 sekundach. Mateo jak zwykle daje czadu a przez moment na scenie gdzieś tam miga również Mirek Olszówka.
Na filmie poniżej, Voo Voo pojawia się po 38 minutach i 40 sekundach.

piątek, 4 grudnia 2020

Magazyn Lizard o albumie "Sno-Powiązałka"

 

W grudniowym numerze magazynu Lizard można znaleźć publikację Konrada Wojciechowskiego na temat albumu "Sno-Powiązałka" nagranego przez zespół Voo Voo. Więcej TUTAJ

czwartek, 3 grudnia 2020

Najtrudniejsze do zdobycia płyty Voo Voo

Jakiś czas temu zastanawiałem się, czy potrafiłbym stworzyć ranking najtrudniejszych do zdobycia płyt Voo Voo? Zatem rozmyślałem też o tym, jakie kryteria trzeba by wziąć pod uwagę? Nie jest to łatwe, gdyż trudno o bezdyskusyjne dane. Nie ma żadnego Rocznika Statystycznego, do którego moglibyśmy sięgnąć po informacje i dowiedzieć się, że na przykład ta czy inna płyta po raz ostatni pojawiła się w sprzedaży w 1989 roku. Tak naprawdę zatem mógłbym polegać wyłącznie na swoim doświadczeniu w postaci wieloletniej obserwacji sklepów internetowych i portali aukcyjnych.
Oczywiście, gdy mówimy o trudnościach ze zdobyciem czegoś, dostępność określonego towaru lub jego brak to czynnik kluczowy. Innym, również ważnym aspektem jest cena. Ta potrafi być zaporowa i sprawić, że pomimo dostępności towaru, nie ma nikogo skłonnego aby tyle zapłacić. W przypadku Voo Voo, są przypadki takich płyt, które latami leżą na Allegro i nikt ich nie chce kupić z uwagi właśnie na cenę. A okazji aby kupić taniej nie ma, lub zdarzają się ekstremalnie rzadko. Tak czy inaczej: jeżeli coś jest, nawet jeśli jest bardzo drogie, to sytuacja nie jest beznadziejna. Przy odpowiedniej dozie szaleństwa, jest możliwość aby to zdobyć. Bo jeśli czegoś nie ma, to bez względu na zasobność naszego portfela, trudno zrobić cokolwiek. Zatem właśnie dostępność jest tutaj najważniejsza. 
W przypadku Voo Voo, jest jeszcze inny, warty uwzględnienia czynnik. Otóż jest całkiem sporo takich płyt, które chociaż generalnie są dostępne i to za symboliczną wręcz cenę, to jednak kolekcjonerzy szukają wydań, które dostępne nie są, lub kosztują bardzo drogo. A to sprawia, że pojawiają się jakby 2 kategorie: płyty które generalnie trudno zdobyć oraz płyty, których niektóre wydania trudne są do zdobycia. 
Przychodzą mi do głowy jeszcze inne podkategorie: można się zastanawiać nad najtrudniej dostępnymi winylami, kasetami i tak dalej. Nie ma to sensu, gdyż po rozważeniu tego wszystkiego, stwierdzam, że nie jestem w stanie w sposób autorytatywny wypowiedzieć się, że któraś płyta na 100% znalazłaby się na miejscu 1 a jakaś inna na miejscu 2. Jak już wspomniałem, jest zbyt mało obiektywnych czynników. Jestem jednak w stanie pokusić się o JAKIEŚ zestawienie i jeśli tylko nie potraktujemy tego zbyt poważnie oraz będziemy pamiętali o ułomności każdej tego typu próby, jakiś obraz sytuacji jednak otrzymamy. 
Oczywiście ktoś może zaraz powiedzieć, że zdobycie jakiejś płyty nie jest żadnym problemem bo leży u niego na półce i wystarczy sięgnąć po nią ręką. Ok, o takie przypadki tu nie chodzi. Zakładam, że ktoś nie ma nic i dopiero chciałby kupić.
Nie biorę pod uwagę singli, których Voo Voo wydało sporo. Niektóre są mega trudne do zdobycia ale albumy i single to jednak dwie odmienne kategorie i nie ma sensu ich mieszać, gdyż rozmyłoby to obraz sytuacji. 
I jeszcze jedno: wyłączam z tego zestawienia również płyty klubowe. Były super fajnie wydane i O.K., ale uznajmy że są nie do zdobycia i są poza kategorią. 
A zatem... Najtrudniejszą do zdobycia płytą Voo Voo wydaje mi się być pierwsze wydanie albumu "Voo Voo przy lampce", czyli płyty zarejestrowanej przez Radio Szczecin przy okazji sesji Szczecin_Unplugged. Płyta została potem wznowiona w boxie "30 lat Voo Voo", jednakże zawartość wznowionego krążka nie przekładała się w skali 1:1 względem wersji pierwotnej. To pierwsze wydanie nigdy nie trafiło do sklepów, nigdy nie pojawiło się na żadnych aukcjach internetowych. Jakiekolwiek informacje na jego temat, przeszukując cały internet, można znaleźć tylko na moim blogu TUTAJ
Na drugim miejscu umieściłbym ex aequo 3 płyty:
- "Koncert w Trójce" - wersja w woreczku
- "Zapłacono" - wersja w woreczku
- "Rapatapa to ja" - wersja w drewnianym pudełeczku
Każda z tych płyt w ciągu ostatnich 15 lat pojawiła się raz czy dwa na Allegro ale bardzo dawno temu i praktycznie są nie do zdobycia. 
O Rapatapatojce w pudełku są jakieś wzmianki w necie i nawet zdjęcia. O koncercie w Trójce można poczytać jedynie na moim blogu TUTAJ
Miejsce piąte to nie jest już płyta aż tak nieosiągalna ale jednak rzadka. Mam tu na myśli "Książkę z Muzyką" do której załączona jest płyta Voo Voo z koncertem w Janowcu. Pojawia się co jakiś czas w ofertach drugiego obiegu i nawet w tej chwili można kupić. Trzeba jedynie wyciągnąć z kieszeni 5 stówek i już.
Miejsce szóste to znowu "Rapatapa to ja". Tym razem w wersji "BEST OF THE BEST GOLD". Album pojawia się na portalach aukcyjnych sporadycznie a gdy się pojawia to niestety znowu trochę pieniążków trzeba z portfela wyciągnąć. Tanio nie ma. O rzadkości tego wydawnictwa świadczy również fakt, że bardzo niewiele jest w necie informacji na jego temat czy jakichkolwiek zdjęć.
Miejsce siódme - pierwsza edycja pierwszej płyty "Małe WU WU" na CD z prześliczną okładką Jarosława Koziary. W tym przypadku znowu: pojawia się rzadko a jeśli już to drogo. Dosyć rzadką jest również kaseta z tą okładką, chociaż oczywiście gdy się pojawia, jest odpowiednio tańsza. 
Miejsce ósme - pierwsze wydanie albumu "Mimozaika" na CD. Tak samo: rzadko i drogo. 
Miejsce dziewiąte - "Muzyka ze słowami". W tym przypadku nie ma aż takiego problemu z dostępnością, jednak 2 stówki trzeba wyciągnąć aby sobie zanabyć. 
Miejsce dziesiąte: Małe Wu Wu "Tam, tam i tu". Wszystko jedno czy CD, winyl albo kaseta. Ten album cenny jest pod każdą postacią. W tym przypadku też nie ma jakiegoś wielkiego problemu z dostępnością ale trzeba zapłacić odpowiednio: za winyl 3 stówki, za CD 2 stówki a za kasetę 70. Dłuższy czas temu Mateo potrzebował mieć ten album na winylu i też musiał zapłacić 300 złotych na Allegro. Ja swój egzemplarz kupiłem w trochę inny sposób. Mianowicie ktoś wystawił na Allegro całą stertę płyt i wszystkie razem kosztowały 25 złotych. Wypatrzyłem tam Małe Wu Wu i kupiłem całość właśnie dla tego albumu.
Miejsce jedenaste w moim zestawieniu to "Muzyka do filmu Seszele". Jeśli tylko mamy zbędne 2 stówki, można sobie kupić. 
Miejsce dwunaste: "Koncert w Łodzi". Od czasu do czasu pojawia się na Allegro. Cena do 200 zł jest w tym przypadku dobrą ceną.
Na miejscu trzynastym umieściłbym ewentualnie "Zespół Gitar Elektrycznych" na CD w wersji austriackiej. 
Dalej chyba nie ma sensu ciągnąć tego zestawienia. Jeśli chodzi o pozostałe płyty i ich różne wydania to w większości pojawiają się w sprzedaży. Jedne częściej, inne rzadziej ale gdy są, to cena powinna się zamykać w kwocie do 100 zł. Osobną sprawą są kasety. Niektóre wydania kaset pojawiają się bardzo rzadko. Z drugiej jednak strony mało kto je kolekcjonuje. 
Można by się ewentualnie pokusić o upchnięcie gdzieś w tym zestawieniu pierwszej płyty Małego Wu Wu wydanej na CD przez Polskie Nagrania. "Wydanie ekskluzywne" - cytat z okładki. Tego wydawnictwa nie ma absolutnie nigdzie ale z drugiej strony jest ono z wielu względów przedziwne. Nikt normalny widząc tę płytę w sklepie na półce, nie domyśliłby się nawet że to Małe Wu Wu, gdyż na okładce (przynajmniej na jej froncie) nie ma o tym ani słowa. Dam sobie z tym albumem spokój bo jest tak beznadziejnie wydany, że nie sądzę aby ktoś go chciał mieć w swojej kolekcji. Za to przy okazji napiszę o nim kiedyś osobny artykuł. 
Może jeszcze warto wspomnieć, że dwa z pięciu boxów Voo Voo też są dosyć trudne do zdobycia.
Tak jak wspomniałem wcześniej: nie jestem w stanie podjąć dyskusji z kimś, kto będzie uważał że na przykład płyta z miejsca ósmego powinna być na siódmym albo na odwrót. Nie upieram się przy takiej właśnie kolejności, chociaż wydaje mi się, że ma ona jakiś sens i uzasadnienie w realiach. Z pewnością wszystkie te najtrudniejsze  do zdobycia wydawnictwa zostały w tym zestawieniu uwzględnione.  No, chyba że jakiś album jest tak ekstremalnie rzadki, że o nim nie słyszałem. Nie wykluczam takiej możliwości. W końcu jest wiele płyt, które nigdy nie trafiają do sprzedaży i są dystrybuowane jedynie w wąskim gronie. Szczególnie w przypadku Mateusza Pospieszalskiego było sporo takich wydawnictw. A ostatnio na takiej właśnie zasadzie została wydana płyta "Piękne spojrzenie" z piosenką wykonywaną przez Wojciecha Waglewskiego. 


środa, 2 grudnia 2020

Voo Voo i WFE na (chyba) DVD

 

Straszna posucha informacyjna w ostatnich dniach. Zatem każda wiadomość cieszy. Tym bardziej taka.
14 grudnia ukazuje się wydawnictwo płytowe zatytułowane "Najpiękniejsza Muzyka Świata Pol'and'Rock Festival". Z podtytułem "25th The best of najpiękniejsza muzyka świata". Będzie to forma podsumowania 25 edycji festiwalu znanego niegdyś jako Przystanek Woodstock.
Nie wyobrażam sobie aby na takim wydawnictwie zabrakło Voo Voo. I nie zabraknie. Dodatkowo będzie też Waglewski Fisz Emade
Na chwile obecną informacje o tym wydawnictwie są jeszcze niepełne. Wiadomo, że złożą się na nie 3 płyty CD + 2 DVD. Znana jest też tracklista a na niej dwie interesujące pozycje:
44. Voo Voo - Flota Zjednoczonych Sił 
45. Waglewski Fisz Emade -  Badminton
I teraz tak: o ile w przypadku Waglewski Fisz Emade sprawa jest jasna, nagranie pochodzi z 2008 roku, to w przypadku Voo Voo mamy aż pięć możliwości. Oby to było nagranie z 2001 roku a nie z 2004 czy 2009, które to już ukazały się na DVD. 
Sprawa druga: nie wiadomo jeszcze które nagrania będą na CD a które na DVD. Ale... zwyczajowo przy tego typu wydawnictwach nagrania przeznaczone na DVD zamieszcza się pod koniec tracklisty a Voo Voo i WFE tam właśnie się znalazły. Zatem jest duża szansa nie tylko na dźwięk ale też obraz. 
Wszystko pewnie okaże się lada dzień.
Album wydaje Mystic razem ze Złotym Melonem i można go już nabyć w przedsprzedaży TUTAJ
EDIT: Podobno będzie tak: wszystkie utwory będą i na CD i na DVD. Taką informację otrzymałem z Siemashopu. Ale i tak nie uwierzę, dopóki nie zobaczę.



niedziela, 29 listopada 2020

Voo Voo na XI i XII Finale WOŚP

Jerzy Owsiak kontynuuje wspominki związane z finałami Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Tym razem przypomniał XI i XII finał WOŚP. Oczywiście nie zabrakło Voo Voo i dekoracji Jarosława Koziary.
Na filmie z XI finału (powyżej), Voo Voo pojawia się po 43 minutach i 20 sekundach.
Natomiast poniżej film z XII finału i tam załoga Wojciecha Waglewskiego pojawia się po 42 minutach i 35 sekundach. 

poniedziałek, 23 listopada 2020

Voo Voo na IX i X finale WOŚP

Po II finale WOŚP nastąpił konflikt pomiędzy Jerzym Owsiakiem a zespołem Voo Voo. W efekcie zespół przez klika kolejnych lat nie pojawiał się podczas finałów. Potem jednak się pogodzili i od tego czasu jeśli nawet nie Voo Voo to Wojciech Waglewski występuje co roku. 
Jerzy Owsiak od kilku tygodni przypomina minione finały w postaci krótkich filmów. Najbardziej emocjonalny jest zawsze finał finału, gdy na scenie gra Voo Voo i fragmenty tych występów można oczywiście znaleźć podczas tych filmów. 
Na nagraniu powyżej, prezentującym IX finał WOŚP, Voo Voo pojawia się po 37 minutach i 39 sekundach. Można usłyszeć między innymi jak grupa wykonuje niezwykle rzadko grany utwór "Wyluzuj czapkę". 
Natomiast na nagraniu poniżej, prezentującym X finał WOŚP, grupa Wojciecha Waglewskiego pojawia się po 41 minutach i 30 sekundach.  
Na obydwóch filmach warto zwrócić uwagę na fantastyczne scenografie zaprojektowane przez Jarosława Koziarę. Niestety od kilku lat zamiast nich pojawiły się jakieś tvn-owskie telebimy robiące za dekoracje i wygląda to niefajnie. 
IX i X finał to jest czas, gdy zacząłem żałować, że nie ma osobnej transmisji tego co się dzieje na scenie w studio. Zawsze brała mnie wściekłość, gdy tam już grało Voo Voo ale w telewizorach zamiast Wagla pojawiało się łączenie z Katowicami, Kluczborkiem czy czym tam jeszcze. Z jednej strony świadomość, że na scenie gra Voo Voo, z drugiej strony w telewizorze 70-cio letnia babcia przebrana w Poznaniu za wróżkę, z doczepionymi skrzydełkami i ze sztucznymi ogniami w dłoniach, próbuje udawać baletnicę. Zawsze w takich chwilach myślałem tylko: litości, pokażcie już scenę w studio. 
W tym czasie były już również równoległe koncerty pod Pałacem Kultury i Nauki. Tam też zawsze wiele się działo, chociaż bez udziału Voo Voo. Po latach, gdy pojawił się YouTube i  związane z tym dodatkowe możliwości, zaczęto robić bezpośrednie transmisje w internecie z tych koncertów. Tym bardziej nigdy nie mogłem zrozumieć, czemu nie ma transmisji z koncertów, które odbywają się w studio. Ale kto wie? Może w tym roku będą. Na ten moment branych jest pod uwagę dość sporo scenariuszy i chyba nikt tak do końca jeszcze nie wie jak to się wszystko odbędzie.