27 i 28 marca podczas Przeglądu
Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu zaprezentowany został najnowszy spektakl w
reżyserii Jerzego Bielunasa, zatytułowany "Głuptaska". Muzykę do
przedstawienia napisał Mateusz Pospieszalski.
Nie udało mi się być na czwartkowej
premierze ale obejrzałem widowisko dzień później, wraz z licznymi
przedstawicielami Rodziny Pospieszalskich na widowni.
W zasadzie o samym spektaklu
trudno napisać coś więcej niż to, co zawarte zostało w anonsach prasowych,
które pojawiły się przed premierą. Te zdradzały właściwie wszystko. Dla tych,
którzy ich nie czytali, w największym skrócie: "Głuptaska" jest
swobodną adaptacją powieści Swietłany Wasilenko. Jest to opowieść o traumie
związanej z alarmem przeciwatomowym, ogłoszonym w Związku Radzieckim w 1962 roku.
Tytułowa Głuptaska, czyli upośledzona umysłowo Nadźka, nie zostaje uwzględniona
podczas ewakuacji. Wszystko to przepuszczone jest przez filtr bezmyślnych gier
komputerowych, których tematem jest apokalipsa i zestawione w kontraście z
komentarzami internautów, chwalących się wrażeniami z wycieczki do Czarnobyla.
W głównych rolach na scenie pojawiają się Kinga Preis oraz Małgorzata
Hajewska-Krzysztofik. Od strony muzycznej, na scenie pojawiają się chór
cerkiewny Oktoich, oraz Mateusz, Barbara, Szczepan i Łukasz Pospieszalscy.
A skoro trudno do tego coś dodać,
napiszę słów kilka o wrażeniach. Całość zrealizowana jest bardzo sprawnie. Ci
którzy znają trochę dotychczasowe dokonania Jerzego Bielunasa, mniej więcej
wiedzą czego mogą się spodziewać. Dosyć skromna scenografia wzbogacona jest
efektami multimedialnymi. Kinga Preis to Kinga Preis; odnajduje się w każdej
roli. Wraz z Małgorzatą Hajewską-Krzysztofik stanowią sprawny duet, na którym
opiera się cała fabuła.
Mateusz Pospieszalski pokazał się
jako eksperymentator sięgający po bardziej nowoczesne niż zazwyczaj brzmienia,
chociaż trzeba powiedzieć że nie brakuje też tego, co w muzyce od dawna
sprawdzone. Strzałem w dziesiątkę, jeśli nie w setkę, okazało się zaangażowanie
chóru Oktoich. Mieszanka muzycznych stylów zdecydowanie nie jest dobrana na
zasadzie "dla każdego coś miłego". Nie są to dźwięki "dla wszystkich i dla nikogo". Ale jeśli już ta muzyka do kogoś dociera, urzeka
dogłębnie i bezwzględnie. Osobiście jestem zachwycony. To co usłyszałem, przerosło
zdecydowanie moje oczekiwania. Ze względu na różnorodność stylów po które
sięgnął Mateo, trudno napisać coś, co odnosiłoby się do każdego utworu tak
samo. Ale nie ulega wątpliwości, że spora część tych kompozycji dosłownie
rozkłada na łopatki swoim pięknem. Chwilami można dostrzec naleciałości z
ostatniej płyty Voo Voo. Konkretnie mam tu na myśli zaśpiewki o treści
"UuUuUuUu". Na to akurat mam ostatnio alergię. Tak czy inaczej
potencjał tej muzyki jest ogromny, dlatego trudno nie zastanawiać się: co dalej?
Bo takimi wspaniałymi kompozycjami, które zostały napisane do różnych spektakli
i z którymi zapoznać się miała okazję jedynie garstka zapaleńców, Mateusz ma
zapełniony zapewne dysk twardy o pokaźnej pojemności. Kto nie mieszka w
miastach, w których wystawiane są spektakle Jerzego Bielunasa, ma w zasadzie
znikomą szansę by poznać muzykę, którą tworzy do nich Mateo. Nawet gdyby te
kompozycje były sprzedawane na płytach wyłącznie przed spektaklami, tak jak
sprzedaje się programy, byłaby to lepsza sytuacja niż obecnie, gdyż dawałaby
widzowi jakąkolwiek szansę, by wrócić do tego, co na sali teatralnej jest
tak ulotne. Nabywców z pewnością by nie zabrakło. Współczesny show biznes
wymyślił całą masę pomysłów na to, by sprzedać na 10 różnych sposobów to samo.
Z pewnością warto po któryś sięgnąć, by sztuka zagościła pod strzechy.
Przypomnę, że Mateusz dłuższy już czas temu zapowiadał w jednym z wywiadów
powrót do tych starszych rzeczy i systematyczne wydawanie ich na płytach. Od
tamtego czasu nic takiego nie nastąpiło. Powód jak podejrzewam, jest prosty:
brak czasu. Trudno się dziwić. Po piątkowym przedstawieniu Mateusz wyznał, że
ostatnie tygodnie były dla Niego wyjątkowo intensywne i pracowite. W
efekcie zrezygnował z pracy nad dużym projektem muzycznym, by znaleźć trochę
czasu dla siebie i dla rodziny. Z pewnością zasłużył na odpoczynek ale czy
będzie potrafił długo odpoczywać, w to wątpię. Tak czy inaczej, warto moim
zdaniem wybiegać myślami w przyszłość. Skoro Mateo od tak wielu lat angażuje
się twórczo w Przegląd Piosenki Aktorskiej, skoro zostało to w końcu zauważone
i w tak wspaniały sposób nagrodzone (Tukan Kapituły im. Aleksandra Bardiniego i
Dyplom Mistrzowski), może warto pójść za ciosem i w przyszłym roku podczas PPA
zrobić wielki koncert muzyki teatralnej Mateusza Pospieszalskiego, w ślad za
którym ukazałoby się wydawnictwo CD+DVD (?). Tak tylko głośno myślę, bo
pomysłów na to w jaki sposób wykorzystać zalegające w szafach kompozycje, może
być przecież wiele. Jedno jest pewne: warto coś w końcu z nimi zrobić.
Cokolwiek. Chociaż oczywiście warto, aby to było starannie przemyślane. Nawet
najlepsza sztuka dopóki nie ma szans na konfrontacje z odbiorcą, raczej nie
spełnia swojej roli.
Mateusz Pospieszalski, chociaż jest
artystą wielokrotnie docenianym i czasami nawet nagradzanym, to mam wrażenie że
zasługuje na dużo większe uznanie. I to uznanie na Niego czeka, gdzieś w
szufladzie wraz z zalegającymi w niej nagraniami. Oczywiście wiem, że temat
jest bardziej złożony, bo dziś są takie czasy, że nie wystarczy być dobrym i
wydać świetną płytę, gdyż ta bez odpowiedniej promocji, przepadnie w odmętach
sklepowych półek.
Promocja wymaga pomysłu oraz czasu.
I z tym czasem chyba jest największy problem.
Oczywiście moje uwagi odnośnie
nagrań zalegających w szafach, dotyczą również wielu dokonań Wojtka
Waglewskiego. Wspomnę tylko o kilku ostatnich rzeczach, które mało kto miał okazję
poznać: „Ciuchcia”, „Jak zostałam wiedźmą”, „Ojciec Bóg”. Pierwsze z
przedstawień, o ile się nie mylę, zostało wystawione na scenie zaledwie
dwukrotnie.
Napisać muzykę po to, by wykonać ją
zaledwie dwa razy… No ale widocznie to jakaś wspólna cecha hiperaktywnych muzyków,
że nie nadążają z wydawaniem tego co tworzą.
Odbiegłem myślami daleko od „Głuptaski”,
ale o tym przedstawieniu w zasadzie nie ma co dużo pisać. Trzeba je obejrzeć.
Polecam wszystkim, jeśli przedstawienie będzie gdzieś jeszcze wystawiane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz