Mam nadzieję że wielbiciele zespołu Voo Voo, Wojciecha Waglewskiego, Mateusza Pospieszalskiego, Karima Martusewicza, Michała Bryndala i projektów w które angażują się muzycy, znajdą tutaj dodatkowe źródło informacji.

niedziela, 7 grudnia 2014

Apel twórców

3 listopada na stronie www.apeltworcow.pl  ukazał się "Apel w sprawie opłaty od czystych nośników skierowany do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego" podpisany przez 600 twórców. Lektura tekstu wywołała moją irytację, która jest tym większa że podpisał się pod nim również człowiek którego cenię i szanuję, czyli Wojciech Waglewski. Za podobne postulaty Zbigniew Hołdys został blisko 3 lata temu bardzo dokładnie wyrównany z ziemią, a wręcz wdeptany 100 metrów pod jej powierzchnię na łamach portalu wolnemedia.net, co można przypomnieć sobie TUTAJ. Ja oczywiście podobnych intencji względem Wojciecha Waglewskiego nie mam, niemniej jednak problem jest i warto się nad nim mocniej pochylić.
W apelu przeczytać możemy między innymi: "My, twórcy kultury, artyści i wydawcy jesteśmy zbulwersowani ostatnimi działaniami przedstawicieli producentów i importerów urządzeń elektronicznych i reprograficznych. Nie zgadzamy się, by ich odmowa ponoszenia opłat z tytułu tzw. czystych nośników narażała polską kulturę na dalsze straty."
Aby przybliżyć trochę o co chodzi, cytat z portalu gazetaprawna.pl: "Zgodnie z obecnie obowiązującym rozporządzeniem opłaty są pobierane m.in. od kserokopiarek, skanerów, magnetowidów oraz czystych nośników, a więc kaset magnetofonowych, kaset VHS, płyt CD i DVD, papieru do kopiarek. Opłata nie obejmuje np. smartfonów, tabletów czy odtwarzaczy mp3, czego oczekują twórcy."
Powracając do apelu, możemy w nim przeczytać również: "Społeczeństwo rozumie potrzebę wynagradzania pracy twórców." Czy faktycznie??? Najbardziej kuriozalnie wydaje się brzmieć zdanie: "Manipulacją jest też nazywanie opłaty od czystych nośników podatkiem, podczas gdy jest to wynagrodzenie należne prywatnym osobom – autorom i artystom – za korzystanie z ich utworów."
Nieodparcie nasuwa się  pytanie: ale jakim osobom prywatnym? Jakim autorom i artystom? Jakich utworów? Za co to wynagrodzenie? Za to, że student nagra sobie na płycie swoją pracę magisterską albo zrobi ksero dowodu osobistego? I do kogo to wynagrodzenie ma trafić? Czy jeżeli pan Ziutek uważa się za twórcę bo lepi ludziki z kasztanów to też należą mu się pieniądze? Jakie są kryteria określania kto jest twórcą, któremu należą się pieniądze a kto nie? 
Coraz częściej można usłyszeć o rozmaitych przybytkach, począwszy od zakładów fryzjerskich a na restauracjach skończywszy, nachodzonych są przez przedstawicieli najrozmaitszych organizacji, którzy twierdzą, że reprezentują interesy twórców. Znowu nie bardzo wiadomo jakich twórców, zwłaszcza że do jednej takiej restauracji potrafi zgłosić się kilka stowarzyszeń i każde z nich w świetle prawa reprezentuje wszystkich twórców, niezależnie od tego czy podpisało z nimi jakiekolwiek umowy czy też nie. Każde domaga się pieniędzy za to samo, czyli za to że w lokalu stoi telewizor albo leci muzyka z radioodbiornika. A w owym radiu czy telewizorze może pojawić się każdy. Nikt nie kontroluje tego kto przygrywał z głośników do kotleta panu Cześkowi w restauracji. Jaka jest zatem szansa, że pieniądze pobrane przez którąś z organizacji trafią rzeczywiście do artysty, którego utwór był faktycznie emitowany? Żadna. Więc do kogo te pieniądze trafiają i według jakich kryteriów? Przy czym warto wspomnieć, że rozgłośnie radiowe ani też stacje telewizyjne nie nadają programów za darmo. Twórcom emitowanych treści wypłacane są wynagrodzenia, które trafiają oczywiście do stowarzyszeń reprezentujących artystów.
Czyli tak: artysta nagrywa płytę. Jeżeli to jest dobra płyta, sprzedaje ją i uzyskuje może niezbyt wielkie pieniądze ale jednak otrzymuje. Niestety albo stety świat idzie do przodu i dziś już w coraz mniejszym stopniu sprzedaje się albumy na tradycyjnych nośnikach. Co nie oznacza że artysta napracował się za darmo. Płyta trafia bowiem zgodnie z duchem czasu do rozmaitych serwisów, na których osoby zainteresowane mogą sobie nabyć bądź to całą zawartość, bądź też pojedyncze nagrania pod postacią plików. Oczywiście nie za darmo, więc artysta znowu dostaje pieniądze. Ta sama płyta trafia również do serwisów streamingowych typu np. Deezer czy Spotify, które oferują odbiorcom co prawda darmowe słuchanie zawartości ale artyści ponownie otrzymują z tego tytułu pieniądze. Nie są to kokosy ale jednak. Jeżeli nagrania trafią na YouTube, po spełnieniu pewnych prostych warunków twórca lub twórcy otrzymują honoraria.
Tymczasem artysta rusza w trasę koncertową i sprzedaje po raz kolejny ten sam materiał. Koncert można też wydać na DVD, na rynek można wypuścić specjalną edycję płyty i zrobić wiele innych rzeczy, które przynoszą wymierny zysk. Nagrania, które wielu z nas już sobie kupiło albo pod postacią płyty albo pliku dźwiękowego, trafiają też do radia i telewizji. Za ich nadawanie w mediach pobierana jest opłata na rzecz twórców, za ich odbiór w miejscach publicznych również a do tego wszystkiego jeszcze dochodzi abonament RTV. Rodzi się proste pytanie: ile razy można zapłacić za tą samą rybę?
Smaczku sprawie dodaje fakt, że o ile się nie mylę to każdy, dowolny pan Ziutek z panem Mietkiem, Wieśkiem i Cześkiem  może sobie założyć stowarzyszenie, które nazwie na przykład Związek Producentów Prześladowanych albo w jakiś sposób innych, a następnie wpisać sobie w statut działalność polegającą na egzekwowaniu środków finansowych z tytułu praw autorskich. A potem nachodzić przydrożne zajazdy domagając się podpisywania umów. Pomysł na życie może fajny ale przy wszystkich wątpliwościach aż nadto przypominający działalność "grup towarzyskich" nękających te same lokale i domagających się opłat w zamian za ochronę. 
Jestem jak niemal każdy odbiorcą wszelkiego rodzaju przekazów zamieszczanych w mediach oraz użytkowaniem wszelkich niezbędnych dziś urządzeń typu np ksero i chciałbym wiedzieć co ma piernik do wiatraka? Komu oprócz producenta należą się pieniądze za to że kupię sobie na przykład 100 czystych płytek CD? A może ja nie chcę na nich nic nagrywać tylko udekorować nimi ścianę w domu kultury. Pomysł aby kazać każdemu uiszczać dodatkową opłatę za te płytki, bo być może nagra sobie na niej jakiś pirackie pliki jest skrajnie absurdalny. Czy naprawdę uważacie drodzy twórcy, że chcecie traktować wszystkich swoich fanów jako potencjalnych złodziei, od których  w dodatku należy pobierać opłaty na rzecz przyszłych przestępstw, których być może się dopuszczą? A może zamiast szargać swój zdobywany przez lata autorytet i posiłkować się absurdalnymi argumentami, które średnio rozgarniętego człowieka przyprawiają o ból głowy, powinniście całą tą energię skierować w kierunku wypracowania takich rozwiązań, które doprowadziłyby do utworzenia wyłącznie jednej organizacji która zbierałaby tantiemy. Takiej, która będzie działała w sposób całkowicie transparentny. Sklepikarze, restauracje, fryzjerzy, lotniska i wiele innych instytucji pewnie znacznie szybciej wniosą opłaty, gdy będzie trzeba zapłacić za to samo tylko raz. Pamiętajcie, że im więcej tych wszystkich stowarzyszeń, tym większą armię ludzi musicie wyżywić swoją pracą, więc może się tak zdarzyć, że dla was już zabraknie. Tylko do ZPAV-u w ubiegłym roku tantiemy odprowadzało 50 tyś. rozmaitych punktów handlowych i usługowych. Naprawdę wierzycie, że w tym całym systemie jest mało kasy? Czy naprawdę chcecie nam powiedzieć, że tylko dlatego że ktoś uważa się za artystę to należą mu się jakieś pieniądze??? Pod tym apelem podpisał się również Zygmunt (Muniek) Staszczyk. Facet który pochwalił się w rozmowie z  "Twoim Stylem" że zarabia około miliona rocznie. "Z koncertów tak rocznie, jak patrzę na PIT, mam 350-400 tysięcy, z tantiem około pół miliona, a z płyt z 50 tysięcy" - wyjawił. Ale jeszcze jak widać mu mało skoro się podpisał pod apelem, co świadczy chyba o lekkim oderwaniu od realiów społecznych w tym kraju. Nie wiem drodzy artyści, może idźcie do Muńka i zapytajcie skąd wziąć pieniądze bo jak widać, jeżeli ktoś reprezentuje zadowalający widownię poziom to wcale nie musi w Polsce przymierać głodem.
Mamy bowiem do czynienia z ogromną grupą osób, które pomimo iż uznawane za opiniotwórcze, jakoś nie są w stanie przekonać opinii publicznej do swoich racji w tym temacie i że chodzi o coś więcej niż tylko skok na kasę. Dlatego wydaje mi się, że artyści zamiast dążyć do rozwiązań siłowych czyli do stworzenia przymusu płacenia za pomocą rozwiązań prawnych, w pierwszej kolejności powinni skupić się na wyjaśnieniu swoim odbiorcom tych i wielu innych wątpliwości.
Rozmaite talent-showy którymi jesteśmy obficie raczeni w ostatnich latach przez wszystkie większe stacje telewizyjne, najlepiej pokazują ile osób myśli o sobie że jest artystami. Czy tylko dlatego, że tak im się wydaje, mamy ich wszystkich utrzymywać? Jeżeli ktoś nie potrafi utrzymać się z muzyki to może powinien dopuścić do siebie myśl, że jest artystą słabym.
Podstawą do jakiejkolwiek dyskusji na temat kolejnych pieniędzy powinno być wprowadzenie przejrzystości w dzieleniu tych już zbieranych. Wówczas to może się okazać, że gdy każdemu będzie płacone wg zasług i włożonej pracy, dobrzy artyści utrzymają się bez żadnych problemów. A ci słabsi? No cóż... Ponoć Islandia cały czas potrzebuje rąk do pracy. I naprawdę dobrze płacą. Nie ma obowiązku bycia artystą.
Tymczasem jednak sprawa czystych nośników ma swój ciąg dalszy. Oto bowiem Sławomir Pietrzak, szef SP Records, wydającej płyty Kazika i Kultu, na portalu dziennikpolski24.pl raczył wypowiedzieć się w sposób następujący: "Mój najpopularniejszy zespół sprzedaje po 5 tysięcy egzemplarzy każdej płyty. Tymczasem podczas trasy koncertowej na jego występy przychodzi 200 tysięcy osób. Coś więc jest tu nie tak. Skąd 195 tys. fanów zna jego muzykę? Najwidoczniej sobie przegrało. Mój zespół i ja na tym tracimy. Dlatego trzeba wprowadzić opłatę reprograficzną na nowe nośniki. Skorzysta z tego cała branża". Przyznam szczerze, że już nawet nie wiem jak to nazwać, żeby zachować mimo wszystko kulturalny ton tego tekstu. Pan Pietrzak udaje, że żyje w latach 80-tych i nie wie gdzie się znajduje. Zastanówmy się... Skąd ludzie mogą znać Kazika??? Z radia? Z telewizji? Z YouTube? Ze Spotify? Z Deezera? Z WiMPa? Z pomarańczowych plakatów? Z licznych felietonów, które napisał w prasie? Z książek? Z Facebooka? Ale pan Pietrzak udaje najwyraźniej że to wszystko nie istnieje. I to jest kolejny przykład na to, o jak żałosne argumenty oparta jest ta cała dyskusja. Żeby było zabawniej, pomysł na swoim Facebooku kategorycznie krytykuje Kazik, pisząc między innymi: "Pomysł obłożenia podatkiem różnych ustrojstw uważam za skandaliczny. Każdy podatek jest złem , bowiem zabiera nam uczciwie zarobione pieniądze (nieuczciwie zarobione przeważnie są nieopodatkowane) pod groźbą sankcji prawnej." Jak więc widać, Kazik najwyraźniej nie skarży się, że nie ma za co żyć w swoim mieszkaniu na Teneryfie, gdzie spędza czas gdy akurat nie koncertuje.
Cała sprawa wywołała tak wielkie oburzenie, że w dniu 5 grudnia w "Dzienniku Polskim" ukazało się wyjaśnienie z którego wynika, że w wypowiedzi szefa SP Records nie chodziło wcale o Kazika ani też zespół Kult. Ale moment... To SP Records ma jakiegoś popularniejszego wykonawcę niż Kult??? I na jego koncerty przychodzi rocznie 200 tysięcy osób??? Jaka szkoda, że świat o nim dotąd nie słyszał. Widać wyraźnie, że traktuje się nas - odbiorców sztuki jak zwykłych idiotów. Właśnie w takiej retoryce utrzymany jest też cały ten apel twórców. Ale OK. Spróbujmy na chwilę przyjąć ten karkołomny sposób myślenia szefa SP Records. Jesteśmy na innej planecie i muzykę można usłyszeć tylko na płytach CD. No i oczywiście na koncertach. Kazik wydaje płytę, sprzedaje się 5 tyś. sztuk ale na koncert przychodzi 200 tyś. ludzi. Zachodzi poważne podejrzenie, że widzowie wcześniej spiracili sobie płytę. Pan Pietrzak oznajmia: "Skąd 195 tys. fanów zna jego muzykę? Najwidoczniej sobie przegrało. Mój zespół i ja na tym tracimy." I w tym momencie ten wyimaginowany świat zaczyna się sypać. No bo jak tracimy, skoro nielegalne skopiowanie płyt okazało się tak znakomitą formą promocji, że na koncert przyszło i zapłaciło za bilety 200 tyś. ludzi???
Jedno jest pewne: jeżeli ktoś tak jak Muniek uważa że milion złotych rocznie to wciąż mało, żadne rozwiązania nie zaspokoją jego potrzeb bo zawsze będzie mało.
Okradani artyści... Brzmi strasznie. Jednak czy rzeczywiście?
Ilustracja na samej górze przedstawia część moich płyt Wojciecha Waglewskiego. Kupuję je, bo uważam że są tego warte a poza tym wiem za co płacę. Natomiast nie kupuję np. płyt pana Muńka bo jakoś nie specjalnie za nim przepadam i nie zamierzam mu płacić tak po prostu bo tak.
Powyższy tekst to ledwie zarys problemu. Tych, którzy chcą dalej zgłębiać temat odsyłam:
TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ,
Ciąg dalszy pewnie nastąpi.



"Z koncertów tak rocznie, jak patrzę na PIT, mam 350-400 tysięcy, z tantiem około pół miliona, a z płyt z 50 tysięcy"

Czytaj więcej na http://muzyka.interia.pl/alternatywa/news/ile-zarabia-muniek-staszczyk,1627782,45?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
"Z koncertów tak rocznie, jak patrzę na PIT, mam 350-400 tysięcy, z tantiem około pół miliona, a z płyt z 50 tysięcy"

Czytaj więcej na http://muzyka.interia.pl/alternatywa/news/ile-zarabia-muniek-staszczyk,1627782,45?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
"Z koncertów tak rocznie, jak patrzę na PIT, mam 350-400 tysięcy, z tantiem około pół miliona, a z płyt z 50 tysięcy"

Czytaj więcej na http://muzyka.interia.pl/alternatywa/news/ile-zarabia-muniek-staszczyk,1627782,45?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_c
"Z koncertów tak rocznie, jak patrzę na PIT, mam 350-400 tysięcy, z tantiem około pół miliona, a z płyt z 50 tysięcy"

Czytaj więcej na http://muzyka.interia.pl/alternatywa/news/ile-zarabia-muniek-staszczyk,1627782,45?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz