Były już wywiady, podczas których Wojciech Waglewski opowiadał o płycie "Duchy ludzi i zwierząt" zespołu Waglewski Fisz Emade. Były też wywiady w których o albumie tym opowiadał Fisz.
Tym razem obaj panowie wspólnie rozmawiali o swoim nowym wydawnictwie w programie Makakofonia na antenie Antyradia.
O płycie w sumie mówiono sporo ale w zasadzie była to rozmowa o wszystkim. Przyznam szczerze, że po pierwszych kilkunastu minutach chciałem wyłączyć, gdyż nie mam cierpliwości do tego typu opowiastek, jakie zdominowały pierwszą część rozmowy. Jednak jakimś cudem się przemogłem i twardo wysłuchałem do końca. A trwało to ponad dwie godziny i skończyło się po północy. Na szczęście potem było już naprawdę ciekawie.
Wojciech Waglewski zdradził na przykład, że nigdy nie nagrywa niczego "do szafy".
Wagiel powiedział również tak: „Nie odczuwam potrzeby nagrywania czegokolwiek po tej płycie ("Duchy ludzi i zwierząt" - przyp. red.). (...) Dochodzę czasem do wniosku, że bez sensu w przypadku Voo Voo jest nagrywać w ogóle jakiekolwiek nowe płyty. Ostatnio jeden z moich znajomych podesłał nam listę utworów vuvowskich, które chciałby usłyszeć na jakimś koncercie a których nigdy nie gramy i okazało się, że jest ich 46. Czyli mniej więcej 6 godzin koncertu. W związku z tym, nagrywanie jakichkolwiek nowych rzeczy jest w naszym przypadku chyba dosyć już problematyczne.”
Jest to oczywiście bezpośrednie odniesienie do mojej publikacji, którą można znaleźć TUTAJ. Cóż... nie będę nawet próbował udawać załamanego taką deklaracją. Oczywiście na przestrzeni tych ostatnich 35 lat, do mediów docierały informacje o wielu projektach, czy to Voo Voo, czy też Wojciecha Waglewskiego, które ostatecznie nigdy nie znalazły szczęśliwego finału (mimo iż niektóre były już na dość zaawansowanym etapie). I pewnie chętnie usłyszałbym wielokrotnie zapowiadaną wspólną płytę z Trebuniami „Polonia Minor”. Pewnie chętnie usłyszałbym koncertową płytę „Bowie First Step” i kilka innych. Ale... Od dawna twierdziłem, że jeśli jest nowa płyta Voo Voo to super a jeśli nie ma to drugie super. I już to uzasadniam.
Przede wszystkim oczywiście, nie mam wątpliwości, że jeżeli tylko wcześniej świat się nie skończy (nigdy nie wiadomo) to jakiś kolejny album powstanie. Po drugie: płyt Voo Voo zostało nagranych wiele. Jest czego słuchać. Niestety w tej pogoni za nagrywaniem kolejnych tytułów, nie udało się należycie zadbać o właściwą promocję sporej ilości cennych nagrań. Ponadto osoby, które odkryły grupę Wojciecha Waglewskiego 5 czy 10 lat temu, nie mają żadnej szansy aby doświadczyć wielu rzeczy w wersji live.
Zespołowi Voo Voo nie grozi już z pewnością, że będzie kojarzony z jakąś tylko jedną konkretną płytą, tak jak na przykład Mike Oldfield dla większości kojarzony jest tylko z Dzwonami Rurowymi. Ok, "Tubular Bells" to były w sumie 4 płyty plus potem jakieś tam kompilacje ale wiadomo o co chodzi. Mike Oldfield to Dzwony Rurowe i mało tam kogo obchodzi wszystko co nagrał potem. To nie jest miła sytuacja ale - jak już wspomniałem - zespołowi Voo Voo nie grozi. Dlatego myślę, że jest miejsce na to aby poodcinać trochę kuponów od swoich dotychczasowych dokonań. Brzmi źle, wiem. Ale nie chodzi mi o to aby robić to tak, jak na przykład Peter Gabriel, który 10 lat temu przestał nagrywać cokolwiek i od tego czasu jeździ z koncertami, prezentując stale to samo, tylko na różne sposoby. Oczywiście może to być dla niektórych fajne ale ja na przykład, mimo iż kiedyś uważałem Gabriela za koncertowego mistrza, więcej na jego występ się nie wybieram, gdyż wydaje mi się to coraz tańsze w formie. Zwłaszcza gdy z głośników słychać instrumenty, których nie ma fizycznie na scenie.
Natomiast Voo Voo może odcinać kupony w różnej formie, prezentując co jakiś czas coś zupełnie innego. Faktem jest, że sporo koncertów Voo Voo zostało zarejestrowanych, więc można wrócić do nagrań prezentujących zespół z bardzo różnym materiałem i na różnych etapach jego działalności. Jednak nie wszystko zostało udokumentowane a nawet jeżeli to nie wszystko zostało opublikowane. Poza tym dziś chyba wiemy jak nigdy, że koncerty z monitora to jednak nie to samo. Zatem proste pytanie: ile osób miało okazję obejrzeć na przykład koncert muzyki filmowej Voo Voo? Zespół stworzył bardzo dużo muzyki filmowej i teatralnej ale koncertowo nie grał jej od bardzo dawna. Koncert z Matyldą Damięcką, na którym muzycy zagrali piosenki Dawida Bowiego, był zagrany tylko raz w życiu. Co rusz ktoś powraca z apelami: chciałbym koncert pod tytułem Voo Voo gra pierwszą płytę. Albo Voo Voo gra Sno-powiązałkę (był już taki koncert). Ja bym akurat chętniej usłyszał koncert: Voo Voo gra "Rapatapa to ja" albo "Zapłacono". Ale też na przykład "Muzyka za słowami" z udziałem Jana i Marii Peszek. W każdym razie możliwości jest tyle ile płyt. Poza tym można zupełnie od zera zbudować setlistę koncertów przekrojowych i to jest czynność, którą można powtarzać właściwie w nieskończoność przy tej ilości nagranych piosenek.
Nie twierdzę, że nie ma sensu już nic nagrywać. Absolutnie nie. Myślę też, że Wojciech Waglewski zwyczajnie nie potrafiłby w dłuższym okresie czasu przestać tworzyć nowych rzeczy. Po tylu latach to już jest pewnie jakś forma uzależnienia. I bardzo dobrze (jak dla mnie przynajmniej). Uważam jednak, że warto się trochę zatrzymać nad tym, co już zostało zrobione.
Rozmowę z Wojciechem Waglewskim oraz Fiszem można wysłuchać TUTAJ.
Tym razem obaj panowie wspólnie rozmawiali o swoim nowym wydawnictwie w programie Makakofonia na antenie Antyradia.
O płycie w sumie mówiono sporo ale w zasadzie była to rozmowa o wszystkim. Przyznam szczerze, że po pierwszych kilkunastu minutach chciałem wyłączyć, gdyż nie mam cierpliwości do tego typu opowiastek, jakie zdominowały pierwszą część rozmowy. Jednak jakimś cudem się przemogłem i twardo wysłuchałem do końca. A trwało to ponad dwie godziny i skończyło się po północy. Na szczęście potem było już naprawdę ciekawie.
Wojciech Waglewski zdradził na przykład, że nigdy nie nagrywa niczego "do szafy".
Wagiel powiedział również tak: „Nie odczuwam potrzeby nagrywania czegokolwiek po tej płycie ("Duchy ludzi i zwierząt" - przyp. red.). (...) Dochodzę czasem do wniosku, że bez sensu w przypadku Voo Voo jest nagrywać w ogóle jakiekolwiek nowe płyty. Ostatnio jeden z moich znajomych podesłał nam listę utworów vuvowskich, które chciałby usłyszeć na jakimś koncercie a których nigdy nie gramy i okazało się, że jest ich 46. Czyli mniej więcej 6 godzin koncertu. W związku z tym, nagrywanie jakichkolwiek nowych rzeczy jest w naszym przypadku chyba dosyć już problematyczne.”
Jest to oczywiście bezpośrednie odniesienie do mojej publikacji, którą można znaleźć TUTAJ. Cóż... nie będę nawet próbował udawać załamanego taką deklaracją. Oczywiście na przestrzeni tych ostatnich 35 lat, do mediów docierały informacje o wielu projektach, czy to Voo Voo, czy też Wojciecha Waglewskiego, które ostatecznie nigdy nie znalazły szczęśliwego finału (mimo iż niektóre były już na dość zaawansowanym etapie). I pewnie chętnie usłyszałbym wielokrotnie zapowiadaną wspólną płytę z Trebuniami „Polonia Minor”. Pewnie chętnie usłyszałbym koncertową płytę „Bowie First Step” i kilka innych. Ale... Od dawna twierdziłem, że jeśli jest nowa płyta Voo Voo to super a jeśli nie ma to drugie super. I już to uzasadniam.
Przede wszystkim oczywiście, nie mam wątpliwości, że jeżeli tylko wcześniej świat się nie skończy (nigdy nie wiadomo) to jakiś kolejny album powstanie. Po drugie: płyt Voo Voo zostało nagranych wiele. Jest czego słuchać. Niestety w tej pogoni za nagrywaniem kolejnych tytułów, nie udało się należycie zadbać o właściwą promocję sporej ilości cennych nagrań. Ponadto osoby, które odkryły grupę Wojciecha Waglewskiego 5 czy 10 lat temu, nie mają żadnej szansy aby doświadczyć wielu rzeczy w wersji live.
Zespołowi Voo Voo nie grozi już z pewnością, że będzie kojarzony z jakąś tylko jedną konkretną płytą, tak jak na przykład Mike Oldfield dla większości kojarzony jest tylko z Dzwonami Rurowymi. Ok, "Tubular Bells" to były w sumie 4 płyty plus potem jakieś tam kompilacje ale wiadomo o co chodzi. Mike Oldfield to Dzwony Rurowe i mało tam kogo obchodzi wszystko co nagrał potem. To nie jest miła sytuacja ale - jak już wspomniałem - zespołowi Voo Voo nie grozi. Dlatego myślę, że jest miejsce na to aby poodcinać trochę kuponów od swoich dotychczasowych dokonań. Brzmi źle, wiem. Ale nie chodzi mi o to aby robić to tak, jak na przykład Peter Gabriel, który 10 lat temu przestał nagrywać cokolwiek i od tego czasu jeździ z koncertami, prezentując stale to samo, tylko na różne sposoby. Oczywiście może to być dla niektórych fajne ale ja na przykład, mimo iż kiedyś uważałem Gabriela za koncertowego mistrza, więcej na jego występ się nie wybieram, gdyż wydaje mi się to coraz tańsze w formie. Zwłaszcza gdy z głośników słychać instrumenty, których nie ma fizycznie na scenie.
Natomiast Voo Voo może odcinać kupony w różnej formie, prezentując co jakiś czas coś zupełnie innego. Faktem jest, że sporo koncertów Voo Voo zostało zarejestrowanych, więc można wrócić do nagrań prezentujących zespół z bardzo różnym materiałem i na różnych etapach jego działalności. Jednak nie wszystko zostało udokumentowane a nawet jeżeli to nie wszystko zostało opublikowane. Poza tym dziś chyba wiemy jak nigdy, że koncerty z monitora to jednak nie to samo. Zatem proste pytanie: ile osób miało okazję obejrzeć na przykład koncert muzyki filmowej Voo Voo? Zespół stworzył bardzo dużo muzyki filmowej i teatralnej ale koncertowo nie grał jej od bardzo dawna. Koncert z Matyldą Damięcką, na którym muzycy zagrali piosenki Dawida Bowiego, był zagrany tylko raz w życiu. Co rusz ktoś powraca z apelami: chciałbym koncert pod tytułem Voo Voo gra pierwszą płytę. Albo Voo Voo gra Sno-powiązałkę (był już taki koncert). Ja bym akurat chętniej usłyszał koncert: Voo Voo gra "Rapatapa to ja" albo "Zapłacono". Ale też na przykład "Muzyka za słowami" z udziałem Jana i Marii Peszek. W każdym razie możliwości jest tyle ile płyt. Poza tym można zupełnie od zera zbudować setlistę koncertów przekrojowych i to jest czynność, którą można powtarzać właściwie w nieskończoność przy tej ilości nagranych piosenek.
Nie twierdzę, że nie ma sensu już nic nagrywać. Absolutnie nie. Myślę też, że Wojciech Waglewski zwyczajnie nie potrafiłby w dłuższym okresie czasu przestać tworzyć nowych rzeczy. Po tylu latach to już jest pewnie jakś forma uzależnienia. I bardzo dobrze (jak dla mnie przynajmniej). Uważam jednak, że warto się trochę zatrzymać nad tym, co już zostało zrobione.
Rozmowę z Wojciechem Waglewskim oraz Fiszem można wysłuchać TUTAJ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz