Mam nadzieję że wielbiciele zespołu Voo Voo, Wojciecha Waglewskiego, Mateusza Pospieszalskiego, Karima Martusewicza, Michała Bryndala i projektów w które angażują się muzycy, znajdą tutaj dodatkowe źródło informacji.

niedziela, 21 czerwca 2015

Voo Voo: Cudawianki i nowa płyta

Wojciech Waglewski często powtarzał  kiedyś pewną formułkę, która brzmiała mniej więcej tak: to czego z pewnością można spodziewać się po zespole Voo Voo, to że nigdy nie wiadomo czego można się po nim spodziewać. To była prawda. Był to też ważny element magii tego zespołu. Obecnie jednak Wojciech Waglewski przestał tak mówić i bardzo dobrze, bo to przestało być prawdą. Dzisiaj niestety doskonale wiadomo czego spodziewać się po zespole: dziesięciu sennych kawałków z najnowszej płyty, granych na każdym koncercie w zasadzie w tej samej kolejności, plus na bis któraś z piosenek grana jest jeszcze raz, albo ewentualnie jeden, dwa starsze kawałki (najczęściej "Nabroiło się"). Różnice sprowadzają się w zasadzie jedynie do miejsc koncertów i jakości nagłośnienia.
Dla mnie koncerty Voo Voo to między innymi pomysł na zwiedzanie kraju. Chłopaki grają po takich dziurach, że sam nigdy nie wpadłbym na to aby odwiedzić większość z tych miejscowości. Ale jakieś 3 miesiące temu postanowiłem odpocząć od koncertów zespołu, gdyż stały się one dokładnym zaprzeczeniem tego, co ostatnio często powtarza Wojciech Waglewski, mianowicie że ile można grać w kółko to samo? A to właśnie zespół robi. Na szczęście w tym czasie Mateusz Pospieszalski robił kilka innych fajnych rzeczy poza zespołem Voo Voo, więc się nie nudziłem.
No ale wczoraj wybrałem się po dłuższej przerwie na koncert Voo Voo, który zaplanowany został na plaży miejskiej w Gdyni. Występ stał pod pewnym znakiem zapytania, ze względu na bardzo deszczową pogodę panującą w mieście do południa. Na szczęście wieczorem aura okazała się łaskawsza. 
Cóż można powiedzieć po tym koncercie? Zespół nie zaskoczył kompletnie niczym. Muzycy byli jak zwykle perfekcyjni, nagłośnienie w Gdyni jak zwykle znakomite, oświetlenie jak zwykle piękne. Czyli niby fajnie. Niestety zespół nie zaskoczył również repertuarem i wykonał wszystkie kompozycje z płyty "Dobry wieczór" a na bis ponownie wykonał piosenkę "Po godzinach". I to był koniec. Plusy ten koncert miał dwa: po pierwsze nie był to występ z publicznością usadzoną na krzesełkach a po drugie zespół występował na scenie, na której scenografia zaprojektowana i przygotowana została przez Jarosława Koziarę (a trzeba wiedzieć, że mało rzeczy na tym świecie pasuje do siebie tak bardzo, jak pasują Voo Voo i Koziara). I to tyle. Jeżeli chodzi o dobór repertuaru, było to bardzo słabe show (piszę to z przykrością). Niestety, zespół Voo Voo od kilku lat dosyć konsekwentnie postępuje według zasady, która wygląda mniej więcej tak: przyszliście na nasz koncert posłuchać kompozycji, które lubicie? No to my wam ich nie zagramy i zobaczymy, czy nadal będziecie zachwyceni? Otóż ja (i nie tylko ja) nie jestem zachwycony. Jak napisał dzisiaj do mnie jeden z fanów Voo Voo: zespół ma złoża starych, świetnych piosenek i kompletnie z nich nie korzysta. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że dla kogoś kto raz na kilka lat widzi koncert Wojciecha Waglewskiego i spółki, nie zna specjalnie repertuaru, taki występ może być atrakcyjny, bo czego jak czego ale profesjonalizmu zespołowi odmówić nie można. Nie mam też złudzeń, że w mniejszych miejscowościach, gdzie normalnie ludzie mogą liczyć co najwyżej na koncert disco polo w gminnej remizie, gdy przyjeżdża Voo Voo publiczność musi paść na kolana powalona wielką sztuką. Możliwość zrobienia sobie zdjęcia z Waglem (wielką gwiazdą jakby nie było) dopełnia obraz szczęścia niepojętego. Jednak wiem doskonale, że jeszcze kilka lat temu zespół wykonywał znacznie bardziej zróżnicowany repertuar a publiczność bawiła się znacznie lepiej. Pomysł aby grać w kółko wyłącznie płytę "Dobry wieczór" jest słaby. Zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że ta płyta jest niezła. Więcej: uważam, że ta płyta jest dobra. Ale dobra, to jak na zespół Voo Voo jest bardzo mało.
Dlatego z wielką radością i nadzieją przyjmuję informację, że najnowsza płyta zespołu ukaże się dosłownie na dniach. Ponoć już w lipcu. Jak zapowiedział sam Wojciech Waglewski, będzie to płyta związana z Powstaniem Warszawskim i ma ścisły związek ze specjalnym koncertem, który zespół przygotowuje wraz z Dorotą Kędzierzawką. Na płycie oprócz zespołu Voo Voo możemy spodziewać się następujących wykonawców: Tomek Makowiecki, Barbara Derlak (Chłopcy kontra Basia), Barbara Wrońska (Pustki), Justyna Święs. Po cztery kompozycje napisali Wagiel i Mateo, dwie Karim i dwie kolejne Michał Bryndal. Teksty zostały napisane kilkadziesiąt lat temu przez dzieci na specjalny konkurs. Teraz  znajdą się na płycie. Podkreślam, że informacje dotyczące nowej płyty pochodzą ze źródeł nieoficjalnych i chociaż pewnie okażą się prawdziwe lub bardzo bliskie prawdy, to wcale takimi okazać się nie muszą.
Mam wielką nadzieję, że wraz z nową płytą zespół zmieni repertuar na koncertach. Niech grają cokolwiek, byleby nie grali więcej w całości płyty "Dobry wieczór". Czytałem zapowiedź, że na Przystanku Woodstock rozważane jest wykonanie kompozycji "Łobi jabi". Zapowiada się świetnie. Jak będzie w rzeczywistości? Przekonam się wkrótce na własne oczy.

25 komentarzy:

  1. Mam nadzieję że w Jarocinie na 30-leciu zespół zagra koncert przekrojowy i nareszcie będzie można tańczyć, a nie tylko smęcić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podkreślam, że chciałbym się mylić ale coś czuję, że Wagiel będzie twardy i najpierw wymęczy całą płytę "Dobry wieczór" (czemu ta płyta nazywa się "Dobry wieczór" a nie "Dobranoc"?) a potem na odczepnego zagra ze 4 starsze kawałki i tyle.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Osobiście... w całej rozciągłości, nie zgadzam się z opinią wyrażoną w tekście. Od pierwszego koncertu na trasie DW po dziś dzień, widziałem zespół w tym repertuarze 6 krotnie i KAŻDY z tych występów był zupełnie inny, mimo, że na 4 z nich Panowie wykonali materiał z DW w całości.

    Z każdym kolejnym koncertem zespół coraz dalej odchodził od bazy, którą stanowiły aranżacje zawarte na płycie czego efektem są obecnie niemal całkiem nowe kompozycje - jak choćby, niekiedy nawet 15 minutowa wersja Dokąd Idą, a to przecież nie jedyny przykład (Na coś się zanosi, Gdybym, Odpuść Mi Moje Życie, Skrzyżowanie). Doskonale pamiętam koncert w Poznaniu gdy materiał z DW rozrósł się czasowo 2 krotnie w stosunku do wersji podstawowej.

    Poza tym powtarzanie setlisty, w przypadku Voo Voo, nie równa się - uważam - powtarzaniu koncertów. Przez tak ogromną dawkę improwizacji, która wciąż dominuje na występach WW jestem gotów napisać, że deklaracja o 'nieprzewidywalności' jest wciąż prawdziwa i moim zdaniem, znajduje pełne potwierdzenie w koncertowej, kreowanej przez zespół, rzeczywistości.

    Tak radykalny pomysł jak granie nowego materiału w całości uważam za doskonały. Niewiele grup z podobnym stażem ma tyle odwagi by odciąć się od znanych od lat, przebojowych, kompozycji dzięki którym bez większego wysiłku można zdobyć publiczność.
    Obecnie, po niemal 2 latach obcowania z DW, uważam ją za... najlepszą płytę VV.

    Z drugiej strony, od artykułu do którego się odniosłem minął już rok - może przez ten czas, Szanowny Autor nieco zmienił zdanie? :)

    A na koniec, w wolnej chwili, do wysłuchania / przeczytania rozmowy jaką przeprowadziłem z Panem Wojtkiem na początku roku: https://wmigthegig.com/2016/02/15/zadnej-solowki/
    I lektury kilku recenzji z występów Voo Voo oraz WFE jakie popełniłem w ostatnim czasie:

    https://wmigthegig.com/2016/01/27/waz-poluje-na-ryby/
    https://wmigthegig.com/2016/04/02/wytworny-wieczor/
    https://wmigthegig.com/2016/04/14/wolny-wieczor/

    Z poważaniem,
    Maciej Geming
    www.wmigthegig.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Dziękuję za obszerny komentarz. Jest mi bardzo miło, że go napisałeś Szanowny Macieju, jest mi bardzo miło, że byłeś na 6 koncertach mojego ulubionego zespołu i jest mi jeszcze milej, że podobały Ci się koncerty mojego ulubionego zespołu.
      Pozwolę sobie wejść w delikatną polemikę, przy czym oczywiście trudno jest spierać się na tak subiektywny temat jak wrażenia po koncercie.
      Na samym początku, żeby była jasność: osób takich które myślą podobnie jak Ty, jest więcej (czego doświadczyłem na rozmaite sposoby). Podobnie jak osób, które myślą tak samo jak ja, również jest więcej.
      Nie bardzo rozumiem zdanie: "Osobiście... w całej rozciągłości, nie zgadzam się z opinią wyrażoną w tekście." Przypomnę, że treść mojego tekstu w największym skrócie jest taka: koncert został bardzo profesjonalnie zagrany, było świetne nagłośnienie, świetne oświetlenie ale była nuda i mi się nie podobało. Więc jeśli się w całej rozciągłości nie zgadzasz, to czy mam rozumieć, że grali do bani, nagłośnienie było do kitu ale było fajnie i Ci się podobało? Sądzę, że są w moim tekście fragmenty, z którymi się jednak zgodzisz.
      Subtelna różnica między nami polega na tym, że Ty Szanowny Macieju widziałeś koncertów na trasie "Dobry Wieczór" 6 a ja pewnie z 15 czy 20. A w sumie widziałem ich pewnie ze 200. Zaczynałem gdzieś tam na samym początku lat 90tych, gdy Janek Pospieszalski machał jeszcze długimi piórami. Nie czyni mnie to oczywiście w niczym lepszym ale daje mi pewną perspektywę postrzegania. Widziałem całą masę koncertów Voo Voo, które były absolutnie genialne i wstrząsnęły mną pozytywnie do tego stopnia, że chce mi się dziś robić tego bloga. Więc jeżeli ktoś obejrzał przez ostatnie kilka lat parę koncertów Voo Voo i mu się podobały, to ja się cieszę. Tyle tylko, że ja wiem, że kiedyś regularnie te koncerty bywały dużo, dużo lepsze. I w zasadzie oczekuję tego od grupy aby takie właśnie były. To jest dokładnie tak, jak bym kupował samochód. Będę oczekiwał pełnowartościowego produktu, ze wszystkimi bajerami z których auto jest znane. Mnie nie interesują dobre, czy nawet bardzo dobre koncerty Voo Voo. Mnie interesują wyłącznie koncerty wybitne, gdyż wiem że na takie tę grupę stać, co zostało udowodnione po wielokroć. Niestety nie potrafię na nic i na nikogo na tym świecie patrzeć w sposób bezkrytyczny.
      Po roku nie zmieniłem postrzegania wydarzeń związanych z płytą "Dobry Wieczór". Jeżeli komuś się koncerty podobają to fajnie. Dla mnie to najcięższy okres odkąd zacząłem słuchać Voo Voo.
      Płyta nie szczególnie przypadła mi do gustu. Na koncerty mimo wszystko chodzę (ostatnio byłem w Gdańsku a w przyszłym tygodniu wybieram się do Warszawy) i za każdym razem liczę, że może teraz zostanę powalony na kolana. Tymczasem jest raz lepiej, raz gorzej, momentami jest nawet znakomicie ale to wszystko jest jednak trochę mało. Większość koncertów, które widziałem na tej trasie to były koncerty podczas których publiczność siedziała na krzesełkach, co mnie osobiście doprowadza do szału. Dla mnie koncert rockowy to glany, ćwieki i pogo. Zamiast tego są krzesełka, krawaty `i dość poważna średnia wieku wśród publiczności. Ostatnio jeden z członków Voo Voo opowiadał mi jak bardzo cierpiał podczas koncertu zespołu The Rolling Stones bo trzeba było stać. The Rolling Stones na siedząco?!?? No więc w tym aspekcie rozmijam się z zespołem całkowicie. Owszem, lubię koncerty, które grane są gdzieś tam po filharmoniach ale wtedy, gdy ma to swoje uzasadnienie bo zespół gra z kwartetem smyczkowym czy orkiestrą symfoniczną. Ale tylko wtedy. Może mi kiedyś taka forma oglądania koncertów przypadnie do gustu ale to dopiero jak będę umierał.
      Z twierdzeniami, że śpiewanie "Łobi jabi" jest idiotyczne a wymyślone wraz z płytą "Dobry wieczór" śpiewanie "uuuuuu" jest fajne i odkrywcze, ja się najzwyczajniej nie zgadzam i nic na tym świecie nie przekona mnie, że tak własnie jest. I to tyle.
      CDN...

      Usuń
    2. Ciąg dalszy:
      Jeżeli chodzi o Twój wywiad z Wojciechem Waglewskim, który uważam za zardzo ważny, to oczywiście zapoznałem się z nim już bardzo dawno temu. Nie napisałem o nim tylko dlatego, że w lutym, gdy się ukazał, tak jak każdego roku siedziałem w Azji (podobnie jak połowa zespołu Voo Voo) a gdy wróciłem, nie byłaby to już świeża wiadomość (a na takich mi zależy).
      Jeżeli chodzi o Twój blog to gratuluję, bo uważam że jest bardzo ciekawy i wartościowy. Natomiast co do oceny płyt czy koncertów, to myślę że najważniejsze to uzmysłowić sobie, że to nie jest tak, że ja mam rację albo Ty masz rację. Ty pewnie lubisz blondynki, ja wolę brunetki. I bardzo dobrze. Przynajmniej nigdy się o żadną nie pobijemy.
      Pozdrawiam i do zobaczenia na koncertach,
      Krzysiek

      Usuń
  7. Krzysztofie - i ja dziękuję za tak wyczerpujące rozwinięcie myśli. Dyskusja w takim stylu to dla mnie sama przyjemność i niemały zaszczyt.
    Zatem:
    „Pozwolę sobie wejść w delikatną polemikę, przy czym oczywiście trudno jest spierać się na tak subiektywny temat jak wrażenia po koncercie.”

    Oczywiście. Odbiór muzyki to, moim zdaniem, rzecz czysto subiektywna. Sam miałem, swego czasu, w widocznym miejscu na blogu maksymę „dobra muzyka to ta która Ci się podoba, zła to ta która Ci się nie podoba”.
    „Na samym początku, żeby była jasność: osób takich które myślą podobnie jak Ty, jest więcej (czego doświadczyłem na rozmaite sposoby). Podobnie jak osób, które myślą tak samo jak ja, również jest więcej.”

    Jasne i aby była jasność co do mojej wypowiedzi, dodam: w żadnym wypadku moim celem nie jest sprzeczka, czy próba przekonania Cię do zmiany stanowiska – po prostu uznałem za właściwe zaznaczenie swojej – odmiennej – opinii.
    „Nie bardzo rozumiem zdanie: "Osobiście... w całej rozciągłości, nie zgadzam się z opinią wyrażoną w tekście." Przypomnę, że treść mojego tekstu w największym skrócie jest taka: koncert został bardzo profesjonalnie zagrany, było świetne nagłośnienie, świetne oświetlenie ale była nuda i mi się nie podobało. Więc jeśli się w całej rozciągłości nie zgadzasz, to czy mam rozumieć, że grali do bani, nagłośnienie było do kitu ale było fajnie i Ci się podobało? Sądzę, że są w moim tekście fragmenty, z którymi się jednak zgodzisz.”

    Chodziło mi oczywiście o ostatni element :). Dziękuję za zwrócenie uwagi i przepraszam za tak duże uogólnienie.
    „Subtelna różnica między nami polega na tym, że Ty Szanowny Macieju widziałeś koncertów na trasie "Dobry Wieczór" 6 a ja pewnie z 15 czy 20. A w sumie widziałem ich pewnie ze 200.”

    Gratuluję i poniekąd, zazdroszczę! Mój całościowy dorobek koncertowy zbliża się powoli do piątej setki i żadnego zespołu nie miałem okazji słyszeć na żywo nawet 50 razy, ale pracuję nad tym, również w kontekście naszych wspólnych ulubieńców :)

    (koniec części pierwszej)

    OdpowiedzUsuń
  8. „Zaczynałem gdzieś tam na samym początku lat 90tych, gdy Janek Pospieszalski machał jeszcze długimi piórami. Nie czyni mnie to oczywiście w niczym lepszym ale daje mi pewną perspektywę postrzegania. Widziałem całą masę koncertów Voo Voo, które były absolutnie genialne i wstrząsnęły mną pozytywnie do tego stopnia, że chce mi się dziś robić tego bloga. Więc jeżeli ktoś obejrzał przez ostatnie kilka lat parę koncertów Voo Voo i mu się podobały, to ja się cieszę. Tyle tylko, że ja wiem, że kiedyś regularnie te koncerty bywały dużo, dużo lepsze. I w zasadzie oczekuję tego od grupy aby takie właśnie były. To jest dokładnie tak, jak bym kupował samochód. Będę oczekiwał pełnowartościowego produktu, ze wszystkimi bajerami z których auto jest znane. Mnie nie interesują dobre, czy nawet bardzo dobre koncerty Voo Voo. Mnie interesują wyłącznie koncerty wybitne, gdyż wiem że na takie tę grupę stać, co zostało udowodnione po wielokroć. Niestety nie potrafię na nic i na nikogo na tym świecie patrzeć w sposób bezkrytyczny. Po roku nie zmieniłem postrzegania wydarzeń związanych z płytą "Dobry Wieczór". Jeżeli komuś się koncerty podobają to fajnie. Dla mnie to najcięższy okres odkąd zacząłem słuchać Voo Voo. Płyta nie szczególnie przypadła mi do gustu. Na koncerty mimo wszystko chodzę (ostatnio byłem w Gdańsku a w przyszłym tygodniu wybieram się do Warszawy) i za każdym razem liczę, że może teraz zostanę powalony na kolana. Tymczasem jest raz lepiej, raz gorzej, momentami jest nawet znakomicie ale to wszystko jest jednak trochę mało”.

    Doskonale rozumiem i bardzo dziękuję Ci za tę opinię. Mi również obce jest spoglądanie, na jakikolwiek zespół, w sposób bezkrytyczny. Obecnie w kontekście Voo Voo można pewnie odnieść takie wrażenie – nie przeczę – ale tak nie jest. Nie zarzucam Ci – broń Boże – że mnie o to posądzasz, zaznaczam dla formalności.

    Widać tu, jak na dłoni, pierwszą, bardzo poważną różnicę między nami – otóż, jak pisałem w początkowym komentarzu – jestem zdecydowanym zwolennikiem materiału z Dobry Wieczór. To bardzo „moje” dźwięki, głównie przez pewien rodzaj spokoju, wieloznaczność i aluzyjność. Całość w tej chwili jest moją ulubioną płytą VV. Fanem Łobi Jabi zaś… nigdy nie byłem i wątpię by to się zmieniło.

    Co do oceny stosunkowo niedawnych (od 2014 roku w górę) koncertów VV – jest taka jak napisałem w ostatnim (dotyczącym Voo Voo) poście na blogu, jednak ostatni był z nich najlepszy. Tegoroczny występ w Blue Note w Poznaniu okazał się jednym z najważniejszych koncertowych doświadczeń w moim życiu.

    (koniec części drugiej)

    OdpowiedzUsuń
  9. „Większość koncertów, które widziałem na tej trasie to były koncerty podczas których publiczność siedziała na krzesełkach, co mnie osobiście doprowadza do szału. Dla mnie koncert rockowy to glany, ćwieki i pogo.”
    U mnie stosunek koncertów siedzących do stojących to równo 50/50. Przy tej okazji pojawia się natomiast – chyba największa – rozbieżność w podejściu do przeżywania koncertów. Otóż koncert rockowy to dla mnie zdecydowanie nie glany, ćwieki i pogo. Niezależnie od charakteru prezentowanej na żywo muzyki, gdy przychodzę na koncert to chcę go, przede wszystkim, uważnie wysłuchać. Do tego potrzebne są właściwe warunki, a to o czym piszesz, zwykle mi w odbiorze muzyki przeszkadza. Stąd też mój krytyczny stosunek do festiwali, koncertów stadionowych, halowych czy wszelkiej maści dni miasta – unikam podobnych imprez jak ognia.

    A wracając do sprawy „siedzenia” - oczywiście są zespoły, których na siedząco słucha się gorzej, jednak ja – ostatnimi czasy – na koncercie wolę jednak usiąść. Co jednak istotne – siedzieć mogę wyłącznie w pierwszym rzędzie i na przeciw wzmacniacza Wojtka Waglewskiego. Tylko słysząc dźwięk bezpośrednio ze sceny (nie zaś z frontów) mogę go odpowiednio odebrać.

    Gdy do takiego ułożenia dojdzie wysoka forma muzyków, świetny dźwięk, właściwy repertuar i pewien rodzaj ponadintelektualnego muzycznego porozumienia między muzykami, to – co tu kryć – zupełnie tracę nad sobą kontrolę. Imituję grę na perkusji, macham głową, bujam się i zupełnie nie potrzebuję do tego stać. Dbam o to by siedzieć tak, żeby innym nie zawadzić i wówczas, pisząc kolokwialnie, „gra muzyka”.

    Zdecydowanie wolę jednak siedzieć w klubie, nie zaś w filharmonii, której wewnętrzny nastrój wydaje mi się być niemożliwym do pogodzenia z muzyką Voo Voo. Ich koncertów ze smykami, również raczej unikam.
    „Jeżeli chodzi o Twój wywiad z Wojciechem Waglewskim, który uważam za zardzo ważny, to oczywiście zapoznałem się z nim już bardzo dawno temu. Nie napisałem o nim tylko dlatego, że w lutym, gdy się ukazał, tak jak każdego roku siedziałem w Azji (podobnie jak połowa zespołu Voo Voo) a gdy wróciłem, nie byłaby to już świeża wiadomość (a na takich mi zależy)”.

    Bardzo mi miło! W żadnym razie nie chciałem tym wymóc publikacji tego materiału na Twojej stronie :)
    „Jeżeli chodzi o Twój blog to gratuluję, bo uważam że jest bardzo ciekawy i wartościowy.”

    Ponownie – ogromnie dziękuję!

    „Natomiast co do oceny płyt czy koncertów, to myślę że najważniejsze to uzmysłowić sobie, że to nie jest tak, że ja mam rację albo Ty masz rację. Ty pewnie lubisz blondynki, ja wolę brunetki. I bardzo dobrze. Przynajmniej nigdy się o żadną nie pobijemy.”

    Ależ oczywiście :)
    „Pozdrawiam i do zobaczenia na koncertach”

    Również pozdrawiam i do zobaczenia :)
    Maciej

    OdpowiedzUsuń
  10. PS: Wiedz proszę, że Twoja działalność w postaci tego bloga jest dla mnie naprawdę ważna, a jej wartość wręcz nie do przecenienia. Czytam codziennie w niesłabnącym zainteresowaniem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Część pierwsza:
      Sorki, że dopiero dziś odpisuję ale jestem dość mocno zajętym człowiekiem. Jednak chyba nie wątpiłeś, że nie pozostawię Twoich wpisów bez odpowiedzi.
      Mi również jest miło, gdy ktoś potrafi rozmawiać o muzyce bez założenia, że moje musi być na wierzchu. Akurat w przypadku tego konkretnego wpisu na blogu, doświadczyłem wielu docinek w stylu "jesteś głupi" albo "szkodzisz zespołowi" i innych. Dla mnie to nie są merytoryczne argumenty w dyskusji.
      Powiem Ci tak: jest we mnie coś takiego, że szacunek dla artysty rockowego nie pozwala mi oglądać występu na siedząco. Dlaczego ludzie okazują swój szacunek wstając dopiero na oklaski? Ta muzyka zasługuje na to, aby w całości oglądać ją na stojąco. Oglądając koncert rockowy na siedząco, czuję się zwyczajnie głupio.
      Krok dalej jest już tylko ustawienie stolików do tych krzesełek, żeby ludzie sobie popijali piwko i pochłaniali kotlety. Poza tym, jeżeli o mnie chodzi, gdy słyszę Voo Voo, rozpiera mnie energia. Nie potrafię tak siedzieć i kumulować tego w sobie, pukając rytmicznie rączką w kolanko, jak co niektórzy starsi panowie, których zaobserwowałem wśród publiczności. Ty piszesz, że siedzisz na krzesełku i wyrażasz rytm w ten czy inny sposób całym sobą. Można i tak, ale ja będąc wśród ludzi, którzy siedzą sztywno jak kołki, czuję się jak małpa. Wiem, że będą się na mnie patrzyli ze współczuciem i świadomość tych spojrzeń przeszkadza mi skupić się na odbiorze sztuki. W stojącym tłumie nikt nie jest wystawiony na widok innych jak kaczka na niebie do odstrzału. Robisz co chcesz i nikogo to nie interesuje.
      Fakt, że wyjątkiem jest płyta "Dobry wieczór", która jest na tyle obok mnie, że gdyby nie wspomniany szacunek do artysty, mógłbym nawet leżeć. Mam wiele zastrzeżeń do tego albumu. Najważniejsze z nich to zbyt głębokie zepchnięcie Mateusza na dalszy plan. Nie wiem od kiedy Mateo jest gwiazdą chórków, chociaż wiem, że ma ich sporo na koncie gdzieś tam u innych wykonawców. Oczywiście to uproszczenie i dostrzegam, że Mateusz nie jest bez znaczenia na tym albumie ale uważam, że muzyk tego formatu zasługuje na to, aby na każdej płycie znalazł się chociaż jeden numer oparty na soczystym saksofonowym temacie takim jak jest na przykład w numerach "Jestem jak pijany", "Karnawał" czy "Pierwszy raz".

      Usuń
    2. Część druga:
      Kolejna sprawa to te przedszkolne przyśpiewki "Louło" albo "uuuuu". Autentycznie słabo mi, gdy to słyszę. To ma być lepsze od ponoć durnego "Łobi jabi"? Wątpię. I tak dalej. To nie jest płyta dla mnie. Nawet tytuł mi się nie podoba, bo moim zdaniem bardziej "Dobranoc" niż "Dobry wieczór", z tym że dla mnie to ani nie jest dobry wieczór ani noc.
      Zgodzę się, że z czasem zespół wycisnął na koncertach z tych kawałków co tylko się dało ale mi tam do zachwytu daleko. Te koncerty mają bardzo podobną formułę: przychodzą ludzie ubrani często jak do filharmonii, siedzą na tych swoich krzesełkach nieruchomo jakby przed nimi stała ściana, na koniec wstaną, poklaszczą i sobie pójdą. I tyle.
      Wiem, że dzisiaj trudno w to uwierzyć ale były takie czasy, pamiętam na przykład koncert w gdańskim Żaku, że zespół zszedł ze sceny a publiczność pod sceną jeszcze 15 czy 20 minut śpiewała piosenki zespołu. A potem poszedłem na peron, gdzie stali ludzie wracający z koncertu i dalej śpiewali. I to nie była kiedyś wyjątkowa sytuacja. Ale dziś na taką raczej nie ma szans. Bardzo polecam koncert z Jarocina 92 oraz 91. To daje pewne wyobrażenie o tym jak kiedyś wyglądały koncerty Voo Voo. Wiem, że na ubiegłorocznym Woodstocku chwilami wyglądało podobnie. Te chwile to oczywiście wtedy, gdy grali stare numery.
      Jeżeli chodzi o smyki, to te najbardziej można było odczuć w ostatnich latach podczas trasy "Voo Voo przy lampce". Widziałem sporo tych koncertów. Ogromnie mi się podobały, mimo że występujące z zespołem dziewczyny dość często gdzieś tam się myliły. Koncert ze Szczecina nawet 2 razy ukazał się na płycie.
      Dużo jednak lepiej pod tym względem wypadała trasa z zespołem Aukso. Dziś trudno o te nagrania ale one są, zapewniam Cię o tym i warto sobie zadać trud aby je zdobyć, aby przekonać się co znaczy połączenie Voo Voo ze smykami. Te koncerty oglądałem na siedząco i nie wyrażałem sprzeciwu. Kolejna genialna odsłona Voo Voo ze smykami to koncerty bożonarodzeniowe oraz wielkanocny Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Dla mnie absolutna rewelacja. Chociaż tam akurat wiele więcej się działo niż tylko smyki.
      I na koniec tylko wspomnę o tym, co napisałem przy informacji o premierze koncertu "Bez Prądu" na DVD: Voo Voo to nie jest zespół, który powstał wczoraj. Ma swoją historię na którą składa się bardzo wiele obliczy i chociażby nie wiem co robił, to tego nie wymaże. Nie podoba mi się granie koncertów, z których można wywnioskować, że przed płytą "Dobry wieczór" nic nie było. Nie podoba mi się granie koncertów urodzinowych, z których można wywnioskować, że po trzydziestu latach grania panowie mają do zaprezentowania tylko jedną płytę.
      Fajnie, że są ludzie, którym podoba się płyta "Dobry Wieczór". Ale są też ludzie, którym podobają się inne płyty. Na przykład ja. I co? idę sobie na koncert i jeśli Wojtek Waglewski będzie miał dobry humor, to mogę liczyć w najlepszym razie na 2-3 starsze utwory. Jesteś zdziwiony, że nie jestem zachwycony?
      Szanowny Macieju,
      Dzięki za ciepłe słowa. Zawsze pozostaję gotów do dyskusji. Jeśli nie przy tym temacie to przy jakimś innym.
      Pozdrawiam serdecznie,
      Krzysiek

      Usuń
  11. Cześć!

    Zgodnie z zapowiedzią i ja wracam do naszej dyskusji :)
    Wątpliwości co do Twojej odpowiedzi nie miałem, a że zajęła trochę czasu – to zupełnie normalne, nie jestem zbytnim zwolennikiem zasady, że wszystko powinno być robione jak najszybciej – cierpi na tym jakość, produktu finalnego, niezależnie od tego co tym produktem ostatecznie jest.

    Odnośnie wspomnianych docinek i tekstów typu "szkodzisz zespołowi" – przkro mi to pisać, ale to… nic nowego. Wśród fanów każdego zespołu znajdą się osoby o takim podejściu, często sam byłem obiektem takich słów, ze względu na szczerość wypowiedzi. Nie żebym się żalił – po prostu doskonale rozumiem co masz na myśli i jednocześnie… zupełnie nie rozumiem takiego stawiania sprawy. Pachnie mi to wówczas wręcz rodzajem sekciarstwa, lub czymś na kształt politycznej poprawności.
    W temacie siedzenia to już chyba nie mam nic do dodania – dla mnie nie jest to objawem braku szacunku, zupełnie inaczej odbieram tę sprawę, choć mam nadzieję, że kotlet nigdy nie pojawi się na koncercie Voo Voo w klubie :)
    Co do Twojego czucia się „jak małpa” – rozumiem doskonale, ale sam muzykę odbieram wyłącznie indywidualnie i te spojrzenia, czyś grymas czy skrzywienie zupełnie na mnie nie działają i w ogóle mnie nie obchodzą, zdaję sobie jednak sprawę z tego, że jestem w mniejszości. Zresztą – ja tu tak chwalę siedzenie, a to też do końca nie jest tak, bo jak pisałem – muszę siedzieć ekstremalnie blisko sceny. Na koncercie Voo Voo w łódzkiej Wytwórni pierwszy rząd był stosunkowo daleko od sceny i – jak mam w zwyczaju – postanowiłem mieć gdzieś te 600 siedzących osób, wstałem ruszyłem pod scenę. No i zatrzymał mnie ochroniarz mówiąc, że albo usiądę albo mnie wyprowadzi z kolegami, na co pozostało mi tylko rzucić mu kilka pogardliwych słów, a następnie wrócić na miejsce. I kiedy krzesłka powodują tego typu sytuacje – jestem ich radykalnym przeciwnikiem.
    Ws. roli Mateusza na Dobry Wieczór – zupełnie nie odnoszę takiego wrażenia! Dla mnie dawka saksofonu jest absolutnie wystarczająca .Przykłady: ognista partia w Na coś się zanosi, fragmenty w utworze tytułowym, akcenty w Po Godzinach i Skrzyżowaniu oraz choćby to nowatorskie sfuzzowane brzmienie w solówce podczas Tli Się. Jak wspomniałem – dla mnie – optymalny udział w całości.

    OdpowiedzUsuń
  12. Część II:

    Przyśpiewki początkowo budziły u mnie pewien dystans, ale obecnie uważam, że są ok. Nie wydaje mi się też by Wagiel tak stawiał sprawę, jak to przedstawiasz. Nie chodzi – uważam – o przyśpiewki, a o pewien powolny, snujący się klimat, który mi chwilami poniekąd przypomina jedynkę Voo Voo niż Łobi Jabi i kiedy wspomina o powrocie do pierwotnych założeń Voo Voo to dokładnie rozumiem o co mu chodzi. To co stało się z koncertowym wykonaniem numeru Dokąd Idą chyba najlepiej to pokazuje. Czysty trans, nieco dźwiękowo ascetyczny, ale wciągający, kolektywny i dość niedopowiedziany – nigdy nie wiadomo jak daleko zajdzie. I myślę, że tu jest sedno sprawy.

    Co do samej płyty, polecam lekturę wątku na forum Armii, gdzie pojawiły się mocne opinie o DW, zarówno od osób, które są z zespołem od 10 leci jak i od fanów, nazwijmy to umownie „nowo pozyskanych”.

    Link wskazuje moment pierwszej recenzji, a potem już wątek toczy się dalej :)

    http://ultimathule.nor.pl/viewtopic.php?p=545379#p545379

    Co do samej formuły koncertu – kurde, formuła dla mnie może być zawsze identyczna, gdy jej poszczególne składniki wciąż się zmieniają, a tak uważam dzieje się właśnie na tych występach.

    A propos reakcji ludzi – to jest uważam bardziej sprawa epoki i zmiany w ludziach niż tego, że Voo Voo gra słabiej. Dla mnie instrumentalnie Waglewski i Pospieszalski się przez te lata OGROMNIE rozwinęli. Pokazuje to doskonale porównanie nagrań z ostatnich lat w porównaniu do np. koncertu w Łodzi czy materiały gdy grali sporo płyty Oov Oov, który pojawił się jakiś czas temu na YT. Teraz granie Wagla i Mateusza cechuje znacznie lepsza artykulacja i większa dawka szlachetnej pewności, natychmiast wyczuwalnej w dźwięku sensu largo.
    W temacie smyków – nie odniosę się. Nie mam porównania.
    Przy okazji Twojego podsumowania mogę napisać tak – nie dziwię się, znając Twoją opinię, ani trochę, jednak widać tu kolejną różnicę między nami. Ja OGROMNIE cenię taki radykalizm, jaki obecnie prezentuje Voo Voo i życzyłbym sobie by tak robił każdy zespół. Nawet jeśli ich nowa płyta zupełnie mi się nie spodoba, to chciałbym by grali ją na koncertach w całości, najlepiej nawet bez bisów. Nowy materiał to zawsze nowe emocje, które są dla mnie stokroć cenniejsze niż pewien – nazwijmy to historyczny – aspekt sprawy. To, że ten zespół istnieje właśnie tu i teraz i tak bardzo przeżywa nową płytę to jest uważa, totalny czad. Po tylu latach? Mistrzostwo świata!

    Szanowny Krzysztofie,

    zapewniam, że te słowa były szczere i również jestem otwarty na kolejne dyskusje w podobnym tonie, gdyż nie ukrywam – sprawia mi to ogromną radość.
    Pozdrowienia!

    Maciej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Część I:
      Szanowny Macieju.
      Masz na myśli ostatni koncert Voo Voo w Wytwórni? To ja Cie kojarzę. Taki gość bardzo solidnej postury z piwkiem w plastikowym kubeczku. Z tego co pamiętam, to trzy razy próbowałeś podejść pod scenę. Byłem zażenowany postawą ochrony. Podkreślę to: zażenowany. Co to w ogóle jest, żeby na koncercie rockowym nie można było postać pod sceną i się pobujać? Koncert Voo Voo to nie koncert Guns N' Roses z lat 90-tych. Nikt na scenę nie wbiegnie i nie zerwie z Wagla koszulki. Żałość.
      Mimo, że dochodzimy do miejsca, gdzie od dawna już wiemy, że z jednej strony nie chcemy sobie dać po twarzach a z drugiej strony wiemy, że trudno od miłośnika Jazzu oczekiwać by bawił się przy Hip-Hopie i vice versa, ja jednak jeszcze trochę pociągnę tę polemikę.
      Piszesz, że przyśpiewki są OK. Tak uważasz, w porządku. Ja uważam inaczej i powiem Ci dlaczego. Otóż moim zdaniem śpiewanie "uuuu" przez zespół, który nagrał na przykład piosenkę "Ol daldi", czyli utwór zaśpiewany w jakimś wymyślonym języku, to jak cofnięcie się do przedszkola. Ale uprzedzam: może być jeszcze gorzej jeśli na kolejnej płycie usłyszymy "la, la, la".
      Na Forum zajrzałem. Widzę, że panuje tam między Wami raczej słodka zgodność. To z czym z pewnością się nie zgodzę, jeżeli chodzi o napotkane tam opinie, to ocena Michała Bryndala dokonana przez jednego z piszących.
      Ja jestem bardzo pozytywnie zaskoczony Michałem. Uwazam, że świetnie wpisał się w grupę, bardzo do niej pasuje, gra świetnie, tyle że inaczej niż Stopa. Ale o to od początku chodziło. Generalnie nie powiem jednego złego słowa o Michale.
      Jeżeli chodzi o Wagla i Mateo, którzy jak piszesz, bardzo się przez lata rozwinęli, ja uważam, że cały zespół nieustannie sie rozwija, i jest to naturalną konsekwencją, gdy ktoś gra od tylu lat, z tak róznymi muzykami i w tak różnych projektach. Oni przecież na siebie wpływają i uczą się również od siebie, nawet jeżeli grają na innych instrumentach. Tyle tylko, że w rozwoju czasami można przedobrzyć. Tak jak przedobrzyła Edyta Górniak śpiewając hymn. Kiedyś przez przypadek zostałem zabrany na koncert Budki Suflera w Katowicach. Widać było, że Cugowski przez lata też się rozwinął. I tak bardzo chciał to zademonstrować, tak bardzo chciał pokazać swoją wirtuozerię wokalną, że ja osobiście nie mogłem tego słuchać. W przypadku Voo Voo wiele powie nam kolejna płyta ale mam nadzieję, że to nie ten właśnie kierunek.

      Usuń
  13. Część II:
    Co do"radykalizmu" przy graniu koncertów, widać że pozostaniemy przy swoich, diametralnie odmiennych poglądach. Niech tak będzie. Zastanawia mnie jednak, czy w takim razie uważasz, że wszystko co było do tej pory jest na tyle nieistotne, że nie jest warte grania? Oczywiście to pytanie to jawna prowokacja z mojej strony :-) W każdym razie ten radykalizm akurat w tej chwili ma dość szczęśliwy dla zespołu obrót, bo zespół ma "hita" (jak to nigdy nie wiadomo, kiedy to nastąpi, ale akurat piosenka "Gdybym" nawet mi się podoba) i w efekcie koncerty są wyprzedane. Ale ten radykalizm nie zrodził się z płytą "Dobry Wieczór". Wojciech Waglewski od wielu lat i od wielu płyt miał taką właśnie koncepcję grania i wszędzie opowiadał wraz z każdą płytą, że koniec grania starych utworów. Efekty bywały czasami dość przykre. Na przykład pamiętam jak w Filharmonii Bałtyckiej trzeba było zmieniać salę na mniejszą podczas trasy "Wszyscy muzycy to wojownicy" a w Sopocie wyglądało tak: http://galeria.trojmiasto.pl/Publicznosc-84247.html?id_imp=219456&pozycja=7#foto Tam wtedy było może jeszcze raz tyle publiki. Kontakt zespołu z publicznością mniej więcej zerowy i w końcu po raz kolejny okazało się, że tak się nie da. Trzeba było zagrać Flotę i nagle wszyscy się obudzili i okazało się, że się bawią. Krótko mówiąc: łatwo jest być radykalnym, gdy się ma zwolenników. Myślę, że gdyby nie sukces piosenki "Gdybym", koncerty już dawno zupełnie inaczej by wyglądały i nie wiele by z tego radykalizmu pozostało. Ale trzeba przyznać, że Wagiel konsekwentnie próbuje radykalizmu. Pamiętaj, że za 10 lat Twoje pokolenie będzie miało do Wagla ogromne pretensje o to, że nie gra na koncertach "Gdybym".
    Dla mnie jedyny pozytyw związany z płytą "Dobry wieczór" jest taki, że wśród tych wszystkich ludzi, którzy nagle pokochali Voo Voo, będzie jakaś niewielka grupa osób takich jak Ty, którzy zechcą dowiedzieć się co było wcześniej i odkryją, że działy się rzeczy niezwykłe i absolutnie magiczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Część III:
      W każdym razie rozmawiając o tym co się komu podoba, warto pamiętać o tym, po jak rozległej przestrzeni muzycznej przez lata poruszał się zespół Voo Voo. W konsekwencji naturalnym jest, że będą tacy, którzy polubili ten zespół za stylistykę w utworze "Faza IV", inni za "Człowieka Wózków" jeszcze inni za płytę z Góralami i tacy, którzy zachwyceni są płytą "Dobry wieczór". Twój przykład pokazuje, że nie wszystkie te muzyczne podróże z takim samym upodobaniem wspominasz. I mój przykład pokazuje dokładnie to samo. Teraz akurat jest taki moment, gdy uważam, że lepiej to już było. Nic więc dziwnego, że trudno nam się spotkać z zachwytami. Ty szukasz wirtuozerii, głębokich klimatów, niedopowiedzenia i tajemniczości, ja szukam rzeczy lżejszych, oryginalnych melodii, rytmu, zabawy, dziwnych instrumentów (kiedyś na przykład grali między innymi na pile) muzycznych poszukiwań prowadzonych w najdziwniejszych miejscach i w najdziwniejszy sposób (np. "Muzyka ze słowami").
      Facebooka nie posiadam ( to odnośnie Twojego wpisu w innym miejscu), a raczej nie posiadam konta na Facebooku. Ale zajrzałem i przeczytałem.
      Cóż... Ty już chyba wiesz, że nie przekonasz mnie, ja już wiem, że chyba nie przekonam Ciebie ale jak widać nadal jest o czym dyskutować.
      Pozdrawiam,
      Krzysiek

      Usuń
    2. P.s. To nie czasy się zmieniły. Kiedyś Voo Voo trafiało ze swoją muzyką do dużo młodszej publiczności. Co wcale nie znaczy, że były to głupie siksy, które przychodziły bo im się któryś muzyk zespołu podobał.

      Usuń
  14. Hej!

    A propos Łodzi – mam na myśli koncert z 20 marca, o którym pisałem tutaj: https://wmigthegig.com/2016/04/02/wytworny-wieczor/

    Fatycznie podchodziłem kilka razy, choć w kubku miałem (może nawet najdroższą w Europie) herbatę :). Oficjalny powód był taki, że się ktoś z publiczności skarżył, że mu zasłaniam…
    Szkoda bo pod samą sceną było znacznie lepiej słychać subtelności grane przez Michała.
    Odnośnie przyśpiewki, wiesz – ona dla mnie po prostu przyjemnie się snuje. Wokal jest tą częścią muzyki, która interesuje mnie najmniej i nie analizuję go tak jak np. partii perkusyjnych czy gitarowych. Po prostu nie może mi przeszkadzać i w tym przypadku tak jest. Proste i - jak dla mnie – skuteczne. Podobnie mam z tekstami, choć uważam, że liryki z pierwszych płyt Voo Voo były wyższego lotu, niż te z powiedzmy ostatnich 10 lat.
    Cieszę się, że zajrzałeś na forum i jeszcze bardziej jestem rad z Twojej opinii o grze Michała. Mi przypadł do gustu od początku i z czasem wciąż zyskuje. Ostatnio zaskoczył mnie używaniem loopów (w Dokąd Idą). To co w jego grze lubię najbardziej, to zupełnie osobny świat bardzo delikatnych, cichych szczegółów – rewelacja. I na DW też to słychać! Np. talerze poukrywane na II planie. Uwielbiam tego poszukiwać i mam wrażenie, że ciągle udaje mi się trafić na jakieś nowe znalezisko.
    Co do epatowania wirtuozerią to uważam, że Voo Voo gra – od lat – dokładnie odwrotnie. To granie ze sporym „zapasem” który dopiero na żywo nabiera rozmachu w którym można poczuć wiatr ich 100% rozpędu, ale nawet wówczas nie jest to, ani na chwilę, napuszone i pretensjonalne. Na koncert Budki to ktoś musiałby mnie zaciągnąć siłą hehe

    Jeśli zaś chodzi o Twoje pytanie – chciałbym po prostu, żeby WW zawsze grał to na co w danej chwili ma ochotę i aby było w układaniu setlisty jak najmniej kompromisów, by emocje również pozostawały prawdziwe. To czego okropnie nie lubię to gdy zespół staje się niewolnikiem części własnego repertuaru, przez to – nawet zmieniając aranż z koncertu na koncert – wkrada się rutyna i odgrywanie materiału, a nie granie go z zaangażowaniem i chęcią poszukiwania w dźwięku.

    Gdy nagle Wagiel postanowi odkurzyć jakieś dawno nie grane numery i zespołowi to zażre – rewelacja (jak np. Esencja z koncertu w Blue Note czy FI zagrane na poprzedniej trasie), ważne by robił to z własnej nieprzymuszonej woli, a nie po to by przypodobać się dominującej grupie fanów – wówczas często muzyka się, uważam, kończy (broń Boże nie odbieraj tego osobiście!).

    To się zresztą pięknie splata z kolejną częścią Twojej wypowiedzi. Mnie niespecjalnie interesuje popularność tej muzyki wśród innych, oraz to, że niekiedy ten radykalizm odbił się czkawką komercyjną – to normalne. Zawsze jest spore ryzyko przy takim podejściu i cieszę się, że DW ośmieliła Wojtka Waglewskiego do takich poczynań. Marzy mi się by nagrał on płytę w 100% taką na jaką ma ochotę, a nie taką przy której zastanawia się i kalkuluje by później każdemu na sali było względnie miło.

    Jest to oczywiście ogromnie trudne, szczególnie przy grupie, która nieźle sobie radzi na rynku muzycznym i pewnie jest tak jak piszesz, czyli gdyby nie sukces piosenki "Gdybym", koncerty już dawno zupełnie inaczej by wyglądały, jasne – tym większa ma radość, że tak się nie stało. Zaowocowało to myślę wielką wiarą tego składu w tę i następną płytę, co widać po wywiadach i chemii, która wciąż tli się między nimi na koncertach.
    I teraz poważna niezgoda z mojej strony, tzn. może i „moje pokolenie” będzie potem psioczyć na brak Gdybym w secie, ale na pewno nie ja. Mimo, że ogromnie ten utwór cenie, gdy zacznie się nowa trasa i każda kolejna, nie chciałbym go już nigdy usłyszeć.

    Do części III, nie mam się co odnosić – no pełna zgoda. Tak istotnie jest.
    A post scriptum – hmm. To chyba dla mnie lepiej. Wolę starszą, świadomą i zasłuchaną publikę niż szalejącą młodzież, która raczej przeszkadza mi w odbiorze muzyki. Z tego powodu odpuściłem np. koncerty Kultu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Część 1
      Witam ponownie.
      Kurcze... więc jeszcze raz, tak aby do wszystkich dotarło: poszedłeś na koncert rockowy, chciałeś stanąć pod sceną aby posłuchać muzyki i zostałeś ochrzaniony przez ochroniarza za to, że zasłaniasz szanownym paniom i panom, którzy nie wiadomo czy śpią czy odpoczywają po ciężkim dniu pracy na krzesełkach, tak? A w wersji bez złośliwości: zasłaniasz podczas koncertu rockowego publiczności, która siedzi na krzesełkach i musisz się usunąć, tak?
      Brzmi mniej więcej jak nie zostać wpuszczonym za potrzebą do miejskiego szaletu aby nie przeszkadzać parce, która akurat uprawia tam igraszki. Jakaś strasznie surrealistyczna historia.
      Powiem krótko: gdybym miał stanąć na scenie i gdybym miał się cały czas patrzeć na ludzi którzy siedzą i patrzą przed siebie bez emocji jak w ścianę, zastanawiać się czy ci ludzie już śpią?, czy może zaraz zasną?, czy cokolwiek do nich dociera?, chyba bym się zastrzelił. Z pewnością wolałbym widzieć ludzi, którzy żywo reagują na to co robię. Na szczęście mi to nie grozi (stanie na scenie).
      Coby nie rozmydlać wypowiedzi i uczynić ją w miarę zwięzłą, dzisiaj czepię się tylko do jednego Twojego zdania. Chyba najistotniejszego: "chciałbym po prostu, żeby WW zawsze grał to na co w danej chwili ma ochotę".
      Myślę, że to z punktu widzenia zespołu fantastycznie mieć sympatyków, którzy tak bardzo troszczą się o jego dobre samopoczucie. Ale osobiście uważam, że to nie o to jednak chodzi aby pójść na imprezę popatrzeć jak gospodarze się dobrze bawią. Nie o to chodzi aby zapłacić za bilet i iść na koncert popatrzeć jak zespół się dobrze bawi. Owszem, aby ten koncert był udany, zespół musi się dobrze bawić. Ale rolą zespołu jest sprawienie abyśmy wszyscy dobrze się bawili. Ludzie idą na koncert, gdyż chcą się dobrze bawić. Za to właśnie płacą. Płacą bo oczekują bardzo określonej rozrywki. To dlatego Cugowski jest niewolnikiem Jolki a Markowski Autobiografii. Ja im nie współczuję tak samo jak mi nikt nie współczuje, że muszę chodzić do pracy.
      Bywam na najrozmaitszych koncertach w bardzo różnych częściach świata. Byłem jakiś czas temu na koncercie pewnej gwiazdeczki lat 80-tych, która miała w tamtym czasie kilka przebojów. Dziś już jest starszą osobą, o której świat pamięta tylko dzięki ówczesnym sukcesom. Tylko pamięć o historii sprawiła, że i ja się pojawiłem na występie mając akurat wolny wieczór. Ale wokalista ułożył sobie w głowie taki film, że ludzie przyszli podziwiać jego najnowsze dokonania, o których nikt nie słyszał i nikt tego nigdzie nie chce grać. Gratuluję fantazji ale ja poczułem się oszukany. Myślę, że podobnie jak znakomita większość zgromadzonych, zupełnie nie po to przyszedłem na ten występ i nie za to zapłaciłem. Nikt tego nie gra bo widocznie jest słabe i dlaczego ja mam płacić za słuchanie tego zamiast tego, co artysta ma do zaoferowania najlepszego?; Zamiast tego co zostało zweryfikowane przez czas i uznanie ogółu? Bo gdybym wiedział, że nie usłyszę największych dokonań artysty to czy poszedł bym na koncert? Niektórzy zapłacą za to tylko aby przekonać się, że autor hitu sprzed lat wciąż jeszcze żyje i oddycha. Ale są w mniejszości.
      Myślę, że przy średniej długości koncertu, która wynosi 2 godziny, jest wystarczająco dużo czasu aby sporo zaprezentować na scenie. Wystarczająco dużo czasu aby znaleźć jakiś złoty środek w ilości starego i nowego materiału. Zdecydowana większość artystów ten złoty środek bez trudu odnajduje.
      Nie będę bił brawa tylko dlatego, że Wojtek Waglewski postanowił być inny niż inni, bo jeszcze któregoś dnia dojdzie do wniosku, że wszystko gra więc chce pójść jeszcze dalej w swej inności i porzuci gitarę na rzecz tańca albo gry na flecie.
      Albo inna wersja złotego środka: niech jest nawet tak jak napisałeś w zdaniu, które zacytowałem na początku. Z jednym zastrzeżeniem: niech grają to na co mają w danej chwili ochotę ale uwzględniając cały repertuar. Niech każdy koncert jest inny. A nie tak, że o dwóch lat w kółko męczą to samo.

      Usuń
  15. Część 2
    Jestem makabrycznie zmęczony płytą "Dobry Wieczór". Wagiel zapowiada, że kolejna płyta pójdzie w zupełnie innym kierunku i w tym upatruję źródełka nadziei. Voo Voo miało już tak zdecydowane zmiany kierunku w swej twórczości (i to z płyty na płytę), że zawsze jest nadzieja.
    Co do Kultu powiem tylko tyle, że dla mnie każdy występ tego zespołu jest wydarzeniem w pełni tego słowa znaczeniu historycznym. Oczywiście zawsze mógłbym na ich koncert nie iść z tego czy innego powodu. Ale sam bym sobie zrobił krzywdę.
    I to tyle. Na zakończenie pytanko: Wybierasz na koncert w Łodzi 01.07?
    Pozdrawiam serdecznie,
    Krzysiek

    OdpowiedzUsuń
  16. Cześć!

    Krzysztofie, przepraszam, że wciąż nie odpisuję, ale mam ogromny młyn...
    Jedyne co mi się udało ostatnio w miarę szybko, to właśnie relacja z Voo Voo z koncertu Poznańskiego :D

    Jeśliś chętny zapraszam do czytania :D

    https://wmigthegig.com/2016/07/08/widny-wieczor/

    Pozdrawiam i obiecuję się odnieść jeszcze!

    OdpowiedzUsuń