Nie to, że nie lubię oglądać koncertów w telewizji ale zwyczajnie brak mi cierpliwości aby 1,5 czy 2 godziny gapić się w ekran. Mam ogromną ilość plików wideo z koncertami Voo Voo i owszem, korzystam z nich ale najczęściej na takiej zasadzie, że włączam i zajmuję się swoimi sprawami, z rzadka jedynie spoglądając na ekran lub wcale. Mam na przykład taki koncert Voo Voo z Woodstock 2015. Znajomi twierdzą nawet, że kilkukrotnie na tym nagraniu gdzieś tam mnie widać wśród publiczności. Być może. Nie mogę tego potwierdzić, bo chociaż sam koncert wysłuchałem bardzo wiele razy, to nigdy go nie obejrzałem. Dlatego wczoraj, gdy dowiedziałem się, że będzie transmisja wideo z rzeszowskiego występu Wojciecha Waglewskiego, myślałem o tym żeby jednak słuchać w radio. No ale włączyłem radio, szukałem po wszystkich częstotliwościach, znalazłem Trójkę, RMF i kilka innych stacji a tego radio w radio nie znalazłem.
Żartuję. Nawet nie próbowałem nigdzie szukać transmisji radiowej. Faktycznie brak mi cierpliwości do siedzenia przed ekranem ale fajna pora, do tego transmisja na żywo, nie miałem więc wątpliwości żadnych, że trzeba skorzystać z opcji all inclusive.
Od razu powiem: koncert mi się bardzo podobał. Nie będę pisał który utwór bardziej, który mniej i dlaczego. Nagranie jest dostępne online i każdy może sobie takiej oceny dokonać sam według własnych gustów. Napisze natomiast na temat ogólnych wrażeń i przemyśleń, które mi towarzyszyły podczas oglądania.
Publiczność powitał Jan Chojnacki, który jak zwykle przelicytował, twierdząc że występ można słuchać tylko na antenie jedynie słusznego radia. Po pierwsze: nie tylko. A po drugie: z tego co już do mnie dotarło, nie można było wysłuchać w całości. Wojciech Waglewski używa takiego argumentu, który jako jedyny mnie przekonuje, że w tym radio nie ma reklam. To jest ważne, bo reklamy determinują jednak pewien porządek na antenie. Gdy ich nie ma, można sobie pozwolić na znacznie więcej. A mimo wszystko koncert nie poleciał w całości. W Trójce bywało różnie: czasami obcinali koncerty Voo Voo a czasami puszczali cały występ. Ale ich ograniczał serwis informacyjny, z którego zdarzało im się rezygnować dla dobra sztuki. A tutaj, nie mając większych ograniczeń, ponoć obcięli sobie wielki finał. Ale nie oceniajmy. Może się wyczerpał limit transmisji danych w Playu. Jestem pewien, że jeszcze dzisiaj znajdzie się jakiś dobry człowiek, który zadba o mnie i prześle mi nagranie koncertu z radia. (EDIT: Dobry człowiek już się znalazł.) Chętnie posłucham jak to brzmiało, bo czym innym jest wrzucanie plików z muzyką do internetu a czym innym prowadzenie transmisji z innego miasta.
Dobra, zostawmy już to radio, bo faktycznie wyjdzie na to, że mam obsesję na jego punkcie.
Koncert... Wagiel wyglądał na kwitnącego, pełnego energii i to jest najważniejsza informacja.
Przyznam, że nie bardzo albo wręcz wcale nie zrozumiałem idei pierwszej części tego koncertu. Patrząc na to, kto występuje i z jakiej okazji, myślałem że artyści będą wykonywali piosnki Tadeusza Nalepy. A tu wychodzi Wojciech Waglewski i gra piosenki Voo Voo bez Voo Voo. Nie mam z tym żadnego problemu. Bardzo ładny występ. Ale lubię gdy widowisko ma jakąś myśl przewodnią, jakaś klamrę, która spina wszystko w jedną spójną całość. Z drugiej jednak strony, jeśli to Wojciech Waglewski albo Voo Voo, to jak dla mnie mogą sobie jechać na Metalmanie i śpiewać "Łobi Jabi" z Mateuszem na fleciku. Koncepcja całości w tym momencie przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.
Wszystkie występy wszystkich wykonawców wypadły w mojej ocenie bardzo godnie i był to znakomity koncert ale... Gdy go oglądałem, marzył mi się zupełnie inny występ: Wagiel i Mateo grają Nalepę. Już wyjaśniam dlaczego, bo to nie jest jakaś fanaberia, która zrodziła mi się w głowie tak od czapy. Otóż obaj wymienieni muzycy mają na swoim koncie wcale nieincydentalne epizody związane z twórczością Tadeusza Nalepy. Mateusz Pospieszalski był w 2001 roku kierownikiem muzycznym znakomitego koncertu "Czarno - czarny film. Piosenki Tadeusza Nalepy". Mateo przygotował własne aranże piosenek i wyszło tak znakomicie, że nie wiem czy można to zrobić lepiej? To znaczy wiem: można, jeśli dołoży się do tego Wagla. Niedawno miałem też wielki zaszczyt i przyjemność słuchać nagrań demo przygotowanych do tamtego koncertu. One dość mocno różniły się od finalnego efektu ale też były fenomenalne. Tak więc Mateo przy twórczości Nalepy nadłubał się naprawdę dużo a przy tym pokazał że doskonale czuje i rozumie tę muzykę. Natomiast Wojciech zwłaszcza w ostatnim czasie miewał różne doświadczenia. W ubiegłym roku wystąpił podczas bardzo dobrego koncertu "Tribute to Breakout" we Wrocławiu. Utwory, które wtedy wykonywał, ukazały się na płytach "Męskie Granie 2019" oraz "Męskie Granie 2019 - Dogrywka". Co prawda premiera wciąż się przesuwa ale pewnie wkrótce ukaże się płyta formacji Rita Pax pod tytułem "Tribute to Breakout". Na tym albumie również usłyszymy Wagla.
Generalnie Wojciech Waglewski miał w ubiegłym roku bardzo ciekawy plan dotyczący piosenki "Modlitwa". Niestety życie napisało inny scenariusz i plan nie został zrealizowany ale jak widać, ten Nalepa stale w głowie Wojciecha gdzieś tam gości. A na dodatek ma gitarę Nalepy. No i wczoraj występował podczas koncertu Breakout Days. Dziś też będzie. Tak więc pomyślałem sobie, że gdyby panowie Wagiel i Mateo połączyli kiedyś swoje siły z tym repertuarem, efekt mógłby być piorunujący. Moim zdaniem nie jest tak, że każdy tam sobie może wykonywać piosenki Tadeusza Nalepy i to zawsze wyjdzie fajnie. Te utwory trzeba naprawdę czuć. I Wojciech z Mateuszem ten warunek spełniają.
Dzisiaj podczas Breakout Days 2020 występuje Voo Voo. Transmisja tego wydarzenia mogłaby pewnie trochę zamknąć buzie takim wrednym ludziom jak ja. No ale oczywiście transmisji się nie spodziewam.
Dzisiaj podczas Breakout Days 2020 występuje Voo Voo. Transmisja tego wydarzenia mogłaby pewnie trochę zamknąć buzie takim wrednym ludziom jak ja. No ale oczywiście transmisji się nie spodziewam.
A ja sobie słucham "Modlitwy" z wczorajszego koncertu. Wszędzie słucham: w nocy zaraz po koncercie i jeszcze raz o 1.00, rano o 5.00 gdy się obudziłem, a teraz drugi raz w pracy. Pięknie to Wagiel zaśpiewał i zagrał. Zresztą, jak Pan Blog wspomniał, nie pierwszy raz, bo ten utwór ratuje płytę MG 2019.
OdpowiedzUsuń