Mam nadzieję że wielbiciele zespołu Voo Voo, Wojciecha Waglewskiego, Mateusza Pospieszalskiego, Karima Martusewicza, Michała Bryndala i projektów w które angażują się muzycy, znajdą tutaj dodatkowe źródło informacji.

sobota, 20 czerwca 2020

Karim Martusewicz we wspomnieniowym wpisie

Dokładnie 20 lat temu Karim Martusewicz ukończył studia w Grazu. Z tej też okazji opublikował na Facebooku długi wpis wypełniony wspominkami. Nie wszyscy mają Facebooka, więc nie wszyscy mogą przeczytać. Ja na przykład nie mam. Zatem poniżej zamieszczam wpis w całości, chociaż bez większości zdjęć:
"No i przyszedł czas na bardzo ważny post wspomnieniowy. Dla niektórych post pewnie będzie nudny, część z Was się w  nim odnajdzie, a może kogoś z Was nawet zaciekawi.
Ja najzwyczajniej w świecie czuję potrzebę podzielenia się bardzo ważną historią mojego życia, a bardziej oddania hołdu tym, dzięki którym mogłem tej historii być częścią.
Zaczynam:............
Dokładnie 20 lat temu, 20-go czerwca 2000 roku oficjalnie ukończyłem studia wtedy jeszcze w Hochschule fuer Musik und darstellende Kunst in Graz.... Teraz moja Szkoła ma w nazwie Universitaet.
Koncert dyplomowy grałem dzień wcześniej o 10-tej rano (prosto po powrocie z koncertu VooVoo w Bieszczadach - wiem, brzmi jak żart, ale to prawda!). Dotarłem w niedzielę 18-go na próbę generalną (przy pomocy Kuby Stankiewicza, który gdzieś po drodze przechwycił mnie swoim samochodem) zorany jak koń po westernie, w sali koncertowej zastałem tylko mojego ukochanego Profesora #waynedarling (wtedy, trochę mojego drugiego tatę), który czyścił mój kontrabas z kalafonii i wszelkich brudów.
Czułem się podle, bo moje koleżanki i koledzy z zespołu dyplomowego (m.in #sanniorasma #berniewimmer and my Great Friend For Ever - #horstmichaelschaffer - teraz leader słynnego #jazzbigbandgraz  ostatnią, ważną próbę grali znowu bez basisty... tzn. Wayne grał za mnie, ale to ja znałem dobrze program (22 trudne utwory i prawie 2,5 h grania ) i ja miałem grać koncert, a nie Wayne. 
No, ale co zrobić, tak wyglądały ostatnie dwa lata moich studiów w Grazu, odkąd zacząłem grać z #voovoo. 
Przez dwa lata praktycznie mieszkałem w pociągach.
VooVoo wówczas grało średnio po 100 koncertów rocznie, wszystkie dni miast, juwenalia itd..(nawet w Bieszczadach 🙂 🙂 🙂 ) . 
Ja zapieprzałem na trzy dni do Polski, wracałem w poniedziałek albo wtorek do Grazu na zajęcia, a w czwartek nerwowo przebierałem nogami, żeby zdążyć na ostatni pociąg do Polski.
20 lat temu dałem radę, teraz po dwóch tygodniach bym kojfnął.
No, ale co pewien czas trzeba wracać to the point. Dlatego let's go back...
Wróciłem z Bieszczad, spotkałem Wayne'a i bardzo zdecydowanym głosem oznajmiłem: "Hi Wayne, I'm ready to play". Na co mój Profesor odpowiedział: " I'm sure you're ready to go home. You'd better get some sleep, 'cause tomorrow you're finishing your school, Man "....Tak to chyba brzmiało.......
Wayne , zwłaszcza przez ten ostatni rok, bardzo mi pomagał.
Kiedy nie docierałem na czas, bo nie przecież austriackie koleje Oebb nawaliły, tylko inna znana krajowa firma kolejowa, Wayne grał zastępstwa na zespołacha, albo chodził mnie usprawiedliwiać u nauczycieli od jakiejś teorii, którzy mieli gulę za nieobecności.
Po dyplomie powiedział mi,  dlaczego to robił...
Kiedy sam był tuż przed dyplomem, wezwał Go na 9-letnią trasę Woody Herman i tu cytat: "and then my Profesor saved my ass, like I did it for you" ..........................
Oczywiście z nerwów i zmęczenia nie mogłem spać, a najbardziej przerażała mnie myśl grania o 10-tej rano, bo jak wspomniałem wcześniej od dwóch lat już grałem w Voo Voo i tak jak niejednokrotnie wspominany przeze mnie #alexdeutsch zauważył, że jeszcze przed skończeniem studiów, stałem się "working musician"...., a przestałem być good student.
Nie pamiętam już, o której godzinie byłem przed salą koncertową, ale na pewno tuż po otwarciu budynku.
Porozstawiałem wszystkie swoje basówki: 4,5,6-strunowe, fretlessy itd (Bo jak wspominam co pewien czas, od dwóch lat już grałem w Voo Voo i wszystkie pieniądze wydawałem na pociągi i nowe instrumenty, na które wcześniej nie było mnie stać)
Na salę wchodził Dziekan (niestety ŚP) #karlheinzmiklin , czyli po prostu Charlie i z charakterystyczną dla siebie (nie wiem skąd polską) szyderą, spytał: " co, już wystawiasz wszystko na sprzedaż?"
Ale tu znowu powrót do VooVoo (przez dwa lata zdążyłem się trochę uodpornić na "ciosy" 🙂 i żarcik Charliego uznałem po prostu jak very cool 🙂 )
Natomiast 10-ta rano mnie przerażała cały czas. Kiedy Dziekan zamknął drzwi, komisja (czyli genialni muzycy) oraz publiczność byli na sali, wkroczyła tzw. Mama Palatschinka, czyli Gigi Legenstein
Nigdy nie miałem starszej siostry, ale gdybym miał ją mieć, to musiałaby być to TYLKO GIGI!!!!
Gigi o 9.58 nalała mi szota czystej schłodzonej (przygotowanej dla mnie polskiej wódki), o 9.59 na drugą nogę, a potem powiedziała: "Jetzt play your ass off, mein Lieber!"
No i ugrałem....czego nie dograłem, to przynajmniej rozgrzałem publiczność, bo już kilkadziesiąt plenerków miałem za sobą 🙂.
Ci, z moich zacnych Profesorów, którzy wzięli do rąk moje transkrypcje z (znowu niestety ŚP) #nielshenningorstedpedersen i #victorbailey trochę kręcili głowami coraz bardziej i bardziej, ale Ci którzy olali nuty, bawili się świetnie.... Wiem, że obok moich Rodziców siedział m.in.  #ulirennert - Muzyk Fenomenalny, na którego wykłady z  improwizacji waliły tłumy. Jego język, klasa, kultura, inteligencja, a przy okazji wspaniałe poczucie humoru, dzięki któremu przemycał nam cenną wiedzę, to jest coś , co w wielu u nas "Grazowiczów" na pewno pozostało. 
Potem była balanga. Mama przywiozła barszcz czerwony, bo wiedziała, że #alexdeutsch go uwielbia jeszcze z czasów nowojorskich, były ogórki kiszone i siwucha, Jam Session do rana, przemówienia ze łzami w oczach, a potem trzeba się było za dwa dni spakować, oddać klucze w akademiku i zdążyć na koncert z Voo Voo na rynku we Wrocławiu.....
Mógłbym tak pisać i pisać, ale na koniec muszę wspomnieć Wspaniałych Muzyków, którzy mieli mnie (nas) pod skrzydłami, a którzy nawet jedną wskazówką pozostawili na całe moje życie muzyczne swój ślad:
#heinrichvonkalnein #guetnerbrueck , #harryneuwirth #sigifeigl
#kubastankiewicz 
Niestety R.I.P : #fritzpauer #erichbachtraegl #charliemiklin #markmurphy
Nie wiem, czy wiadomość dotrze, ale z całego serca ściskam
wieloletni mózg naszego wydziału, niezastąpioną Frau #ingridwindisch !!!!
Dziękuję Ci My Mofo #harrytanschek , że byleś pierwszym kolegą, jak się póżniej okazało Przyjacielem, który do mnie wyciągnął rękę!!!!
W załączeniu wysyłam kilka fotek znalezionych w archiwum.
Nr1. tu jestem tuż po odebraniu od introligatora egzemplarza mojej pracy magisterskiej na tle dyplomu (UWAGA!!! wyglądam jak w trakcie balangi, ale to była akurat kolejna nieprzespana doba, żeby zdążyć na czas)
Tu muszę bezwzględnie po 20 latach podziękować moim Przyjaciołom, bez których bym tej pracy nie zrobił.
Stefan - wspaniały basista, a przede wszystkim Człowiek i  Przyjaciel #stefangfrerrer  oraz nasz "Herr Doktor" z akademika, który pewnie teraz jest na froncie walki z Covid-19 w szpitalu LKH Graz #thomasvalentin . Dzięki Wam mój slangowy niemiecki,
został przełożony na język nie-slangowy i poprawny, a dzięki Herr Doktorowi dodatkowo na naukowy i wyedytowny w Wordzie!!!
20 lat temu to był wyczyn!!!!!
Dlatego zamieszczam też fotki z mojej pracy magisterskiej, którą robiłem chyba na pierwszej wersji programu Finale 🙂
Na kolejnych mój  Prof. Wanye Darling oraz Niels Henning Orsted Pedersen, o którym pisałem pracę i dzięki Wayne'owi Go poznałem i jeden egzeplarz wręczyłem....Niestety kilka lat poźniej trzeba było do Nielsa dopisywać R.I.P...
Potem zdjęcie Wayna i moje, chyba po pierwszym roku, kiedy Wayne nauczył mnie jak pokazywać kolegom w czasie grania gest pewnej polskiej posłanki....
Na koniec fota rzeźby, którą zrobił dla mnie mój brat Jacek - wtedy młody asystent warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, teraz Profesor tejże samej ....
No i już naprawdę na  sam koniec...:
Nie studiowałbym w mojej ukochanej Uczelni, a przede wszystkim nie poznałbym Świata, gdyby nie namowa mojego ówczesnego Profesora z Bednarskiej , a tak naprawdę wspaniałego kontrabasisty jazzowego #mariuszbogdanowicz.
To On mnie namówił, wręcz wykopał z tamtej Polski i przygotował do egzaminu. Ja tylko zagrałem i zdałem egzamin, a jako jeszcze przedstawiciel tzw. bloku wschodniego, za studia nie musiałem płacić.
Tak czy inaczej utrzymanie w Austrii  w tamtych czasach było potwornie trudne. Udało się to tylko i wyłącznie dzięki Mojemu Tacie, który wiem, że łapał wszelkie możliwe roboty, żeby mi pomóc i żebym mógł Studia dokończyć.
Mam nadzieję, Tato, że Twój trud nie poszedł na marne i z góry
cały czas mi kibicujesz.
Tobie dedykuję cały piękny czas Grazu i Wszystko, co temu zawdzięczam!!!!! Tobie dedykuję moje osiągnięcia, do których wiem, że przyczynił się Graz.....Bardzo chciałbym Cię teraz uściskać.......
Karim.....no i dzięki Grazowi Karimski...."

3 komentarze:

  1. Fajne wspomnienia. Dzięki Blogu za przedruk, bo też nie mam fb, a Karim ma chyba zamknięty. Szkoda, że zdjęć nie ma. Dla Karima - najlepszego!

    OdpowiedzUsuń
  2. :-) Dzięki za publikację, też nie mam FB.

    sweet!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety już mam. Ale innym odradzam. Szybko człowiek dowiaduje się, że wielu jego znajomych wcale nie jest takimi fajnymi jak się wcześniej wydawało. Dzięki za odwiedziny na blogu.

      Usuń