To nie będzie recenzja, chociaż będzie pewnie zawierać pewne elementy recenzji. Bardziej jednak chciałbym się skupić na zupełnie luźnych, osobistych wrażeniach po lekturze książki Wojciecha Bonowicza zatytułowanej "Wagiel. Jeszcze wszystko będzie możliwe".
Żeby była jasność: to nie jest ani pierwsza książka zawierająca wywiad z Wojciechem Waglewskim, ani druga, ani nawet trzecia. Wcześniej ukazały się między innymi takie pozycje jak: "Pociąg osobowy", "Niesformatowani", "Grunt to bunt" czy ostatnio "Dzień Dobry Wieczór".
Powiem od razu: książka jest znakomita. Spodziewałem się, że może być bardzo dobra ale efekt końcowy zdecydowanie przerósł moje oczekiwania. Nie uważam się za jakiegoś eksperta od Voo Voo czy Wojciecha Waglewskiego ale pewnie z jakieś 2 setki wywiadów z Waglem gdzieś tam wysłuchałem, obejrzałem lub przeczytałem. Jednak dopiero lektura książki Wojciecha Bonowicza daje mi wrażenie, że coś tam o Wojciechu Waglewskim wiem. Znajduje się w niej cała masa ciekawych historii i faktów, o których nigdy wcześniej nie słyszałem i nie miałem zielonego pojęcia.
Książka jest napisana tak, jak powinna być napisana. Czytając wywiady z różnymi ludźmi, również te z Wojciechem Waglewskim, często odnoszę wrażenie, że ich autorzy, aby nie wyjść na kompletnych ignorantów, chwilę wcześniej przeczytali w internecie kilka starszych wywiadów, po czym pytają dokładnie o te same rzeczy, ewentualnie dopytują o jakieś pierdoły. Tak jest najprościej. Na szczęście, w przypadku Wojciecha Bonowicza od samego początku widać gruntowną wiedzę na temat spraw, o które wypytuje i ogromną lekkość w poruszaniu się po omawianych zagadnieniach. Nie wiem czemu ale jak dotychczas tylko w materiale przygotowanym dla bloga "Świat wokół V", autor pochwalił się tym, jak wiele wysiłku włożył w to, by należycie przygotować się do rozmów z Wojtkiem Waglewskim. Może to właśnie sprawiło, że lider Voo Voo wypowiada się z niespotykaną dotąd otwartością.
Niektórzy dziennikarze rozmawiając z Waglem, lubią wrzucić troszkę wazelinki. Tutaj zupełnie tego nie ma. Jest za to rozmowa o konkretach. Rozmowa prowadzona przez dwóch ludzi reprezentujących naprawdę wysoki poziom. Świetnie wyważone są proporcje pomiędzy faktami z życiorysu muzyka a Jego, nazwijmy to refleksjami natury społeczno-politycznej. Tych drugich nie ma przesadnie dużo i dobrze, bo jednak wyraźnym celem tej książki jest przede wszystkim pokazanie drogi jaką przebył, by znaleźć się w tym punkcie swego życia, w którym jest obecnie. A jest to droga niezwykła, naznaczona spotkaniami z ludźmi niezwykłymi i pokonywana w dużej mierze w czasach, które zwykłymi też trudno nazwać. Autor wybrał słuszną koncepcję książki, bo takich wywiadów z Wojciechem Waglewskim typowo publicystycznych, z cyklu "coś mądrego na każdy temat", w mediach można znaleźć bez liku.
Nie mam żadnych zastrzeżeń wobec tej książki. Ponieważ powstawała przez wiele lat i z dużymi przerwami, może trochę szkoda, że nie wiemy która część rozmowy kiedy była przeprowadzana? Można się tego domyślać ale taka informacja byłaby interesująca. W programie "Xięgarnia" Wojciech Waglewski wspomniał, że coś tam z tej książki przed publikacją powyrzucał, coś pozmieniał. Przyznam, że ja bym ją bardzo chętnie przeczytał w takiej wersji, jak wyglądała przed tą ingerencją.
Książka jest bardzo ładnie wydana. Osobiście wychodzę z założenia, że chociaż na półce książki mają ładnie wyglądać, to jednak służą do czytania a nie do oglądania, więc zdjęcia są w nich zupełnie zbędne. Muszę jednak przyznać, że te fotki, które znalazłem w książce Wojciecha Bonowicza są naprawdę ciekawe. Większości nie znałem. Dla mnie dzisiaj w fotografii wartość ma głównie to, czego nie można znaleźć w necie. I pod tym względem książka jest bardzo wartościowa. Było też i tak, że oglądając niektóre zdjęcia i daty pod nimi, nie mogłem uwierzyć, że minęło już tyle czasu, bo wydaje się, że to było tak niedawno.
Kilkukrotnie podczas lektury szczerze się uśmiałem. Czy to pod wpływem opowiastek czy też pod wpływem zdjęć właśnie. Ale to taki życzliwy śmiech był.
Czytając na przestrzeni lat wywiady z Wojciechem Waglewskim, dość często zupełnie się z Nim nie zgadzam. Nie inaczej jest tym razem. Większość to drobiazgi, o których nie warto nawet wspominać ale o pewnych sprawach jednak napomknę.
Pierwszą taką rzeczą jest teza jakoby koncert powinien trwać półtorej godziny gdyż mniej więcej przez taki czas percepcja muzyki jest najlepsza i najintensywniejsza. Wojciech Waglewski mówi też, że Voo Voo mogłoby spokojnie grać bardzo długie koncerty muzyki improwizowanej ale poza nimi nikt by się dobrze nie bawił.
Powiem tak: ukazał się, co prawda nieoficjalnie ale się ukazał na trzech płytach CD taki koncert Voo Voo, zarejestrowany w 2000 roku na zamku w Janowcu. Trwa ponad 3 godziny i 10 minut. Nie sądzę by ktoś się na nim źle bawił. Widziałem sporo koncertów Kultu trwających naprawdę długo i nie dostrzegłem znudzenia na twarzach widzów. Mówiąc krótko: w przypadku Voo Voo, nawet gdy koncert mi się nie specjalnie podoba, prawie zawsze mam wrażenie, że trwał zbyt krótko. Reakcje publiczności zawsze dobitnie pokazują, że chciałaby i jest gotowa na więcej. Zachęcam do grania bardzo długich koncertów i jestem pewien, że nikt nie będzie z tego powodu narzekał.
Wojciech Waglewski twierdzi, że "Dzwony rurowe" są dla Niego przykładem "najbardziej kiczowatej produkcji w historii". Nie wiem, czy to można w ogóle w jakikolwiek sposób skomentować? Nie zgadzam się z tą opinią.
Nie podoba mi się dość zdawkowe (tradycyjnie już) potraktowanie osoby Mamadou Dioufa, jako ważnej postaci na koncertach i człowieka, który zakładał na siebie "obrusy", skakał po scenie i dośpiewywał. Dla mnie muzyk, który przez tak długi okres występował z Voo Voo i nagrywał wspólnie płyty, był pełnoprawnym członkiem zespołu. Niestety zawsze i wszędzie znaczenie tej postaci dla historii grupy, jest moim zdaniem jakoś tak nieprzyjemnie marginalizowane. Dobrze, że chociaż Wojciech Bonowicz zauważa, że Mamadou dość mocno wpłynął na obraz Voo Voo.
Dla porządku dodam, że festyny wyborcze AWSu to jednak nie było jedyne tak bliskie spotkanie Wojciecha Waglewskiego z polityką. W październiku 2010 wystąpił również na kongresie Ruchu Poparcia Janusza Palikota.
W sumie jednak, gdy popatrzeć na to w ilu rzeczach się z Wojciechem Waglewskim nie zgadzam a w ilu zgadzam, to tych drugich jest nieporównywalnie więcej. Niektóre Jego myśli są naprawdę znakomite i podpisuje się pod nimi obiema rękami.
Z drugiej jednak strony książka utrwaliła we mnie obraz Wojciecha Waglewskiego, jako człowieka pełnego takich drobnych wewnętrznych sprzeczności. Nie ma sensu zestawiać tutaj przeciwstawnie różnych cytatów. Warto pamiętać, że w takim a nie innym spojrzeniu na świat, musi być jakaś metoda, skoro dzięki temu Wojciech Waglewski osiągnął tak wiele.
Jednym z największych zaskoczeń podczas czytania tego wywiadu, była dla mnie (i nie tylko dla mnie) informacja o tym, że zespół rozstał się z Mirosławem Olszówką na kilka miesięcy przed Jego śmiercią. Pamiętam, że w lipcu 2010 roku byłem w Lublinie na koncercie urodzinowym Voo Voo i Raz Dwa Trzy. Wszystko wyglądało bardzo dobrze i odnosiłem wrażenie, że ta współpraca nabiera coraz większego rozpędu. Co prawda pod koniec, w części nie transmitowanej już przez radio i nie pokazywanej potem w telewizji, Mirek wręczył zespołowi ogromne statuetki w podziękowaniu za dotychczasową współpracę ale nie miałem wrażenia, że ma to jakiś ostateczny wymiar. Przeciwnie: snuł ze sceny dalsze wspólne plany. Mówił, że ściągnął do Lublina specjalny wóz, który zarejestrował koncert i dzięki temu zostanie on wydany na płycie. Niestety, pod koniec listopada tego samego roku Mirek już nie żył. Nie będę ukrywał, że uwielbiałem tego człowieka za fantazję, rozmach i wielką otwartość na innych ludzi. Niewątpliwie miał całą masę pomysłów jak wydobyć z tego zespołu prawdziwą magię.
"Dowiedziałem się rzeczy okrutnej (...), dowiedziałem się, że jestem strasznym bucem takim. Taki koleś, który po prostu wszystko wie najlepiej, jest taki wszystkowiedzący." - powiedział w programie "Xięgarnia" Wojciech Waglewski o swoich wrażeniach po lekturze książki "Wagiel. Jeszcze wszystko będzie możliwe". Podkreślam: nie powiedział tego nikt inny tylko Wojciech Waglewski. Książka, która skłania jej bohatera do tak głębokiej refleksji nad samym sobą, nie może być nudna.
Ja akurat czytając ją, nie odniosłem wrażenia, że Wojciech Waglewski jakoś przesadnie się wymądrza. Przeciwnie: uważam, że powstał obraz super fajnego gościa. To jeden z najbardziej wyważonych wywiadów z liderem Voo Voo, który na co dzień znany jest z dość kategorycznych opinii. Chociaż jest o tym wspomniane, to nie ma też takiego przesadnego już, ciągłego powtarzania jakim to jest szefem wszystkich szefów w tym zespole, który wszystko trzyma w garści swoją żelazną ręką.
Z książki dowiadujemy się, że również fani oskarżali lidera Voo Voo na forach dyskusyjnych o to, że jest bufonem. Tego oficjalnego forum, podłączonego niegdyś pod główną stronę internetową zespołu, już dzisiaj nie ma. Skądinąd wiadomo, że przyczyną jego zamknięcia była właśnie krytyka pod adresem Wagla, płynąca ze strony sympatyków. Co by była jasność: ja tam nigdy słowa krytyki nie zamieściłem. Oczywiście słowo "bufon" do eleganckich nie należy ale reakcja na krytykę była moim zdaniem nadmiernie emocjonalna. Niestety, jeżeli twórczość zespołu ma być adresowana do wymagających odbiorców, jej bezkrytyczny odbiór jest automatycznie wykluczony.
Żeby była jasność: to nie jest ani pierwsza książka zawierająca wywiad z Wojciechem Waglewskim, ani druga, ani nawet trzecia. Wcześniej ukazały się między innymi takie pozycje jak: "Pociąg osobowy", "Niesformatowani", "Grunt to bunt" czy ostatnio "Dzień Dobry Wieczór".
Powiem od razu: książka jest znakomita. Spodziewałem się, że może być bardzo dobra ale efekt końcowy zdecydowanie przerósł moje oczekiwania. Nie uważam się za jakiegoś eksperta od Voo Voo czy Wojciecha Waglewskiego ale pewnie z jakieś 2 setki wywiadów z Waglem gdzieś tam wysłuchałem, obejrzałem lub przeczytałem. Jednak dopiero lektura książki Wojciecha Bonowicza daje mi wrażenie, że coś tam o Wojciechu Waglewskim wiem. Znajduje się w niej cała masa ciekawych historii i faktów, o których nigdy wcześniej nie słyszałem i nie miałem zielonego pojęcia.
Książka jest napisana tak, jak powinna być napisana. Czytając wywiady z różnymi ludźmi, również te z Wojciechem Waglewskim, często odnoszę wrażenie, że ich autorzy, aby nie wyjść na kompletnych ignorantów, chwilę wcześniej przeczytali w internecie kilka starszych wywiadów, po czym pytają dokładnie o te same rzeczy, ewentualnie dopytują o jakieś pierdoły. Tak jest najprościej. Na szczęście, w przypadku Wojciecha Bonowicza od samego początku widać gruntowną wiedzę na temat spraw, o które wypytuje i ogromną lekkość w poruszaniu się po omawianych zagadnieniach. Nie wiem czemu ale jak dotychczas tylko w materiale przygotowanym dla bloga "Świat wokół V", autor pochwalił się tym, jak wiele wysiłku włożył w to, by należycie przygotować się do rozmów z Wojtkiem Waglewskim. Może to właśnie sprawiło, że lider Voo Voo wypowiada się z niespotykaną dotąd otwartością.
Niektórzy dziennikarze rozmawiając z Waglem, lubią wrzucić troszkę wazelinki. Tutaj zupełnie tego nie ma. Jest za to rozmowa o konkretach. Rozmowa prowadzona przez dwóch ludzi reprezentujących naprawdę wysoki poziom. Świetnie wyważone są proporcje pomiędzy faktami z życiorysu muzyka a Jego, nazwijmy to refleksjami natury społeczno-politycznej. Tych drugich nie ma przesadnie dużo i dobrze, bo jednak wyraźnym celem tej książki jest przede wszystkim pokazanie drogi jaką przebył, by znaleźć się w tym punkcie swego życia, w którym jest obecnie. A jest to droga niezwykła, naznaczona spotkaniami z ludźmi niezwykłymi i pokonywana w dużej mierze w czasach, które zwykłymi też trudno nazwać. Autor wybrał słuszną koncepcję książki, bo takich wywiadów z Wojciechem Waglewskim typowo publicystycznych, z cyklu "coś mądrego na każdy temat", w mediach można znaleźć bez liku.
Nie mam żadnych zastrzeżeń wobec tej książki. Ponieważ powstawała przez wiele lat i z dużymi przerwami, może trochę szkoda, że nie wiemy która część rozmowy kiedy była przeprowadzana? Można się tego domyślać ale taka informacja byłaby interesująca. W programie "Xięgarnia" Wojciech Waglewski wspomniał, że coś tam z tej książki przed publikacją powyrzucał, coś pozmieniał. Przyznam, że ja bym ją bardzo chętnie przeczytał w takiej wersji, jak wyglądała przed tą ingerencją.
Książka jest bardzo ładnie wydana. Osobiście wychodzę z założenia, że chociaż na półce książki mają ładnie wyglądać, to jednak służą do czytania a nie do oglądania, więc zdjęcia są w nich zupełnie zbędne. Muszę jednak przyznać, że te fotki, które znalazłem w książce Wojciecha Bonowicza są naprawdę ciekawe. Większości nie znałem. Dla mnie dzisiaj w fotografii wartość ma głównie to, czego nie można znaleźć w necie. I pod tym względem książka jest bardzo wartościowa. Było też i tak, że oglądając niektóre zdjęcia i daty pod nimi, nie mogłem uwierzyć, że minęło już tyle czasu, bo wydaje się, że to było tak niedawno.
Kilkukrotnie podczas lektury szczerze się uśmiałem. Czy to pod wpływem opowiastek czy też pod wpływem zdjęć właśnie. Ale to taki życzliwy śmiech był.
Czytając na przestrzeni lat wywiady z Wojciechem Waglewskim, dość często zupełnie się z Nim nie zgadzam. Nie inaczej jest tym razem. Większość to drobiazgi, o których nie warto nawet wspominać ale o pewnych sprawach jednak napomknę.
Pierwszą taką rzeczą jest teza jakoby koncert powinien trwać półtorej godziny gdyż mniej więcej przez taki czas percepcja muzyki jest najlepsza i najintensywniejsza. Wojciech Waglewski mówi też, że Voo Voo mogłoby spokojnie grać bardzo długie koncerty muzyki improwizowanej ale poza nimi nikt by się dobrze nie bawił.
Powiem tak: ukazał się, co prawda nieoficjalnie ale się ukazał na trzech płytach CD taki koncert Voo Voo, zarejestrowany w 2000 roku na zamku w Janowcu. Trwa ponad 3 godziny i 10 minut. Nie sądzę by ktoś się na nim źle bawił. Widziałem sporo koncertów Kultu trwających naprawdę długo i nie dostrzegłem znudzenia na twarzach widzów. Mówiąc krótko: w przypadku Voo Voo, nawet gdy koncert mi się nie specjalnie podoba, prawie zawsze mam wrażenie, że trwał zbyt krótko. Reakcje publiczności zawsze dobitnie pokazują, że chciałaby i jest gotowa na więcej. Zachęcam do grania bardzo długich koncertów i jestem pewien, że nikt nie będzie z tego powodu narzekał.
Wojciech Waglewski twierdzi, że "Dzwony rurowe" są dla Niego przykładem "najbardziej kiczowatej produkcji w historii". Nie wiem, czy to można w ogóle w jakikolwiek sposób skomentować? Nie zgadzam się z tą opinią.
Nie podoba mi się dość zdawkowe (tradycyjnie już) potraktowanie osoby Mamadou Dioufa, jako ważnej postaci na koncertach i człowieka, który zakładał na siebie "obrusy", skakał po scenie i dośpiewywał. Dla mnie muzyk, który przez tak długi okres występował z Voo Voo i nagrywał wspólnie płyty, był pełnoprawnym członkiem zespołu. Niestety zawsze i wszędzie znaczenie tej postaci dla historii grupy, jest moim zdaniem jakoś tak nieprzyjemnie marginalizowane. Dobrze, że chociaż Wojciech Bonowicz zauważa, że Mamadou dość mocno wpłynął na obraz Voo Voo.
Dla porządku dodam, że festyny wyborcze AWSu to jednak nie było jedyne tak bliskie spotkanie Wojciecha Waglewskiego z polityką. W październiku 2010 wystąpił również na kongresie Ruchu Poparcia Janusza Palikota.
W sumie jednak, gdy popatrzeć na to w ilu rzeczach się z Wojciechem Waglewskim nie zgadzam a w ilu zgadzam, to tych drugich jest nieporównywalnie więcej. Niektóre Jego myśli są naprawdę znakomite i podpisuje się pod nimi obiema rękami.
Z drugiej jednak strony książka utrwaliła we mnie obraz Wojciecha Waglewskiego, jako człowieka pełnego takich drobnych wewnętrznych sprzeczności. Nie ma sensu zestawiać tutaj przeciwstawnie różnych cytatów. Warto pamiętać, że w takim a nie innym spojrzeniu na świat, musi być jakaś metoda, skoro dzięki temu Wojciech Waglewski osiągnął tak wiele.
Jednym z największych zaskoczeń podczas czytania tego wywiadu, była dla mnie (i nie tylko dla mnie) informacja o tym, że zespół rozstał się z Mirosławem Olszówką na kilka miesięcy przed Jego śmiercią. Pamiętam, że w lipcu 2010 roku byłem w Lublinie na koncercie urodzinowym Voo Voo i Raz Dwa Trzy. Wszystko wyglądało bardzo dobrze i odnosiłem wrażenie, że ta współpraca nabiera coraz większego rozpędu. Co prawda pod koniec, w części nie transmitowanej już przez radio i nie pokazywanej potem w telewizji, Mirek wręczył zespołowi ogromne statuetki w podziękowaniu za dotychczasową współpracę ale nie miałem wrażenia, że ma to jakiś ostateczny wymiar. Przeciwnie: snuł ze sceny dalsze wspólne plany. Mówił, że ściągnął do Lublina specjalny wóz, który zarejestrował koncert i dzięki temu zostanie on wydany na płycie. Niestety, pod koniec listopada tego samego roku Mirek już nie żył. Nie będę ukrywał, że uwielbiałem tego człowieka za fantazję, rozmach i wielką otwartość na innych ludzi. Niewątpliwie miał całą masę pomysłów jak wydobyć z tego zespołu prawdziwą magię.
"Dowiedziałem się rzeczy okrutnej (...), dowiedziałem się, że jestem strasznym bucem takim. Taki koleś, który po prostu wszystko wie najlepiej, jest taki wszystkowiedzący." - powiedział w programie "Xięgarnia" Wojciech Waglewski o swoich wrażeniach po lekturze książki "Wagiel. Jeszcze wszystko będzie możliwe". Podkreślam: nie powiedział tego nikt inny tylko Wojciech Waglewski. Książka, która skłania jej bohatera do tak głębokiej refleksji nad samym sobą, nie może być nudna.
Ja akurat czytając ją, nie odniosłem wrażenia, że Wojciech Waglewski jakoś przesadnie się wymądrza. Przeciwnie: uważam, że powstał obraz super fajnego gościa. To jeden z najbardziej wyważonych wywiadów z liderem Voo Voo, który na co dzień znany jest z dość kategorycznych opinii. Chociaż jest o tym wspomniane, to nie ma też takiego przesadnego już, ciągłego powtarzania jakim to jest szefem wszystkich szefów w tym zespole, który wszystko trzyma w garści swoją żelazną ręką.
Z książki dowiadujemy się, że również fani oskarżali lidera Voo Voo na forach dyskusyjnych o to, że jest bufonem. Tego oficjalnego forum, podłączonego niegdyś pod główną stronę internetową zespołu, już dzisiaj nie ma. Skądinąd wiadomo, że przyczyną jego zamknięcia była właśnie krytyka pod adresem Wagla, płynąca ze strony sympatyków. Co by była jasność: ja tam nigdy słowa krytyki nie zamieściłem. Oczywiście słowo "bufon" do eleganckich nie należy ale reakcja na krytykę była moim zdaniem nadmiernie emocjonalna. Niestety, jeżeli twórczość zespołu ma być adresowana do wymagających odbiorców, jej bezkrytyczny odbiór jest automatycznie wykluczony.
Powracając do refleksji Wojciecha Waglewskiego nad samym sobą, myślę że nie ma niczego wstydliwego w elokwencji, nie ma niczego wstydliwego w konsekwentnym głoszeniu swoich poglądów, w obyciu ze światem, w posiadaniu tak obszernej wiedzy na wiele tematów i dość oryginalnych przemyśleniach. To wszystko są przecież ogromne zalety. Gdyby tak jeszcze do tych wszystkich atutów dorzucić odrobinę więcej tolerancji dla poglądów innych osób i dopuścić do siebie chociaż od czasu do czasu myśl, że mogę jednak nie mieć racji...
Bo takie historyjki jak na przykład ta, którą opowiedział redaktor Grzegorz Brzozowicz (o czym pisałem TUTAJ), jeśli prawdziwe, nie są fajne. Wrzucanie wszystkich krytyków do jednego worka z napisem hejterzy (jak to ma miejsce w przypadku toczącej się właśnie dyskusji na temat formuły tegorocznego festiwalu w Jarocinie), jest bardzo słabe. Ja wiem, że kiedyś aby komuś coś zarzucić, trzeba było mieć odwagę by stanąć na przeciwko i powiedzieć mu to prosto w oczy. Piękna idea. Ale Wojciech Waglewski ponoć nie czuje żadnych sentymentów do przeszłości, więc tym bardziej nie powinien mieć problemów by pogodzić się ze współczesnością. A ta jest jaka jest. Może mniej wyrafinowana ale dostosowana do współczesnych realiów. Oczywiście ilość chamstwa w debacie publicznej musi martwić. Ale z drugiej strony nie można zakładać, że każdy kto wygłasza jakąś krytykę, jest najpewniej schowanym za monitorem komputera, sfrustrowanym, pryszczatym nastolatkiem, który kolejny rok z rzędu powtarza tę samą klasę. Tak z pewnością nie jest.
W książce "Wagiel. Jeszcze wszystko będzie możliwe", Wojciech Waglewski w zasadzie nie ukrywa, że dość słabo reaguje na krytykę. Próbuje również tłumaczyć dlaczego. W skrócie chodzi o to, że niby muzyk nie jest tak wyszczekany jak polityk aby się bronić a poza tym aby być dobrym w tym co robi, musi wierzyć, że jest najlepszy na świecie. Z pewnością jest to jakaś metoda bo na przykład Phil Collins zwierzył się w jednym z wywiadów, że pewnego razu po przeczytaniu krytycznej recenzji, zadzwonił do redakcji, ochrzanił dziennikarkę a potem się załamał, zaczął pić i przez wiele lat niczego nie nagrał. Widać więc, że taki brak dystansu do siebie, doprowadził w przypadku Collinsa do sytuacji, gdy opinia mało znanej komukolwiek dziennikarki, postawiona na szali, okazała się mieć większą wagę niż uznanie publiczności na całym świecie.
Przy całej ogromnej sympatii, razi mnie czasami ta postawa miłego, sympatycznego pana, który wszystko wie na każdy temat najlepiej i nigdy nie ma cienia wątpliwości odnoście tego co mówi. Ale nie w książce Wojciecha Bonowicza.
W "Wagiel. Jeszcze wszystko będzie możliwe" każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Miłośnicy podróży znajdą opowieści o pięknych miejscach. Miłośnicy historii muzyki dostaną wiele ciekawych anegdotek z tak zwanej pierwszej ręki. Fani twórczości Wojciecha Waglewskiego znajdą kilka tropów do poszukiwań śladów muzycznej działalności lidera Voo Voo, co wbrew pozorom nie zawsze jest łatwe. Tutaj na przykład od razu mogę podpowiedzieć, że występ, na którym oczekiwano, by Wagiel tarzał się po scenie to Koncert Muzyki Komputerowej Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia, który odbył się 14 maja 1992 roku.
W książce jest też znana już chyba wszystkim anegdotka na temat słynnego wywiadu, przeprowadzonego przez dziennikarkę Radia Koszalin. Powiem tyle, że mam nie mniej udany wywiad z Wojciechem Waglewskim, przeprowadzony podczas festiwalu Jarocin '91 przez Krzysztofa Ibisza. Trwa 41 sekund. O 41 sekund za długo.
Dla mnie przygoda z Voo Voo zaczęła się od muzyki i przez lata wiele się w tej kwestii nie zmieniło. Nadal w tym wszystkim najważniejsza jest muzyka a cała reszta to są takie dodatkowe, czasami bardzo fajne smaczki. W książce tych smaczków jest sporo. Pomijając już ogromną ilość nieznanych faktów z życia Wojciecha Waglewskiego i historii zespołu, znajdziemy w niej całą masę opowieści o czasach minionych, które prezentowane są z dość rzadkiej dziś perspektywy. Niektóre z opisywanych sytuacji mogą zupełnie nie mieścić się dzisiaj młodym ludziom w głowach. Dlatego jest to książka niezwykle ciekawa. Jednak dla mnie jest to przede wszystkim opowieść o determinacji i konsekwencji w dążeniu do celu.
Pisanie tej książki trwało tyle, ile trwało, czyli bardzo długo. Ale znakomicie, że w końcu się ukazała. Ogromne uznanie dla Wojciecha Bonowicza. Równocześnie mam wątłą nadzieję, że może kiedyś powstanie coś kształt książki "Kult. Biała Księga" Wiesława Weissa. Tyle, że o zespole Voo Voo.
W "Wagiel. Jeszcze wszystko będzie możliwe" każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Miłośnicy podróży znajdą opowieści o pięknych miejscach. Miłośnicy historii muzyki dostaną wiele ciekawych anegdotek z tak zwanej pierwszej ręki. Fani twórczości Wojciecha Waglewskiego znajdą kilka tropów do poszukiwań śladów muzycznej działalności lidera Voo Voo, co wbrew pozorom nie zawsze jest łatwe. Tutaj na przykład od razu mogę podpowiedzieć, że występ, na którym oczekiwano, by Wagiel tarzał się po scenie to Koncert Muzyki Komputerowej Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia, który odbył się 14 maja 1992 roku.
W książce jest też znana już chyba wszystkim anegdotka na temat słynnego wywiadu, przeprowadzonego przez dziennikarkę Radia Koszalin. Powiem tyle, że mam nie mniej udany wywiad z Wojciechem Waglewskim, przeprowadzony podczas festiwalu Jarocin '91 przez Krzysztofa Ibisza. Trwa 41 sekund. O 41 sekund za długo.
Dla mnie przygoda z Voo Voo zaczęła się od muzyki i przez lata wiele się w tej kwestii nie zmieniło. Nadal w tym wszystkim najważniejsza jest muzyka a cała reszta to są takie dodatkowe, czasami bardzo fajne smaczki. W książce tych smaczków jest sporo. Pomijając już ogromną ilość nieznanych faktów z życia Wojciecha Waglewskiego i historii zespołu, znajdziemy w niej całą masę opowieści o czasach minionych, które prezentowane są z dość rzadkiej dziś perspektywy. Niektóre z opisywanych sytuacji mogą zupełnie nie mieścić się dzisiaj młodym ludziom w głowach. Dlatego jest to książka niezwykle ciekawa. Jednak dla mnie jest to przede wszystkim opowieść o determinacji i konsekwencji w dążeniu do celu.
Pisanie tej książki trwało tyle, ile trwało, czyli bardzo długo. Ale znakomicie, że w końcu się ukazała. Ogromne uznanie dla Wojciecha Bonowicza. Równocześnie mam wątłą nadzieję, że może kiedyś powstanie coś kształt książki "Kult. Biała Księga" Wiesława Weissa. Tyle, że o zespole Voo Voo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz