Mam nadzieję że wielbiciele zespołu Voo Voo, Wojciecha Waglewskiego, Mateusza Pospieszalskiego, Karima Martusewicza, Michała Bryndala i projektów w które angażują się muzycy, znajdą tutaj dodatkowe źródło informacji.

środa, 12 sierpnia 2020

Wspomnień czar - Najmniejszy Koncert Świata

Kilkanaście lat temu, dostrzegłem w kiosku DVD zespołu T.LOVE, zatytułowane "Najmniejszy Koncert Świata". Cena zniechęciła mnie wtedy do zakupu ale pamiętam, że sama idea zrobiła na mnie duże wrażenie. Tym bardziej uradowała mnie w 2009 roku informacja, że wydawca zamierza iść za ciosem i wypuścić całą serię takich występów na DVD a wśród wykonawców będą Voo Voo i Haydamaky. 
Wiadomość o płycie oczywiście ucieszyła ale w tej samej sekundzie, gdy dowiedziałem się o tym, w głowie zrodziło się pytanie: jak się znaleźć na tym koncercie? 
Sytuacja dość szybko się wyjaśniła: okazało się, że jedyna droga to zwycięstwo w konkursie organizowanym przez radio Roxy FM. Szczegółów już nie pamiętam ale z grubsza chodziło o to, że za pomocą wiadomości SMS trzeba było przesłać odpowiedzi na jakieś pytania. Te smsy tam kilka złotych kosztowały ale uznałem, że to nie ma żadnego znaczenia. Plan był taki, aby wysłać ich setkę, gdyż uważałem że warto to zrobić aby uczestniczyć w tym niewątpliwym wydarzeniu. Ostatecznie jednak zdążyłem wysłać chyba jedynie ze 3, gdy otrzymałem telefon z radia i dowiedziałem się że wygrałem. Porozmawiałem chwilkę z sympatycznymi paniami z radia a pół godzinki później cała rozmowa poszła na antenie, rzekomo na żywo. Panie budowały w studio napięcie: ciekawe kto tym razem będzie miał szczęście? Ale ja już od 30 minut wiedziałem kto. 
W koncercie miało wziąć udział 20 osób. 
Organizatorzy poprosili nas abyśmy o określonej porze zjawili się na dworcu kolejowym w Krakowie. To już był 2010 rok. Pamiętam, że była końcówka stycznia i tragiczny mróz. Na miejscu, przedstawicielka organizatorów poinformowała nas, że z różnych przyczyn w wydarzeniu weźmie udział jedynie 17 osób. W sumie jeszcze lepiej - pomyślałem sobie. 
Zostaliśmy zapakowani w jakieś chyba busy (nie pamiętam już) i przetransportowani do miejsca zwącego się Alvernia Studios. Wrażenie kolosalne, chociaż znacznie trafniejsze byłoby określenie: kosmiczne. Dosłownie. Warto sobie wygooglać tę nazwę. Otóż kompleks wygląda jak baza księżycowa. Obiekt jest dosyć silnie strzeżony a strażnicy wyglądają jakby byli jakimiś pracownikami NASA albo coś w tym stylu. Jeśli budynki z zewnątrz szokują wyglądem, to wewnątrz jest jeszcze ciekawiej. Wnętrza stylizowane są na scenografie według projektów Hansa Rudolfa Gigera z filmów "Obcy". Drzwi otwierane jak na statkach kosmicznych itd. Już samo wejście do WC może zrobić ogromne wrażenie. A tam jest tak urządzone wszystko. Nie wstawię żadnych zdjęć tego obiektu, bo zdaje się, że podpisaliśmy jakieś lojalki, że tego nie uczynimy. 
Koncert niestety nie był porywającym wydarzeniem. Atmosfera nie była najlepsza. Już po kilku chwilach Wojciech Waglewski zażądał aby ustalić, czy scena jest dla muzyków czy dla kamerzystów. Różne podobne drobiazgi cały czas się tam wydarzały. Ale koncert okazał się najmniej istotnym elementem tej całej imprezy. 
Po nagraniach zostaliśmy zawiezieni na nocleg do jakiegoś hotelu, zajazdu czy czegoś podobnego. Tam czekała już na nas kolacja. Dwa ogromne stoły zastawione świetnym jedzeniem i trunkami. A do tego wszystkiego wykonawcy. Zespół Haydamaky stawił się w komplecie a zespół Voo Voo w osobach Wojciecha i Karima. Oprócz tego na kolacji byli też obecni ludzie z produkcji oraz Mirek Olszówka - ówczesny menadżer Voo Voo. W sumie sporo osób. 
Zupełnie nie wiem, co tam się działo u Haydamaków, bo siedzieli przy innym stole. Ja siedziałem tak, że po lewej miałem Karima a naprzeciw siedział Wojciech. Jednak o godzinie gdzieś tak 20.00, może 21.00, wokalista Haydamaków wstał i palcem wskazał swojemu zespołowi drzwi. A ci grzecznie rozeszli się do pokojów spać. Wywołało to spore zdziwienie ale cóż... takie obyczaje. Jedynie gitarzysta Ołeksandr Demjanenko nie usłuchał i gdzieś tam nadal się kręcił. Rozmawiałem z nim chwilę, pytałem czemu nie idzie spać? Odpowiedział, że ma to w d....
Tymczasem przy naszym stole impreza mocno się rozkręcała. Była to okazja by usłyszeć wiele ciekawych anegdot od Wojtka i Karima, można było pytać o wszystko.
Pamiętam, że na przykład Wojtek przekonywał, że świat się jeszcze nie kończy bo ludzie nadal dla sztuki gotowi są zrobić wiele. I przywołał autentyczną historię, jak jakiś gość zatrudnił się gdzieś w galerii sztuki jako sprzątacz. Pracował tam przez pół roku tylko po to aby podmienić jeden z obrazów na kopię. Długo trwało zanim ktokolwiek się zorientował. Gdy to jednak nastąpiło, dość szybko namierzono sprawcę. Okazało się że oryginał trzymał gdzieś u rodziców czy u dziadków na szafie. Odwiedzał ich raz w tygodniu, zamykał się w pokoju na dwie godziny sam na sam z obrazem i delektował się widokiem.
Ta impreza była setkę razy lepszą nagrodą niż cały ten koncert. Gdzieś tak myślę, że koło godziny 2.00 nad ranem, uczestnicy rozeszli się spać. Wojciech bardzo się poświecił i siedział ze wszystkimi do samego końca tego after party. Rano jeszcze pożegnalne śniadanie i pamiętam, że zwycięzcy konkursu mieli zostać odwiezieni na dworzec do Krakowa, natomiast Wagiel i Karim gdzieś tam zamierzali ewakuować się we własnym zakresie. Powstał jednak problem, gdyż Waglowi w niejasnych okolicznościach zginęła czapka. Takie miałem wrażenie, jakbym przez chwilę był głównym podejrzanym o jej buchnięcie ale na szczęście się znalazła. No i tyle. Odwieźli nas na dworzec, jeszcze tylko podróż przez cały kraj i już byłem w domu. 
Historia jednak miała swój ciąg dalszy bo przecież wszyscy uczestnicy wydarzenia czekali na DVD. No i tu trzeba powiedzieć, że nie mieliśmy szczęścia. Już nie pamiętam czy powiedział mi to Yach Paszkiewicz czy może ktoś inny ale jeszcze na etapie montażu dowiedziałem się, że koncert jest tak tragicznie zarejestrowany, że właściwie nie ma możliwości go sensownie zmontować. 
Jednak pół roku wcześniej, 23 maja 2009 roku, Voo Voo wraz z Haydamakami grali aż dwa koncerty tego samego dnia. Jeden w Gdańsku a drugi w Warszawie. Oba te wydarzenia rejestrowały ekipy Yaha Paszkiewicza. 
Przyznam szczerze, że gdy upragnione DVD się ukazało, ani razu nie byłem tak twardy aby obejrzeć całość. Raz przebrnąłem przez większość. I z tego co zapamiętałem, wyglądało to w ten sposób, że są tam jakieś fragmenty zarejestrowane w Alvernia Studios, przemieszane z fragmentami z Gdańska, Warszawy i jakimiś animacjami. Generalnie tragedia. Oczywiście było żal, że tak się to skończyło, bo mogła to być fajna pamiątka na całe życie, ale możliwość zwiedzenia Alvernia Studios oraz impreza z Wojciechem i Karimem, mocno rekompensowały tę sytuację. 
Cóż można powiedzieć? Nie polecam nikomu tego DVD. Ale całość zawsze będę miło wspominał i naprawdę cieszę się, że miałem okazję przeżyć taką przygodę.
Na zdjęciu u góry uwiecznieni zostali zwycięzcy konkursu (nie wszyscy) oraz znany Państwu skądinąd Pan z winkiem.

4 komentarze:

  1. "Na miejscu, przedstawicielka organizatorów poinformowała nas, że z różnych przyczyn w wydarzeniu weźmie udział jedynie 17 osób."

    W jaki sposób odstrzelono niechcianą trójkę? Losowaliście?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już wyjaśniam. To co napisałem, mogło tak zabrzmieć jakby na miejscu komuś podziękowano za udział w imprezie. W rzeczywistości jednak komuś coś tam na ostatnią chwilę wyskoczyło, ktoś tam inny nie dopełnił w terminie jakichś formalności regulaminowych i zrobiło się 17 osób. Wszyscy, którzy dotarli do Krakowa, uczestniczyli w koncercie.

      Usuń
    2. Mam podobne wrażenia po zeszłorocznej (luty 2019) premierze materiału "Za niebawem" na dwóch koncertach w Przybysławicach - Dwór na wichrowym wzgórzu. Mijanki z ukochanym zespołem na korytarzu, przy śniadaniu, po koncercie. Żałuję tylko, że nie miałem odwagi żeby wejść na salę podczas prób. A było słychać na cały dom. W sumie mogłem dyskretnie zapytać czy gdybym wszedł to stałoby się coś złego. Tego żałuję, ale poza tym to były dwa cudowne dni w pięknym miejscu. Niezapomniane. I pamiętam jak pierwszego dnia Wagiel zagrał "Niedzielę" to mi łzy do oczu napłynęły. Na biało czerwonej gitarze walnął taką solówkę, że klękajcie narody.

      Usuń
  2. Miło przypomnieć sobie jak to było być wśród tej szczęśliwej 17. Również koncert wspominam nie za dobrze, ze względu na bardzo małą przestrzeń, kamerzyści i przerwy między utworami i ogólne wrażenie że bardzo wszystko ustawiane musiało być. Informacja że nie udało się dobrego materiału nagrać wydaje się dziwna. Jednak późniejsza kolacja nadgoniła wszystko, niezapomniana atmosfera, dobre jedzenie i trunki w sumie bez ograniczeń :)

    OdpowiedzUsuń